Była
zbyt obolała, aby wstać i zrobić... coś. Cokolwiek. Przez trzy
dni leżała w łóżku i nigdzie się nie ruszała. Wpatrywała się
tempo w okno, ignorując dzwoniący nieustannie telefon. Ogarnęła
ją apatia i przez chwilę chciała już nigdy się nie obudzić.
Jeremy
złamał jej serce. Nie, nie złamał jej. Przecież ona już go nie
miała, oddała je Blackbournowi, a teraz on je podeptał, zniszczył
jak bezwartościowy śmieć. Była naiwną idiotką, która naczytała
się głupich romansideł i uwierzyła w coś, co nie istnieje. Boże,
Jeremy pewnie miał z niej niezły ubaw! Ależ była głupia...
Dzwonił
telefon. Po dźwięku dzwonka rozpoznała, że to Candice. Wyciągnęła
dłoń i odebrała.
-
Słucham? - zapytała słabym głosem.
-
Pearl, co się z tobą dzieje?! Dzwonimy do ciebie od kilku dni.
Wszyscy się o ciebie martwimy. Bobbie ciągle wypytuje Jeremy'ego o
ciebie. Co się stało? - zapytała miękkim głosem, Pearl znów
poczuła łzy, które zaczęły powoli płynąć po bladych
policzkach. - Jesteś chora?
-
Tak - odpowiedziała łamiącym się głosem.
-
Jezu, na co?
-
Na miłość. Zabierzcie mnie stąd - załkała do słuchawki i po
chwili się rozłączyła. Candice znów zaczęła dzwonić, ale nie
odebrała. Wstała i poszła do łazienki, aby w końcu wziąć
prysznic.
Nie
wiedziała ile stała pod zimnymi strugami wody, ale gdy w końcu
wyszła poczuła się trochę lepiej. Ubrana w piżamę wkroczyła do
pokoju i zamarła nagle, gdy dostrzegła Jeremy'ego. Natychmiast
przybrała kamienny wyraz twarzy i podeszła do szafki, wyrzucając z
niej wszystkie swoje rzeczy. Musiała się spakować.
-
Słucham? - zapytała i skrzywiła się, ponieważ głos zadrżał
jej niebezpiecznie. Jego widok sprawił jej ból, bo w końcu trzy
dni temu na zawsze przekreślił ich przyszłość tylko dlatego, iż
bał się miłości.
-
Chciałem... Wiem, że mnie znienawidziłaś, ale przyszedłem ci
powiedzieć, że tak będzie lepiej. Dla ciebie. W Leeds czekają cię
studia i ktoś, kto zasłużył na twoją miłość, ale to nie
jestem ja - mruknął, nie zdając sobie sprawy, że w tej odebrał
jej wszelką nadzieję. Pearl przez chwilę miała nadzieję, że
powie, iż się pomylił i cofa wszystko to, co powiedział, lecz nic
takiego nie zrobił. Wręcz przeciwnie. Jeszcze bardziej ją zranił.
- Tu są twoje bilety - powiedział cicho. Pearl poczuła, jak łzy
znów napływają jej do oczu. Usłyszała, jak cicho wychodzi.
-
Jeremy! - krzyknęła nagle, chcąc jeszcze w ostatnim akcie
desperacji uzmysłowić mu, że popełnia błąd. Ukochany mężczyzna
stanął nagle i spojrzał na nią w oczekiwaniu. Gdyby nie była
zaślepiona własnym bólem, prawdopodobnie ujrzałaby, że
Blackbourn również cierpi. Jednak Pearl patrząc na bilety nie
podniosła na niego oczu i przemówiła cichym i łamiącym się od
powstrzymywanego płaczu głosem: - Jeremy, wiem, że wyrzucasz mnie
ze swojego zamku, ze swego życia, ponieważ boisz się, że ja
kiedyś się znudzę i odejdę od ciebie. Ale wiedz, że nigdy bym ci
tego nie uczyniła. Pamiętaj, gdy będziesz leżał w nocy w łóżku,
że ja jestem w Leeds i robię to samo... Nie śpię, ponieważ
kocham cię i pragnę, a tęsknota nie pozwala mi zasnąć.
