Treści +18, czytacie na własną odpowiedzialność.
Jeremy
widział roześmianą twarz Pearl i sam również nie mógł
powstrzymać śmiechu, gdy wbiegli późnym wieczorem do ogrodu.
Złapał ją za rękę i na chwilę przytrzymał, chciał napatrzeć
się na nią w świetle lampy, stojącej wśród wysokich roślin.
-
Jesteś taka piękna - szepnął z przesadną czcią i opuszkami
palców przesunął po jej gładkiej twarzy. - Najpiękniejsza -
dodał i pocałował ją w usta. Pearl jak zwykle oddała mu
pocałunek, wkładając w niego całą swoją miłość, wszystko, co
posiadała. A on brał to za każdym razem, gdy dawała mu i nie
protestował, choć powinien, bo nie powinien oczekiwać, iż Pearl
zostanie z nim, dzieląc się swoją radością i miłością. Nie
miał prawa nawet ją o to prosić, dlatego cieszył się mijającymi
dniami, jakby były to ostatnie chwile jego życia. I tak to właśnie
traktował. Jeśli Pearl wyjedzie, on zostanie tu i w końcu jego
dusza umrze bez jej uśmiechu, radości i światła jakie wniosła w
jego życia. Zostanie całkiem sam, a ciemność znów go otoczy
ciasną zasłoną. Nigdy już nikomu się nie pokaże.
-
Chodź - powiedziała Pearl, gdy w końcu odsunął się od niej, aby
złapać odrobinę tchu. Poprowadziła go przez grządki bujnych
kwiatów, które w większości swe duże i ciężkie kielichy
zamknęły na noc, aby o świcie rozwinąć płatki. Kilkakrotnie
musnął palcami róże, które wiły się wśród kwiecia. -
Pamiętasz, jak spotkaliśmy się w ogrodzie? W tej części, do
której nie wolno mi było wchodzić?
-
Niestety, doskonale to pamiętam. Bardzo przepraszam się cię za
moje zachowanie. Spanikowałem i powiedziałem... - urwał
gwałtownie, gdy Pearl przyłożyła mu palec do ust, pocałował go
lekko.
-
Nic się nie stało. Nie gniewam się - powiedziała, a w jej cichym
głosie usłyszał ledwie powstrzymywaną radość. Jezu słodki, on
czuł dokładnie to samo. To wypełniającego szczęście zdawało
się wylewać z niego. Chciał obdarować nim cały świat, żeby
każdy czuł to samo, co on w tej chwili. Chciał, aby zawsze tak
było, ale nie mógł jej tu trzymać. Z każdym dniem przywiązywał
się do niej coraz bardziej, coraz mocniej ją kochał. Jeśli na
początku było to tylko zauroczenie, to teraz kochał ją całym
sobą i nikt nie był go w stanie przekonać, że jest inaczej.
Pragnął przychylić jej nieba, dać jej wszystko, co zechce, ale
jednocześnie miał poczucie, że dla niej on sam jest wystarczającym
podarunkiem.
Gdyby
nie to, że szybko znaleźli się na miejscu, zapewne jego myśli
zabrnęłyby o wiele dalej, choć i tak już powoli zaczął wszystko
rozumieć i niestety, za późno było, aby zapomnieć o wszystkim i
prosić Pearl, by z nim została. Musiał z nią poważnie porozmawiać.
Ale jeszcze nie teraz, jeszcze nie dziś.
Pearl
usiadła na ławeczce i odchyliła głowę. Niebo upstrzone było
migającymi wesoło gwiazdami, ciężki księżyc świecił,
zalewając swą srebrną łuną okolicę. Nie potrzeba było więcej
światła. Wokół panowała cisza, przerywana jedynie cykaniem
świerszczy.
Jeremy
usiadł obok niej. Pearl natychmiast przysunęła się do niego.
Spletli swe palce, a dziewczyna oparła głowę o jego ramię.
Siedzieli tak milcząc i ciesząc się sobą. Blackbourn odpędził
myśli i po prostu zaczął marzyć o chwili, aż w końcu pójdą
zamku i znów zamkną się na długie godziny w jego pokoju.
