19.1.14

26. Bolesny powrót



Była zbyt obolała, aby wstać i zrobić... coś. Cokolwiek. Przez trzy dni leżała w łóżku i nigdzie się nie ruszała. Wpatrywała się tempo w okno, ignorując dzwoniący nieustannie telefon. Ogarnęła ją apatia i przez chwilę chciała już nigdy się nie obudzić.
Jeremy złamał jej serce. Nie, nie złamał jej. Przecież ona już go nie miała, oddała je Blackbournowi, a teraz on je podeptał, zniszczył jak bezwartościowy śmieć. Była naiwną idiotką, która naczytała się głupich romansideł i uwierzyła w coś, co nie istnieje. Boże, Jeremy pewnie miał z niej niezły ubaw! Ależ była głupia...
Dzwonił telefon. Po dźwięku dzwonka rozpoznała, że to Candice. Wyciągnęła dłoń i odebrała.
- Słucham? - zapytała słabym głosem.
- Pearl, co się z tobą dzieje?! Dzwonimy do ciebie od kilku dni. Wszyscy się o ciebie martwimy. Bobbie ciągle wypytuje Jeremy'ego o ciebie. Co się stało? - zapytała miękkim głosem, Pearl znów poczuła łzy, które zaczęły powoli płynąć po bladych policzkach. - Jesteś chora?
- Tak - odpowiedziała łamiącym się głosem.
- Jezu, na co?
- Na miłość. Zabierzcie mnie stąd - załkała do słuchawki i po chwili się rozłączyła. Candice znów zaczęła dzwonić, ale nie odebrała. Wstała i poszła do łazienki, aby w końcu wziąć prysznic.
Nie wiedziała ile stała pod zimnymi strugami wody, ale gdy w końcu wyszła poczuła się trochę lepiej. Ubrana w piżamę wkroczyła do pokoju i zamarła nagle, gdy dostrzegła Jeremy'ego. Natychmiast przybrała kamienny wyraz twarzy i podeszła do szafki, wyrzucając z niej wszystkie swoje rzeczy. Musiała się spakować.
- Słucham? - zapytała i skrzywiła się, ponieważ głos zadrżał jej niebezpiecznie. Jego widok sprawił jej ból, bo w końcu trzy dni temu na zawsze przekreślił ich przyszłość tylko dlatego, iż bał się miłości.
- Chciałem... Wiem, że mnie znienawidziłaś, ale przyszedłem ci powiedzieć, że tak będzie lepiej. Dla ciebie. W Leeds czekają cię studia i ktoś, kto zasłużył na twoją miłość, ale to nie jestem ja - mruknął, nie zdając sobie sprawy, że w tej odebrał jej wszelką nadzieję. Pearl przez chwilę miała nadzieję, że powie, iż się pomylił i cofa wszystko to, co powiedział, lecz nic takiego nie zrobił. Wręcz przeciwnie. Jeszcze bardziej ją zranił. - Tu są twoje bilety - powiedział cicho. Pearl poczuła, jak łzy znów napływają jej do oczu. Usłyszała, jak cicho wychodzi.
- Jeremy! - krzyknęła nagle, chcąc jeszcze w ostatnim akcie desperacji uzmysłowić mu, że popełnia błąd. Ukochany mężczyzna stanął nagle i spojrzał na nią w oczekiwaniu. Gdyby nie była zaślepiona własnym bólem, prawdopodobnie ujrzałaby, że Blackbourn również cierpi. Jednak Pearl patrząc na bilety nie podniosła na niego oczu i przemówiła cichym i łamiącym się od powstrzymywanego płaczu głosem: - Jeremy, wiem, że wyrzucasz mnie ze swojego zamku, ze swego życia, ponieważ boisz się, że ja kiedyś się znudzę i odejdę od ciebie. Ale wiedz, że nigdy bym ci tego nie uczyniła. Pamiętaj, gdy będziesz leżał w nocy w łóżku, że ja jestem w Leeds i robię to samo... Nie śpię, ponieważ kocham cię i pragnę, a tęsknota nie pozwala mi zasnąć.