-
Czy to wszystko? - zapytał lekko ochrypłym głosem, a Pearl
poczuła, że wszystko w niej umiera. Tylko tyle miał do
powiedzenia? Tylko tyle, po tym co przeszli? Nawet, jeśli ją zranił
to jednak nie mogła dopuścić do siebie głosu, który mówił jej,
że Jeremy jej nie kocha, a pan Adalbert nie miał racji i kłamał
-
Tak, to wszystko - odpowiedziała nadzwyczaj spokojnie i przez jedną
dręczącą chwilę obserwowała jak Jeremy odwraca się do niej
plecami i wychodzi. Na zawsze. Nigdy go już nie zobaczy, nigdy nie
pocałuje. Dopiero, gdy nastała w pokoju cisza zrozumiała, że to
koniec. To naprawdę koniec. I choćby zapewniała go latami, Jeremy
nie wpuści jej do swego serca tak, jak zrobiła to ona. Zamknął
się przed nią, choć wielokrotnie powtarzał, że jest dla niego
ważna. I teraz z taką łatwością chciał się jej pozbyć? Więc
kłamał? Westchnęła i uniosła głowę, wbijając wzrok w sufit.
Okłamał ją... Zostawił ją tak samo jak ojciec i William. Wszyscy
trzej są siebie warci!, pomyślała gniewnie. Dobrze, skoro chce,
żeby wyjechała zrobi to. Zrobi to i tak samo jak on wyrzuci go z
serca, zapomni, znienawidzi. Życzyła mu, aby spotkał kiedyś
kobietę, na której będzie mu zależało, a ona go odtrąci. Będzie
ją kochał, a ona powie mu, że nie chcę jego miłości. Wtedy
przekona się, co to ból, co to odrzucenie.
Pearl
pakowała się powoli. Nie czuła nic. Była w środku pusta, wyprana
z wszelkich emocji. Postanowiła, że wieczorem pójdzie się
pożegnać z ogrodnikiem i z Natem. Na wspomnienie tego ostatniego
przymknęła powieki. Miał rację. Była naiwna. Okazała się być
idiotką, wierzyła w coś, co było złudzeniem, a Nate doskonale to
widział. Próbował ją przestrzec, ale nie wierzyła żadnym
słowom. Pójdzie do niego i powie mu, że miał rację.
Nie
gotowała od trzech dni, więc, gdy weszła do kuchni zapomniała
niemal, jak pachnie w tym pomieszczeniu. Stanęła przy wejściu i
zaciągnęła się powietrzem, które przesiąknięte było starym
zamkiem oraz świeżymi produktami. Zmarszczyła brwi i rozejrzała
się wokół. Pamiętała, że ostatnim razem zostawiła tu
niesamowity bałagan, a teraz jest czysto. Znów zalała ją fala
bólu i poczuła łzy. Odkąd tu przyjechała płacze częściej i
więcej, a ostatnie dni tylko to potwierdziły. Wydawałoby się, że
łzy już się jej skończyły, a one znów chcą wydostać się na
policzki. Otarła je z gniewem i pociągnęła nosem. Nie pozwoli się
już zranić. Nigdy.
Postanowiła
zrobić sobie coś do jedzenia, nie była głodna, ale przygotowanie
posiłku będzie lepsze niż zamartwianie się i użalanie nad sobą.
Oczywiście
z wiadomych powodów nie zrobiła nic do jedzenie Jeremy'emu. Skoro
jest taki samowystarczalny, to niech sam sobie gotuje. Ona i tak już
wyjeżdża.
*
Nienawidził
siebie za to, co jej zrobił. Od ich ostatniej rozmowy minęło dwa
dni. Nie widział jej, ani nie słyszał. Tęsknił za nią cholernie
mocno, a przecież była tutaj w zamku i mógł w każdej chwili
zejść do niej, przeprosić i błagać ją, by została. Nie uczynił
nic, nawet wtedy, gdy do jego pokoju wtargnął rozjuszony Bobbie.