Mimo
że oboje spędzali ze sobą bardzo dużo czasu, żadne z nich nie
było w stanie nacieszyć się sobą, jakby chcieli wynagrodzić
sobie te wszystkie lata, które spędzali bez siebie i będą
spędzać. Pearl jednak skrycie marzyła o tym, aby Jeremy poprosił
ją aby z nim została. Naprawdę uważała, że są sobie
przeznaczeni i powinni być ze sobą. Już nawet teraz szukała
studiów tutaj, w Szkocji. Mogłaby przecież studiować coś, co da
jej dobrą posadę, aby mogła pracować.
Dzień
wyjazdu zbliżał się wielkimi krokami, ale żadne z nich nawet nie
raczyło się słowem odezwać w tej sprawie, bo to niewątpliwie
zniszczyłoby między nimi dobre relacje. Pearl wolała nic nie
mówić, póki sam Jeremy o tym nie wspomni. Przygotowała sobie
wszystkie argumenty, te logiczne i te mniej, ale jednak argumenty,
które mogłoby zaważyć na decyzji Jeremy'ego.
Któregoś
dnia postanowiła wyjść na zewnątrz. Próbowała namówić
Jeremy'ego, ale ten stwierdził, że ma dużo pracy. Nie uwierzyła
mu, bo wielokrotnie niemal cały dzień spędzali w łóżku. Nie
chciała się jednak z nim kłócić. Skoro nie chciał, nie będzie
go namawiała. Wyszła więc na zewnątrz. Spojrzała w górę i
dostrzegła ciemne chmury, które zaczęły zbierać się nad
zamkiem. Chyba po raz pierwszy od jej przyjazdu idealnie błękitne
niebo nagle zaczęło ciemnieć. Nadchodził deszcz, ale sądziła,
że dopiero wieczorem zacznie padać. Była już po obiedzie, wiec
miała kilka godzin dla siebie. Postanowiła poszukać pana
Adalberta, którego nie widziała od kilku dni. Stary ogrodnik na
pewno zaszył się gdzieś i czytał lub dopieszczał grządki.
Znalazła go nieopodal jego małego domku. Klęczał nad niewielką
grządką, na której rosły same tulipany.
-
Dzień dobry - przywitała się z nim i usiadła na trawie. Starszy
pan spojrzał na nią i uśmiechnął się promiennie,
-
Pearl, dawno się nie widzieliśmy. Gdzie zniknęłaś? Myślałam,
że Jeremy cię już zamknął w tym zamku i nie chcę cię wypuścić
- powiedział i puścił do niej oczko. Dziewczyna zarumieniła się
uroczo.
-
Pan wie? - zapytała niepewnie.
-
Wszyscy już wiedzą. Ja dowiedziałem się od Nate'a - powiedział i
wstał, otrzepując z ziemi ręce. - Chodź, zapraszam cie na
cytrynowe ciastka i coś zimnego do picia. Mam sok, colę albo
lemoniadę. Na co masz ochotę?
-
Cola z lodem - mruknęła i wstała. Weszli do domku, w którym było
znacznie chłodniej niż na zewnątrz. - Wszyscy chyba dowiedzieli
się dzięki Nathanielowi. Co mówił?
-
Nic konkretnego, ale zrozumiałem bardzo istotną rzecz: ten chłopak
najwidoczniej bardzo jest o ciebie zazdrosny. Nie spodziewałem się,
że aż tak. Nie bój się - dodał szybko, gdy dostrzegł jej
przestraszoną minę - nie mówił nic głupiego. Po prostu
stwierdził, że będziesz cierpiała przez Jeremy'ego.
-
Też mi to powiedział - westchnęła tylko i wypiła łyk zimnego
napoju. Poczuła orzeźwienie, które było jej potrzebne. -
Rozumiem, że to z boku wygląda dość żałośnie, bo w końcu...