- Czy to wszystko? - zapytał lekko ochrypłym głosem, a Pearl poczuła, że wszystko w niej umiera. Tylko tyle miał do powiedzenia? Tylko tyle, po tym co przeszli? Nawet, jeśli ją zranił to jednak nie mogła dopuścić do siebie głosu, który mówił jej, że Jeremy jej nie kocha, a pan Adalbert nie miał racji i kłamał
- Tak, to wszystko - odpowiedziała nadzwyczaj spokojnie i przez jedną dręczącą chwilę obserwowała jak Jeremy odwraca się do niej plecami i wychodzi. Na zawsze. Nigdy go już nie zobaczy, nigdy nie pocałuje. Dopiero, gdy nastała w pokoju cisza zrozumiała, że to koniec. To naprawdę koniec. I choćby zapewniała go latami, Jeremy nie wpuści jej do swego serca tak, jak zrobiła to ona. Zamknął się przed nią, choć wielokrotnie powtarzał, że jest dla niego ważna. I teraz z taką łatwością chciał się jej pozbyć? Więc kłamał? Westchnęła i uniosła głowę, wbijając wzrok w sufit. Okłamał ją... Zostawił ją tak samo jak ojciec i William. Wszyscy trzej są siebie warci!, pomyślała gniewnie. Dobrze, skoro chce, żeby wyjechała zrobi to. Zrobi to i tak samo jak on wyrzuci go z serca, zapomni, znienawidzi. Życzyła mu, aby spotkał kiedyś kobietę, na której będzie mu zależało, a ona go odtrąci. Będzie ją kochał, a ona powie mu, że nie chcę jego miłości. Wtedy przekona się, co to ból, co to odrzucenie.
Pearl pakowała się powoli. Nie czuła nic. Była w środku pusta, wyprana z wszelkich emocji. Postanowiła, że wieczorem pójdzie się pożegnać z ogrodnikiem i z Natem. Na wspomnienie tego ostatniego przymknęła powieki. Miał rację. Była naiwna. Okazała się być idiotką, wierzyła w coś, co było złudzeniem, a Nate doskonale to widział. Próbował ją przestrzec, ale nie wierzyła żadnym słowom. Pójdzie do niego i powie mu, że miał rację.
Nie gotowała od trzech dni, więc, gdy weszła do kuchni zapomniała niemal, jak pachnie w tym pomieszczeniu. Stanęła przy wejściu i zaciągnęła się powietrzem, które przesiąknięte było starym zamkiem oraz świeżymi produktami. Zmarszczyła brwi i rozejrzała się wokół. Pamiętała, że ostatnim razem zostawiła tu niesamowity bałagan, a teraz jest czysto. Znów zalała ją fala bólu i poczuła łzy. Odkąd tu przyjechała płacze częściej i więcej, a ostatnie dni tylko to potwierdziły. Wydawałoby się, że łzy już się jej skończyły, a one znów chcą wydostać się na policzki. Otarła je z gniewem i pociągnęła nosem. Nie pozwoli się już zranić. Nigdy.
Postanowiła zrobić sobie coś do jedzenia, nie była głodna, ale przygotowanie posiłku będzie lepsze niż zamartwianie się i użalanie nad sobą.
Oczywiście z wiadomych powodów nie zrobiła nic do jedzenie Jeremy'emu. Skoro jest taki samowystarczalny, to niech sam sobie gotuje. Ona i tak już wyjeżdża.

*
Nienawidził siebie za to, co jej zrobił. Od ich ostatniej rozmowy minęło dwa dni. Nie widział jej, ani nie słyszał. Tęsknił za nią cholernie mocno, a przecież była tutaj w zamku i mógł w każdej chwili zejść do niej, przeprosić i błagać ją, by została. Nie uczynił nic, nawet wtedy, gdy do jego pokoju wtargnął rozjuszony Bobbie. Najpierw był zaskoczony jego obecnością, a potem westchnął zrezygnowany. W oczach przyjaciela dostrzegł furię.