Najpierw był zaskoczony jego obecnością, a potem westchnął
zrezygnowany. W oczach przyjaciela dostrzegł furię.
-
Coś ty jej najlepszego zrobił? - krzyknął wściekły.
-
Złamałem jej serce. Możesz mnie uderzyć - powiedział i spojrzał
na niego błagalnie. Naprawdę chciał, aby Robert to uczynił, bo
ból fizyczny jest lepszy od bólu, który trawił go w sercu. Twarz
przyjaciela złagodniała nagle.
-
Nie będę tego robił. Candice przyjechała ze mną... Porozmawiajmy
teraz, póki jej tu nie ma, bo na pewno nie omieszka powiedzieć ci
co nieco.
-
Co powiedziała Pearl? - zapytał drżącym głosem.
-
Niewiele. Przez parę dni nikt nie mógł się do nie dodzwonić, a
kiedy Can udało się to zrobić, powiedziała, że jest chora na
miłość i żebyśmy ją stąd zabrali.
-
Najlepiej, jeśli wyjedziecie stąd natychmiast.
-
Opowiedz mi wszystko.
Jeremy
wyjrzał zamyślony przez okno, westchnął, a potem zwrócił się w
stronę przyjaciela. Zaczął mu opowiadać to, co działo się zanim
złamał serce Pearl.
*
Pearl
nie bardzo wiedziała, co się stało, gdy do pokoju wpadła jej
starsza siostra i zaczęła coś wykrzykiwać. Akurat leżała
pogrążona w myślach, gdy Candice złapała ją za ramiona i
zaczęła nią potrząsać. Ocknęła się dopiero, gdy siostra lekko
ją spoliczkowała.
-
Co ty tu robisz?! - krzyknęła zaskoczona, patrząc z
niedowierzaniem na Can.
-
Prosiłaś, żebyśmy cię stąd zabrali, więc przyjechaliśmy
szybko. - Zapadło milczenie, a Pearl miała wrażenie, że
rzeczywistość nagle znika, zapada się gdzieś głęboko i chowa,
zostawiając ją z tym bólem. - Mama o wszystkim wie - powiedziała
Candice. Dziewczyna spojrzała na nią z przerażeniem.
-
Co dokładnie? - zapytała ze strachem Pearl. Nie wiedziała, co
siostra powiedziała mamie, ale spodziewała się, że rodzicielka
oczywiście narobiła wielkiego rabanu.
-
No cóż, była wściekła, gdy zrelacjonowałam jej naszą rozmowę.
Krzyczała, że spodziewała się tego, że Jeremy cię wykorzysta i
tym podobne. Wiesz jaka ona jest - dodała ciszej, widząc minę
siostry. - Och, Pearl, dlaczego zakochałaś się w nim? Dlaczego?
-
Dlaczego ty zakochałaś się Robercie? To głupie pytanie. Nie
prosiłam się o to, nie chciałam tej miłość, ale stało się i
już nic tego nie zmieni. A mama miała rację, Jeremy mnie
wykorzystał. Nie wiem, jak ja jej spojrzę w oczy - jęknęła i
ukryła twarz w dłoniach.
-
Przede wszystkim musisz posprzątać bałagan w głowie. Kiedy
rozstałam się z Robertem myślałam, że mój świat się zawalił.
Przyjechałam tu, bo to było jedyna miejsce, w którym mogłabym się
skryć przed nim. Cierpiałam, ale każdego dnia mój ból zmieniał
się w apatię, obojętność, aż w końcu przeistoczył się w
gniew. Miłość jest silnym uczuciem, ale potrafi uderzyć w słaby
punkt człowieka. Musisz wstać i coś postanowić. Rozpacz nic ci
nie da, a jedynie pogrąży cię w uczuciach od nadmiaru, których
będzie ci się kręciło w głowie. - Pearl wyjrzała przez okno.
Candice miała rację, ale z drugiej strony... Jak mogła poradzić
sobie z tym, co czuła? To było silniejsze od niej. Ból jaki ją
wypełniał sprawiał, że w środku była cała poobijana, a jej
zdeptane serce bije powoli i zbiera siły. Obawiała się, że nie
będzie w stanie już posklejać je w całość. Nie w tej chwili,
nie za miesiąc. Nigdy.