Sama nie wiem, co się stanie przed moim wyjazdem, choć chciałabym
tu zostać i nie pragnęłabym niczego bardziej, ale to wszystko
zależy od niego. Jeśli Jeremy każe mi wyjechać, wyjadę.
-
Chociaż go kochasz i jesteś w stanie poświęcić swoje przyszłe
życie i karierę dla niego? - dopytał się ogrodnik, a Pearl bez
słowa skinęła głową.
-
Ma pan rację, ale on chyba nadal pozostaje w tym swoim świecie
poczucia, że jego blizna odstrasza wszystkich. Wiem, że mi nie ufa
na tyle, aby ze mną dzielić życie... Kocham go i... - urwała
nagle, gdyż poczuła, jak łzy zaczęły dławić ją w gardle, po
chwili jednak dokończyła wypowiedź łamiącym się głosem. -
Kocham go i nie mogę znieść myśli, że on będzie tu sam, całkiem
sam...
-
Och, Pearl, dziecko drogie - powiedział tylko pan Forsythe i
przytulił ją mocno do siebie. Ten akt dobroci z jego strony
sprawił, iż Pearl rozpłakała się na dobre, myśląc tylko o tym,
że wyjedzie, a Jeremy nawet nie spróbuje jej zatrzymać.
-
Co mam zrobić? - zapytała, unosząc zapłakane oczy na pana
Adalberta. Ogrodnik westchnął ciężko i pogłaskał ją po głowie.
Życzył im jak najlepiej, ale wiedział, że Jeremy zbyt długo był
sam, aby teraz nagle zmienić się i po prostu pozwolić jej tu
zostać. Myślał o niej, a nie o sobie.
-
Powinniście porozmawiać na ten temat. Nie wiem, czy dobrze zrobisz,
ale jeśli masz wątpliwości, to moim zdaniem powinnaś to wyjaśnić,
póki Jeremy sam nie zdecyduje się na rozmowę z tobą. - Nie był w
stanie nic więcej jej doradzić. - Jeśli się kochacie, a tak jest
na pewno, wasza miłość nie zginie i Jeremy zrobi wszystko, żebyś
była szczęśliwa, a ty również oddasz mu tym samym. Będzie
razem, bo darzycie się gorącym uczuciem.
-
Skąd pan wie, czy Jeremy mnie kocha? Przecież z nikim się nie widuje - mruknęła, a jej głos w
pewnej chwili załamał się, jednak nie rozpłakała się, lecz
uważnie patrzyła na pana Forsythe.
- Powiedział mi to.
-
Proszę? Jeremy powiedział panu, że mnie kocha? Naprawdę? Kiedy? -
Odsunęła się od niego i zaczęła wycierać oczy z łez. Policzki
miała zaczerwienione i mokre, usta nadal jej drżały, ale teraz nie
miała ochoty płakać. Nie po tej rewelacji, którą usłyszała.
Jeremy ją kocha!
-
Parę tygodni. Spacerował po ogrodzie, zobaczyłem go i zaczęliśmy
rozmawiać... On naprawdę cię kocha.
-
To pan go widział? - zapytała nagle, przypominając sobie ważny
szczegół.
-
Tak, czasami do mnie przychodził, ale odkąd pojawiłaś się ty
zaprzestał, bo uznał, że mogłabyś go zobaczyć. Teraz jednak nie
przychodzi, bo tobie poświęca swój czas.
-
Ani słowem się nie zająknął! - powiedziała oburzona. -
Myślałam, że nikt z zamku go nie widywał. Chyba go uduszę! - Pan Adalbert roześmiał się tylko i poklepał ją po
ramieniu.
-
Nie denerwuj się, Pearl, może uznał, że to nic istotnego? Założę
się, że ważne było dla niego to, iż pokazał się tobie. Uważam,
że to jest w tym wszystkim ważne. Nie liczy się to, że ktoś już
inny widział go. Widziałem, jak zmaga się z samym sobą, ale boi
się odtrącenia. Pearl, jeśli ktokolwiek zmusi go do kolejnego
kroku jesteś ty, wiem to i trzymam za ciebie kciuki. - Swoją
wypowiedź okrasił pełnym czułości uśmiechem. Patrzył na nią
wesoło, a dziewczyna doskonale wiedziała, iż rzeczywiście w to
wierzył. Ona sama również nabrała przekonania, że może się udać, że dzięki świadomości, iż Jeremy ją kocha
będzie wstanie wyciągnąć go do ludzi.