- Coś ty jej najlepszego zrobił? - krzyknął wściekły.
- Złamałem jej serce. Możesz mnie uderzyć - powiedział i spojrzał na niego błagalnie. Naprawdę chciał, aby Robert to uczynił, bo ból fizyczny jest lepszy od bólu, który trawił go w sercu. Twarz przyjaciela złagodniała nagle.
- Nie będę tego robił. Candice przyjechała ze mną... Porozmawiajmy teraz, póki jej tu nie ma, bo na pewno nie omieszka powiedzieć ci co nieco.
- Co powiedziała Pearl? - zapytał drżącym głosem.
- Niewiele. Przez parę dni nikt nie mógł się do nie dodzwonić, a kiedy Can udało się to zrobić, powiedziała, że jest chora na miłość i żebyśmy ją stąd zabrali.
- Najlepiej, jeśli wyjedziecie stąd natychmiast.
- Opowiedz mi wszystko.
Jeremy wyjrzał zamyślony przez okno, westchnął, a potem zwrócił się w stronę przyjaciela. Zaczął mu opowiadać to, co działo się zanim złamał serce Pearl.

*
Pearl nie bardzo wiedziała, co się stało, gdy do pokoju wpadła jej starsza siostra i zaczęła coś wykrzykiwać. Akurat leżała pogrążona w myślach, gdy Candice złapała ją za ramiona i zaczęła nią potrząsać. Ocknęła się dopiero, gdy siostra lekko ją spoliczkowała.
- Co ty tu robisz?! - krzyknęła zaskoczona, patrząc z niedowierzaniem na Can.
- Prosiłaś, żebyśmy cię stąd zabrali, więc przyjechaliśmy szybko. - Zapadło milczenie, a Pearl miała wrażenie, że rzeczywistość nagle znika, zapada się gdzieś głęboko i chowa, zostawiając ją z tym bólem. - Mama o wszystkim wie - powiedziała Candice. Dziewczyna spojrzała na nią z przerażeniem.
- Co dokładnie? - zapytała ze strachem Pearl. Nie wiedziała, co siostra powiedziała mamie, ale spodziewała się, że rodzicielka oczywiście narobiła wielkiego rabanu.
- No cóż, była wściekła, gdy zrelacjonowałam jej naszą rozmowę. Krzyczała, że spodziewała się tego, że Jeremy cię wykorzysta i tym podobne. Wiesz jaka ona jest - dodała ciszej, widząc minę siostry. - Och, Pearl, dlaczego zakochałaś się w nim? Dlaczego?
- Dlaczego ty zakochałaś się Robercie? To głupie pytanie. Nie prosiłam się o to, nie chciałam tej miłość, ale stało się i już nic tego nie zmieni. A mama miała rację, Jeremy mnie wykorzystał. Nie wiem, jak ja jej spojrzę w oczy - jęknęła i ukryła twarz w dłoniach.
- Przede wszystkim musisz posprzątać bałagan w głowie. Kiedy rozstałam się z Robertem myślałam, że mój świat się zawalił. Przyjechałam tu, bo to było jedyna miejsce, w którym mogłabym się skryć przed nim. Cierpiałam, ale każdego dnia mój ból zmieniał się w apatię, obojętność, aż w końcu przeistoczył się w gniew. Miłość jest silnym uczuciem, ale potrafi uderzyć w słaby punkt człowieka. Musisz wstać i coś postanowić. Rozpacz nic ci nie da, a jedynie pogrąży cię w uczuciach od nadmiaru, których będzie ci się kręciło w głowie. - Pearl wyjrzała przez okno. Candice miała rację, ale z drugiej strony... Jak mogła poradzić sobie z tym, co czuła? To było silniejsze od niej. Ból jaki ją wypełniał sprawiał, że w środku była cała poobijana, a jej zdeptane serce bije powoli i zbiera siły. Obawiała się, że nie będzie w stanie już posklejać je w całość. Nie w tej chwili, nie za miesiąc. Nigdy.