-
Gdyby to było takie łatwe... - zaczęła cicho. - Kiedy wyjeżdżamy?
- zapytała nagle i zacisnęła dłonie w pięści.
-
Kiedy tylko zechcesz.
-
Muszę się z wszystkim pożegnać. Nie mogę ich tak zostawić bez
słowa. Dziś po kolacji pójdę i wszystko im wyjaśnię.
-
Jesteś pewna?
-
Tak - pokiwała głową i przytuliła się naglę do siostry. -
Dziękuję, że przyjechaliście - wyszeptała.
Bobbie
zszedł do Pearl godzinę później. Minę miał niezbyt wyraźną,
ale żadna z sióstr nie chciała i nawet nie próbowała się
dopytywać, co się stało. Pearl nie chciała zaczynać tego tematu,
ponieważ wiedziała, gdzie był narzeczony siostry i nawet nie miała
ochoty wypowiadać imienia człowieka, który tak ją zranił.
Wiedziała jednak, że kiedyś imię Blackbourna padnie i będzie
musiała przyzwyczaić się do cierpienia wywoływane tym słowem.
Przywitała
się z Whitmarshem. Przytuliła się do niego mocno i próbując
powstrzymać łzy, starała się zażartować. Wolała nie pytać,
dlaczego nie przyszedł do niej od razu. Tak było lepiej. Unikanie
tego jednego tematu było tym, czego potrzebowała. W końcu zapomni.
-
No dobra, młoda, to kiedy chcesz wyjeżdżać? - zapytał w końcu
Bobbie, który siedział w fotelu.
-
Jak najszybciej - odpowiedziała i westchnęła, udając obojętność.
Kiepsko jej to wyszło, ponieważ mężczyzna wstał i usiadł obok
niej.
-
Wiem, że nie powinien tego mówić, ale Jeremy robi to dla twojego
dobra. Porozmawiałem z nim, powiedział mi co nieco i wydaję mi
się, że chce twojego wyjazdu, ponieważ nie chcę, abyś czuła się
tu uwięziona. Powinien był z tobą porozmawiać i zapytać o
zdanie, ale kierował się twoim dobrem. - Młoda Grand spojrzała na
niego zamglonym od łez wzrokiem i wybuchnęła płaczem.
-
Chciał mojego dobra?! - krzyknęła w końcu, gdy się uspokoiła. -
Gdyby tak rzeczywiście było to pozwoliłby mi tu zostać!
Nienawidzę go! Nienawidzę za to, co mi zrobił!
*
Pearl
tak, jak mówiła - wybrała się po kolacji pożegnać z wszystkimi.
Nie było to łatwe zadanie, ponieważ doskonale wiedziała na jaką
naiwną kretynkę wyjdzie przed Nathanielem i panem Adalbertem. Ale
musiała coś powiedzieć, choćby zwykłe cześć, po to, by nie
wyjeżdżać ze świadomością, iż zostawiła ich bez słowa.
Najpierw postanowiła odwiedzić starego ogrodnika. Sądziła, że
zostanie go w okolicy swojego domu, ale nie było go tam, a drzwi
były zamknięte. Nie zniechęciło ją to jednak i zaczęła go
nawoływać. Jednak brak odzewu z jego strony sprawił, że
dziewczyna zrezygnowała i poszła do stajni, do Nate'a. Bała się
tej rozmowy, ale nie miała wyjścia. Przyzna się przed nim i już.
Nie będzie to tak bolało, jak słowa Jeremy'ego.
Zanim
jednak poszła porozmawiać z Saluke, musiała zobaczyć Lorda i
Gandalfa. Oczywiście dla obu miała jabłko i dwie kostki cukru,
wygrzebane ze spiżarni. Ten pierwszy przywitał ją z radosnym
rżeniem. Weszła do jego boksu i przytuliła się do jego smukłego
ciała.
-
Będę tęsknić - mruknęła cicho, a koń trącił ją nosem.