-
Oby pan miał rację i oby Jeremy kochał mnie rzeczywiście
wystarczająco, aby pozwolić mi ze sobą zostać, jeśli jednak...
Nie wyobrażam sobie życia bez niego... - powiedziała łamiącym
się głosem i wzięła do ręki wysoką szklankę z colą. Kostki
lodu już się roztopił, więc napój nie był tak dobry, jak na
początku, lecz wspaniale ją chłodził. Wypiła wszystko do dna i
wzięła dwa cytrynowe ciastka do ręki. - Pójdę już, nie będę
zabierała panu więcej czasu. - Podeszła jednak do okna. Niebo
całkiem już pociemniało i lada chwila można było spodziewać się
deszczu. Pearl poczuła zimne dreszcze przebiegające po całym
ciele. Żałowała, że pogoda się popsuła, jednak trochę kropli
przyda się roślinom, które cierpiały z powodu dużej ilości
słońca, podobnie zwierzęta, którym gorąco zaczęło już
przeszkadzać.
Usłyszała,
jak pan Adalbert wstaje. Odwróciła się do niego i uśmiechnęła.
-
Będę trzymał za ciebie kciuki! - powiedział, a ona skinęła
głową. Szybko się pożegnała i wyszła. Swe kroki skierowała
oczywiście ku zamkowi Crathes, który okazał się być czymś
więcej niż tylko budowlą. Crathes okazało się być dla niej
symbolem miłości i strachu, który władał właścicielem, choć on tu powinien rządzić. Miała
nadzieję, że teraz wszystko pójdzie dobrze. Świadomość, że
Blackbourn ją kochała dodała jej sił i odwagi. Musi tylko
wszystko powiedzieć to, co chce wyznać Jeremu'emu i czekać na jego
reakcję. Odwoła się do jego uczucia, do miłością, którą ją
obdarzył, choć przecież nic nie powiedział. Taki człowiek jak on,
żyjąc tyle lat w odosobnieniu na pewno pragnął uczucia, które
pozwoli mu zapomnieć o jego wyglądzie. Dziś dostał to, a nawet o
wiele więcej, wiec powie mu, co czuje. Miała nadzieję, że po
słowach "kocham cię" usłyszy odpowiedzieć: ja ciebie
też. Bała się jednak, ręce jej drżały, a serce waliło głucho
w piersi. Nie słyszała nic, prócz szumu krwi w uszach.
Weszła
do zamku w chwili, gdy na spieczoną słońcem ziemię spadły
pierwsze, ciężkie krople. Gdy wchodziła po schodach na górę
deszcz rozpadał się na dobre. Podeszła do jednego z okien
znajdujących się na korytarzu pierwszego piętra i wyjrzała przez
nie. Po raz pierwszy od czasu jej przyjazdu lało jak z cebra.
Zrobiło się chłodniej. Nabrała głęboko powietrza i ruszyła na
drugie piętro, a potem na trzecie. Musiała odszukać Jeremy'ego i
powiedzieć mu wszystko. Wyzna, co do niego czuje.
Kiedy
weszła do pokoju, zastała go przy oknie. Stał oparty o ścianę i
spoglądał na świat, który nagle poszarzał.
-
Pierwsza ulewa w Szkocji odkąd przyjechałam - powiedziała cicho i
podeszła do mężczyzny. Ten natychmiast się odwrócił do niej i
objął ją w pasie, całując ją w usta.
-
Tak. Przywiozłaś ze sobą słońce - mruknął cicho i wtulił
twarz w jej pachnące włosy. Uśmiechnął się, ponieważ widział
ją dziś jak myła je pod prysznicem, on tam był...