- Gdyby to było takie łatwe... - zaczęła cicho. - Kiedy wyjeżdżamy? - zapytała nagle i zacisnęła dłonie w pięści.
- Kiedy tylko zechcesz.
- Muszę się z wszystkim pożegnać. Nie mogę ich tak zostawić bez słowa. Dziś po kolacji pójdę i wszystko im wyjaśnię.
- Jesteś pewna?
- Tak - pokiwała głową i przytuliła się naglę do siostry. - Dziękuję, że przyjechaliście - wyszeptała.
Bobbie zszedł do Pearl godzinę później. Minę miał niezbyt wyraźną, ale żadna z sióstr nie chciała i nawet nie próbowała się dopytywać, co się stało. Pearl nie chciała zaczynać tego tematu, ponieważ wiedziała, gdzie był narzeczony siostry i nawet nie miała ochoty wypowiadać imienia człowieka, który tak ją zranił. Wiedziała jednak, że kiedyś imię Blackbourna padnie i będzie musiała przyzwyczaić się do cierpienia wywoływane tym słowem.
Przywitała się z Whitmarshem. Przytuliła się do niego mocno i próbując powstrzymać łzy, starała się zażartować. Wolała nie pytać, dlaczego nie przyszedł do niej od razu. Tak było lepiej. Unikanie tego jednego tematu było tym, czego potrzebowała. W końcu zapomni.
- No dobra, młoda, to kiedy chcesz wyjeżdżać? - zapytał w końcu Bobbie, który siedział w fotelu.
- Jak najszybciej - odpowiedziała i westchnęła, udając obojętność. Kiepsko jej to wyszło, ponieważ mężczyzna wstał i usiadł obok niej.
- Wiem, że nie powinien tego mówić, ale Jeremy robi to dla twojego dobra. Porozmawiałem z nim, powiedział mi co nieco i wydaję mi się, że chce twojego wyjazdu, ponieważ nie chcę, abyś czuła się tu uwięziona. Powinien był z tobą porozmawiać i zapytać o zdanie, ale kierował się twoim dobrem. - Młoda Grand spojrzała na niego zamglonym od łez wzrokiem i wybuchnęła płaczem.
- Chciał mojego dobra?! - krzyknęła w końcu, gdy się uspokoiła. - Gdyby tak rzeczywiście było to pozwoliłby mi tu zostać! Nienawidzę go! Nienawidzę za to, co mi zrobił!

*

Pearl tak, jak mówiła - wybrała się po kolacji pożegnać z wszystkimi. Nie było to łatwe zadanie, ponieważ doskonale wiedziała na jaką naiwną kretynkę wyjdzie przed Nathanielem i panem Adalbertem. Ale musiała coś powiedzieć, choćby zwykłe cześć, po to, by nie wyjeżdżać ze świadomością, iż zostawiła ich bez słowa. Najpierw postanowiła odwiedzić starego ogrodnika. Sądziła, że zostanie go w okolicy swojego domu, ale nie było go tam, a drzwi były zamknięte. Nie zniechęciło ją to jednak i zaczęła go nawoływać. Jednak brak odzewu z jego strony sprawił, że dziewczyna zrezygnowała i poszła do stajni, do Nate'a. Bała się tej rozmowy, ale nie miała wyjścia. Przyzna się przed nim i już. Nie będzie to tak bolało, jak słowa Jeremy'ego.
Zanim jednak poszła porozmawiać z Saluke, musiała zobaczyć Lorda i Gandalfa. Oczywiście dla obu miała jabłko i dwie kostki cukru, wygrzebane ze spiżarni. Ten pierwszy przywitał ją z radosnym rżeniem. Weszła do jego boksu i przytuliła się do jego smukłego ciała.