Przytuliła się do niego mocniej i cicho zaszlochała. - Bądź
dobrym koniem - mruknęła i na koniec pocałowała go w chrapy. Koń
znów ją trącił, a ona uśmiechnęła się, wycierając łzy. Kary
ogier spojrzał na nią, a ona wiedziała, że rozumie i wie o co
chodzi. Wie, że wyjeżdża. Na pożegnanie podała mu jabłko i
cukier, które schrupał ze smakiem. W końcu wyszła, choć ciężko
jej było na sercu,g dy zamykała boks karego i kierowała swe kroki
do konia, który okazał się być wcielonym diabłem. Nie zraziło
ją to jednak i stanęła przed jego boksem. Gandalf natychmiast
rozpoczął swój standardowy pokaz, choć ten trwał wyjątkowo
krótko. Kiedy w miarę się uspokoił, zaczął rozgrzebywać
posłanie kopytem, parskając i chrapiąc przy tym donośnie. - Może
Jeremy mnie zawiódł, ale mam nadzieję, że nie zrobi tego tobie i
ci pomoże. Wierzę w to, że jeszcze będziesz dobrym koniem.
Wiedziała,
że nie ma sensu bawić się w czułe pożegnania z koniem, który
gdyby tylko mógł, stratowałby ją w jednej sekundzie. Dlatego
jabłko i kostki cukru położyła na drzwiach boksu i odeszła. Gdy
się odwróciła smakołyków już nie było, a ogier chrupał
spokojnie zostawiony poczęstunek. Uśmiechnęła się. Znów
zawitała do niej iskierka nadziei. Uda się go wyprostować,
pomyślała przekonana i poszła poszukać Nathaniela.
-
Nate! Nate, gdzie jesteś? - zawołał, gdy w całej stajni nie
znalazła chłopaka. Wyszła w końcu na zewnątrz i zadrżała.
Pogoda w Szkocji była naprawdę kiepska. Nadal wiał wiatr, ale już
nie tak silny, a deszcz nie padał już od kilku dni, choć nad
zamkiem kumulowały się ciężkie, ciemne chmurzyska, które
nabrzmiały od deszczu, lada chwila zacznie padać. Musiała się
więc pośpieszyć.
Skapitulowała
po pół godzinie, akurat w chwili, gdy na horyzoncie pojawił się
Nate oraz Marcus. Podeszła do nich niepewnie.
-
Cześć - przywitała się nieśmiało. Panowie zatrzymali się.
Marcus patrzył na nią obojętnie, a Nate z ciekawością i jakby
żalem, nie chciała jednak tego roztrząsać i wolała tego nie
robić. - No cóż, chyba będzie lepiej, jeśli powiem to od razu.
Przyszłam się pożegnać. Wyjeżdżam jutro po południu. - Szok
jaki zobaczyła na twarzy Marcusa i Nate sprawił, że do oczu po raz
kolejny napłynęły jej łzy.
-
Wyjeżdżasz? - wydukał w końcu Nathaniel. Pearl zagryzła wargi i
westchnęła, starając się odgonić płacz, który groził jej,
jeśli pozwoli sobie na chwilę słabości.
-
Tak. Widzisz, Nate, okazało się, że jesteś świetnym doradcą, a
ja wciąż naiwną nastolatką. Miałeś rację, a ja cię nie
słuchałam - powiedziała, unikając ich spojrzenia. W końcu
jednak, popatrzyła na Saluke i uśmiechnęła, wiedząc, że za
chwilę się rozpłaczę. - Możesz to powiedzieć.
-
Co?
-
A nie mówiłem. Możesz to powiedzieć, pozwalam ci - dodała
jeszcze i przygryzła dolną wargę, a łzy pojawiły się w jej
oczach.
-
Nie powiem, nie zrobię tego. Chodź tu, Pearl. - Wyciągnął do
niej ramiona, a ona niewiele myśląc po prostu się do niego
przytuliła. Załkała cicho tuż w jego flanelową koszulę. - No
dobrze, już nie płacz. Jeremy nie jest tego wart. To idiota -
szeptał jej wprost do ucha. Pearl miała wrażenie, że tylko Nate
wiedział o jego zamiarach, a wszyscy wokół niej kłamali. Ale
chyba nikt się tego nie spodziewał. Zwłaszcza ona, choć
spodziewała się, że ich szczęście może kiedyś się skończyć.