- Będę tęsknić - mruknęła cicho, a koń trącił ją nosem. Przytuliła się do niego mocniej i cicho zaszlochała. - Bądź dobrym koniem - mruknęła i na koniec pocałowała go w chrapy. Koń znów ją trącił, a ona uśmiechnęła się, wycierając łzy. Kary ogier spojrzał na nią, a ona wiedziała, że rozumie i wie o co chodzi. Wie, że wyjeżdża. Na pożegnanie podała mu jabłko i cukier, które schrupał ze smakiem. W końcu wyszła, choć ciężko jej było na sercu,g dy zamykała boks karego i kierowała swe kroki do konia, który okazał się być wcielonym diabłem. Nie zraziło ją to jednak i stanęła przed jego boksem. Gandalf natychmiast rozpoczął swój standardowy pokaz, choć ten trwał wyjątkowo krótko. Kiedy w miarę się uspokoił, zaczął rozgrzebywać posłanie kopytem, parskając i chrapiąc przy tym donośnie. - Może Jeremy mnie zawiódł, ale mam nadzieję, że nie zrobi tego tobie i ci pomoże. Wierzę w to, że jeszcze będziesz dobrym koniem.
Wiedziała, że nie ma sensu bawić się w czułe pożegnania z koniem, który gdyby tylko mógł, stratowałby ją w jednej sekundzie. Dlatego jabłko i kostki cukru położyła na drzwiach boksu i odeszła. Gdy się odwróciła smakołyków już nie było, a ogier chrupał spokojnie zostawiony poczęstunek. Uśmiechnęła się. Znów zawitała do niej iskierka nadziei. Uda się go wyprostować, pomyślała przekonana i poszła poszukać Nathaniela.
- Nate! Nate, gdzie jesteś? - zawołał, gdy w całej stajni nie znalazła chłopaka. Wyszła w końcu na zewnątrz i zadrżała. Pogoda w Szkocji była naprawdę kiepska. Nadal wiał wiatr, ale już nie tak silny, a deszcz nie padał już od kilku dni, choć nad zamkiem kumulowały się ciężkie, ciemne chmurzyska, które nabrzmiały od deszczu, lada chwila zacznie padać. Musiała się więc pośpieszyć.
Skapitulowała po pół godzinie, akurat w chwili, gdy na horyzoncie pojawił się Nate oraz Marcus. Podeszła do nich niepewnie.
- Cześć - przywitała się nieśmiało. Panowie zatrzymali się. Marcus patrzył na nią obojętnie, a Nate z ciekawością i jakby żalem, nie chciała jednak tego roztrząsać i wolała tego nie robić. - No cóż, chyba będzie lepiej, jeśli powiem to od razu. Przyszłam się pożegnać. Wyjeżdżam jutro po południu. - Szok jaki zobaczyła na twarzy Marcusa i Nate sprawił, że do oczu po raz kolejny napłynęły jej łzy.
- Wyjeżdżasz? - wydukał w końcu Nathaniel. Pearl zagryzła wargi i westchnęła, starając się odgonić płacz, który groził jej, jeśli pozwoli sobie na chwilę słabości.
- Tak. Widzisz, Nate, okazało się, że jesteś świetnym doradcą, a ja wciąż naiwną nastolatką. Miałeś rację, a ja cię nie słuchałam - powiedziała, unikając ich spojrzenia. W końcu jednak, popatrzyła na Saluke i uśmiechnęła, wiedząc, że za chwilę się rozpłaczę. - Możesz to powiedzieć.
- Co?
- A nie mówiłem. Możesz to powiedzieć, pozwalam ci - dodała jeszcze i przygryzła dolną wargę, a łzy pojawiły się w jej oczach.
- Nie powiem, nie zrobię tego. Chodź tu, Pearl. - Wyciągnął do niej ramiona, a ona niewiele myśląc po prostu się do niego przytuliła. Załkała cicho tuż w jego flanelową koszulę. - No dobrze, już nie płacz. Jeremy nie jest tego wart. To idiota - szeptał jej wprost do ucha. Pearl miała wrażenie, że tylko Nate wiedział o jego zamiarach, a wszyscy wokół niej kłamali. Ale chyba nikt się tego nie spodziewał. Zwłaszcza ona, choć spodziewała się, że ich szczęście może kiedyś się skończyć.