-
Byłam taka głupia. Powinnam była... - urwała i znów zaniosła
się donośnym płaczem. Czuła, jak w niej wszystko pulsuje od bólu.
Nie mogła tego jednak powstrzymać. Mocny uścisk Nathaniel dał jej
siły i odwagi. Uspokoiła się w końcu, a gdy odsunęła się od
niego, spostrzegła, że nie ma obok nich Marcusa. Odszedł, a ona
nawet nie usłyszała kiedy.
-
Miłość jest ślepa i zazwyczaj nie słuchamy tego, co mówią
inni, bo wydaję nam się, że nasze serce wie lepiej.
-
Jesteś na mnie zły? - zapytała łamiącym się głosem. Nate
uśmiechnął się do niej i kciukami otarł łzy, które zmoczyły
jej blade policzki.
-
Oczywiście, że nie. Przykro mi tylko, bo Jeremy złamał ci serce,
choć jesteś jedyną osobą, która była w stanie wyciągnąć go
do ludzi. Nie wierzę w to, że z taką łatwością cię odtrącił.
-
Ja też nie - odpowiedziała tylko i przytuliła się do niego.
Zapewne
stali by tak bardzo długo, gdyby nie telefon Pearl, który nagle
zaczął dzwonić. Spojrzała na wyświetlacz.
-
To Candice, moja siostra - wytłumaczyła mu, gdy spojrzał na nią
zdezorientowany. Odebrała.
-
Gdzie jesteś?
-
W stajni. Zaraz przyjdę. Muszę się jeszcze pożegnać z panem
Adalbertem.
Rozłączyła
się i spojrzała na Nathaniela.
-
Dziękuję ci za to, że uczyłeś mnie jeździć konno, co i tak
potem zaprzestałam, dziękuję za cierpliwość i opiekę. Będę za
tobą tęskniła - powiedziała jeszcze i znów się do niego
przytuliła.
-
Ja za tobą też. Przewróciłaś nasze życie do góry nogami! -
wykrzyknął radośnie i objął ją po przyjacielsku.
-
Nie przesadzaj - bąknęła i po chwili wyswobodziła się z jego
uścisku. - Muszę już iść, Nate. Odzywaj się do mnie od czasu do
czasu. Też się z tobą skontaktuje.
-
Pisz do mnie jak najczęściej.
-
Będę - obiecała i ostatni raz go przytuliła, a potem odeszła, na
koniec jeszcze się uśmiechając, choć robiła to poprzez łzy
wzruszenia. Trudno było jej uświadomić sobie, że to już koniec,
że nigdy więcej nie zobaczy Nate'a i jego łobuzerskiego uśmiechu.
Będzie brakowało jej także koni. Nie wyobrażała sobie, że nie
zobaczy już Lorda, a nawet Gandalfa.
Niestety,
wszystko ma swój koniec, jej pobyt również. Musiała jednak
pożegnać się z ogrodnikiem. Nie mogła wyjechać tak bez słowa.
Pan Forsyth poczuje się urażony. Zwierzała mu się, starała się
go również odwiedzać, więc teraz musiała go doszukać.
Spacerowała
po całej okolicy, aż w końcu wróciła do jego domu. I znalazła
go! Właśnie otwierał drzwi, gdy wkroczyła na chodnik.
-
Panie Forsyth! - krzyknęła, gdy mężczyzna już miał przekroczyć
próg swego małego domku.
-
Ach, Pearl! Cieszę się, że cię widzę. Jak sprawy z Jeremym?
Wszystko...
-
Wyjeżdżam - powiedziała szybko z obawy, że za chwilę znów
zacznie płakać.
-
Co? - zapytał zaskoczony i zszedł do niej. Pearl pokiwała z
rezygnacją głową.
-
Tak. Wyjeżdżam. Nie udało się. Pomyliliśmy się oboje, a
Jeremy... On po prostu świetnie udawał, że mu na mnie zależy.