- Byłam taka głupia. Powinnam była... - urwała i znów zaniosła się donośnym płaczem. Czuła, jak w niej wszystko pulsuje od bólu. Nie mogła tego jednak powstrzymać. Mocny uścisk Nathaniel dał jej siły i odwagi. Uspokoiła się w końcu, a gdy odsunęła się od niego, spostrzegła, że nie ma obok nich Marcusa. Odszedł, a ona nawet nie usłyszała kiedy.
- Miłość jest ślepa i zazwyczaj nie słuchamy tego, co mówią inni, bo wydaję nam się, że nasze serce wie lepiej.
- Jesteś na mnie zły? - zapytała łamiącym się głosem. Nate uśmiechnął się do niej i kciukami otarł łzy, które zmoczyły jej blade policzki.
- Oczywiście, że nie. Przykro mi tylko, bo Jeremy złamał ci serce, choć jesteś jedyną osobą, która była w stanie wyciągnąć go do ludzi. Nie wierzę w to, że z taką łatwością cię odtrącił.
- Ja też nie - odpowiedziała tylko i przytuliła się do niego.
Zapewne stali by tak bardzo długo, gdyby nie telefon Pearl, który nagle zaczął dzwonić. Spojrzała na wyświetlacz.
- To Candice, moja siostra - wytłumaczyła mu, gdy spojrzał na nią zdezorientowany. Odebrała.
- Gdzie jesteś?
- W stajni. Zaraz przyjdę. Muszę się jeszcze pożegnać z panem Adalbertem.
Rozłączyła się i spojrzała na Nathaniela.
- Dziękuję ci za to, że uczyłeś mnie jeździć konno, co i tak potem zaprzestałam, dziękuję za cierpliwość i opiekę. Będę za tobą tęskniła - powiedziała jeszcze i znów się do niego przytuliła.
- Ja za tobą też. Przewróciłaś nasze życie do góry nogami! - wykrzyknął radośnie i objął ją po przyjacielsku.
- Nie przesadzaj - bąknęła i po chwili wyswobodziła się z jego uścisku. - Muszę już iść, Nate. Odzywaj się do mnie od czasu do czasu. Też się z tobą skontaktuje.
- Pisz do mnie jak najczęściej.
- Będę - obiecała i ostatni raz go przytuliła, a potem odeszła, na koniec jeszcze się uśmiechając, choć robiła to poprzez łzy wzruszenia. Trudno było jej uświadomić sobie, że to już koniec, że nigdy więcej nie zobaczy Nate'a i jego łobuzerskiego uśmiechu. Będzie brakowało jej także koni. Nie wyobrażała sobie, że nie zobaczy już Lorda, a nawet Gandalfa.
Niestety, wszystko ma swój koniec, jej pobyt również. Musiała jednak pożegnać się z ogrodnikiem. Nie mogła wyjechać tak bez słowa. Pan Forsyth poczuje się urażony. Zwierzała mu się, starała się go również odwiedzać, więc teraz musiała go doszukać.
Spacerowała po całej okolicy, aż w końcu wróciła do jego domu. I znalazła go! Właśnie otwierał drzwi, gdy wkroczyła na chodnik.
- Panie Forsyth! - krzyknęła, gdy mężczyzna już miał przekroczyć próg swego małego domku.
- Ach, Pearl! Cieszę się, że cię widzę. Jak sprawy z Jeremym? Wszystko...
- Wyjeżdżam - powiedziała szybko z obawy, że za chwilę znów zacznie płakać.
- Co? - zapytał zaskoczony i zszedł do niej. Pearl pokiwała z rezygnacją głową.
- Tak. Wyjeżdżam. Nie udało się. Pomyliliśmy się oboje, a Jeremy... On po prostu świetnie udawał, że mu na mnie zależy. Kłamał panu, że mnie kocha. Jutro wyjeżdżam - dodała jeszcze, jakby chcąc samą siebie uświadomić, że to rzeczywiście koniec.