Kłamał panu, że mnie kocha. Jutro wyjeżdżam - dodała jeszcze,
jakby chcąc samą siebie uświadomić, że to rzeczywiście koniec.
-
Nie mogę w to uwierzyć - szepnął zaskoczony ogrodnik, a Pearl
pokiwała głową.
-
Ja też nie, ale najwidoczniej nikt z nas nie zna Jeremy'ego na tyle
dobrze, skoro oboje nas zaskoczył. Będę za panem tęsknić -
powiedziała płaczliwym tonem i wpadła w jego ciepłe objęcia.
Mężczyzna przytulił ją do siebie, głaszcząc po włosach.
-
Bądź silna, moje dziecko. Nie możesz się poddać. Jeremy
zrozumie, co stracił i będzie chciał, żebyś do niego wróciła.
Wierzę, że cię kocha i ty też powinnaś to zrobić. Jeśli
zwątpisz w niego, on już nigdy nie otworzy się przed ludźmi.
-
Nie obchodzi mnie to! Dałam mu szansę, a on co? Powiedział, że
mnie tu nie chce! Jak mam teraz jeszcze wierzyć w to, że on zechce
do mnie wrócić? Przecież to nierealne. Przykro mi, proszę pana,
straciłam nadzieję. Nie jestem w stanie dłużej o niego walczyć.
Niech teraz on to zrobi dla mnie. - Głos drżał jej od
powstrzymywanych łez, lecz dzielnie patrzyła mu w oczy. Pan
Adalbert podziwiał jej siłę ducha, która trzymała ją jeszcze w
ryzach i nie pozwoliła się całkiem rozsypać. Była dzielna i
dumna, i miał nadzieję, że Blackbourn szybko zda sobie sprawę z
tego, jakim głupcem się okazał, wyrzucając ze swojego życia.
Pearl
długo stała w milczeniu i cieszyła się kojącą siłą ramion
starego ogrodnika, w końcu jednak musiała się pożegnać. Czas
wracać.
-
Będę za panem tęskniła - powiedziała, uśmiechając się blado.
- Może kiedyś wpadnie pan do Leeds z Nathanielem? Zabrałabym pana
do parku, pokazała ogródek cioci, która również uwielbia
zajmować się ogordem.
-
Bardzo chętnie skorzystam z zaproszenia. Dawno nigdzie nie
wyjeżdżałem.
-
Dziękuję, będę się bardzo cieszyć. Do zobaczenia.
-
Do zobaczenia, Pearl. Życzę cię szczęścia! - powiedział
jeszcze, a dziewczyna pocałowała go w policzek i w końcu odwróciła
się, by odejść. Na końcu chodnika odwróciła się i pomachała,
a potem puściła się biegiem, czując piekące łzy pod powiekami.
Jej pobyt dobiegł końca. Wróci do domu ze złamany sercem i
pogrzebanymi nadziejami.
Szablon piękny ! szkoda że ten uparciuch obstaje za swoim ! to jest złe ! ale nie dziwie się Pearl że straciła wiarę w niego ile można walczyć o niego a potem on niszczy jej uczucia to nie miłe . Rozpłakałam się na koniec wraz z bohaterką.<3 dziękuje za piękną notkę. Walcz jeremi walcz o nią !
OdpowiedzUsuńJeny, Jeremy, co Ty wyprawiasz? Dla jej dobra? Chyba nie dobra, i w ogóle znowu sam zostanie. Czy on w ogóle...myśli? Sorry, ona wprowadziła tyle do jego życia, naprawdę mogło być cudownie. Jednak jak widać on woli być sam i ciągle się gnoić jakie to ma straszne życie, a teraz będzie siebie dobijał za Pearl...on jest naprawdę..skomplikowany i tak mi go szkoda. ;<
OdpowiedzUsuńAle się porobiło... Biedna Pearl:( Mam ogromną nadzieję, że Jeremy się ogarnie i powinien się modlić, żeby mu wybaczyła. Czekam na następny, Kochana;)
OdpowiedzUsuń