- Nie mogę w to uwierzyć - szepnął zaskoczony ogrodnik, a Pearl pokiwała głową.
- Ja też nie, ale najwidoczniej nikt z nas nie zna Jeremy'ego na tyle dobrze, skoro oboje nas zaskoczył. Będę za panem tęsknić - powiedziała płaczliwym tonem i wpadła w jego ciepłe objęcia. Mężczyzna przytulił ją do siebie, głaszcząc po włosach.
- Bądź silna, moje dziecko. Nie możesz się poddać. Jeremy zrozumie, co stracił i będzie chciał, żebyś do niego wróciła. Wierzę, że cię kocha i ty też powinnaś to zrobić. Jeśli zwątpisz w niego, on już nigdy nie otworzy się przed ludźmi.
- Nie obchodzi mnie to! Dałam mu szansę, a on co? Powiedział, że mnie tu nie chce! Jak mam teraz jeszcze wierzyć w to, że on zechce do mnie wrócić? Przecież to nierealne. Przykro mi, proszę pana, straciłam nadzieję. Nie jestem w stanie dłużej o niego walczyć. Niech teraz on to zrobi dla mnie. - Głos drżał jej od powstrzymywanych łez, lecz dzielnie patrzyła mu w oczy. Pan Adalbert podziwiał jej siłę ducha, która trzymała ją jeszcze w ryzach i nie pozwoliła się całkiem rozsypać. Była dzielna i dumna, i miał nadzieję, że Blackbourn szybko zda sobie sprawę z tego, jakim głupcem się okazał, wyrzucając ze swojego życia.
Pearl długo stała w milczeniu i cieszyła się kojącą siłą ramion starego ogrodnika, w końcu jednak musiała się pożegnać. Czas wracać.
- Będę za panem tęskniła - powiedziała, uśmiechając się blado. - Może kiedyś wpadnie pan do Leeds z Nathanielem? Zabrałabym pana do parku, pokazała ogródek cioci, która również uwielbia zajmować się ogordem.
- Bardzo chętnie skorzystam z zaproszenia. Dawno nigdzie nie wyjeżdżałem.
- Dziękuję, będę się bardzo cieszyć. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia, Pearl. Życzę cię szczęścia! - powiedział jeszcze, a dziewczyna pocałowała go w policzek i w końcu odwróciła się, by odejść. Na końcu chodnika odwróciła się i pomachała, a potem puściła się biegiem, czując piekące łzy pod powiekami. Jej pobyt dobiegł końca. Wróci do domu ze złamany sercem i pogrzebanymi nadziejami.

3 komentarze:

  1. Szablon piękny ! szkoda że ten uparciuch obstaje za swoim ! to jest złe ! ale nie dziwie się Pearl że straciła wiarę w niego ile można walczyć o niego a potem on niszczy jej uczucia to nie miłe . Rozpłakałam się na koniec wraz z bohaterką.<3 dziękuje za piękną notkę. Walcz jeremi walcz o nią !

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeny, Jeremy, co Ty wyprawiasz? Dla jej dobra? Chyba nie dobra, i w ogóle znowu sam zostanie. Czy on w ogóle...myśli? Sorry, ona wprowadziła tyle do jego życia, naprawdę mogło być cudownie. Jednak jak widać on woli być sam i ciągle się gnoić jakie to ma straszne życie, a teraz będzie siebie dobijał za Pearl...on jest naprawdę..skomplikowany i tak mi go szkoda. ;<

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale się porobiło... Biedna Pearl:( Mam ogromną nadzieję, że Jeremy się ogarnie i powinien się modlić, żeby mu wybaczyła. Czekam na następny, Kochana;)

    OdpowiedzUsuń

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Breatherain, Terriblecrash, KrypteriaHG oraz Rose Perdu. Lily James oraz Beneath You Beautiful.