-
Naprawdę? Ale jakoś dopiero teraz je zobaczyłeś - powiedziała z
przekorą w głosie, aby choć na chwilę się odciągnąć od tego,
co za chwilę mu powie.
-
Bo byłem ślepy i uparty - powiedział w końcu. Pearl poczuła
oszałamiającą ulgę. Westchnęła cicho, nabrała powietrza i
spojrzała mu głęboko. Musiała mu o tym powiedzieć.
-
Jeremy, tak długo marzyłam, aby w końcu znaleźć kogoś, kto
byłby dla mnie wszystkim. Po zdradzie Williama bałam się zaufać...
A dzięki tobie wiem, że warto! - szeptała gorączkowo,
jednocześnie drżącymi dłońmi błądząc pod jego koszulą,
opuszkami muskała go po brzuchu. Sunęła coraz niżej. - Kocham cię
- szepnęła. Przyciągnął ją gwałtownie do siebie i zacisnął mocno wokół
jej tali ramiona tak, by poczuła, że jedyne, co w tej chwili czuje
to pożądanie. Przywarł spragnionymi wargami do jej ust.
Jeremy
zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że Pearl będzie od niego
oczekiwała odpowiedzi, ale on sam nie był pewny, czy jest gotów
powiedzieć jej to samo. Kochał ją, ale wypowiedzieć
to na głos... Nie, nie mógł. Nie mógł tego zrobić, by zaraz
potem złamać jej serce. Wiedział już, co powinien zrobić, choć
ta decyzja sprawiała mu nieopisany ból, robiła mu ogromną wyrwę
w sercu, którą nic i nikt nie mógł załatać. Na razie jednak
wolał skupić się na tym, co działo się teraz, czyli na Pearl,
która zaczęła całować go po szyi, aż ustami dotarła do
koszuli. Zagryzła wargę i spojrzała na niego tymi wielkimi oczami,
a jej wzrok wyrażał czyste pożądanie. Uśmiechnął się pod
nosem, a dziewczyna westchnęła cicho i zaczęła go rozpierać.
Robiła to bardzo powoli, drżącymi dłońmi, jakby nie była pewna
swych ruchów. Radziła sobie bardzo dobrze, a on czuł, że dziś
inicjatywę przejęła Pearl. Kiedy zdjęła z niego koszulę, wziął
ją na ręce i położył delikatnie na łóżku. Sam sięgnął
szybko po prezerwatywę i położył obok poduszki. Chciał ją pocałować, lecz Pearl wywinęła mu się
nagle i uklękła przed nim. Na ustach igrał jej łobuzerski
uśmieszek.
-
Połóż się, Jeremy. Teraz moja kolej - powiedziała, a on
posłusznie wykonał jej polecenie. Ułożył się wygodnie na
poduszkach i czekał na to, co zrobi dziewczyna. A ona szybko pozbyła
się wierzchniej garderoby, zostając w samej bieliźnie. Usiadła na
nim, okraczając go nogami i pochyliła się tuż nad jego ustami.
Nie pocałowała go jednak, miękkimi wargami musnęła go w
policzek, a potem przywarła do jego szyi. Jęknął cicho, a
pożądanie przepłynęło w nim, niczym ognista strzała. Całowała
go po szyi, z każdym pocałunkiem schodząc coraz niżej, aż
dotarła do jego klatki piersiowej i podobnie jak on ją, tak teraz
ona jego zaczęła pieścić ustami, zębami przygryzając sutki. W
tym miejscu każdy mężczyzna był równie wrażliwy, co kobieta,
więc jej pieszczoty działały na niego zniewalającego. Leżał
tylko, poddając się jej ustom i dłoniom, które sunęły po jego
ramionach, brzuchu i udach. Kiedy Pearl zacisnęła zęby zbyt mocno
na sutku Jeremy jęknął głośno, bardziej z zaskoczenia niż z
bólu. - Przepraszam, nie chciałam - szepnęła cicho.
-
W porządku - powiedział tylko i ułożył się wygodnie na
poduszce. Zagryzł wargi, gdy usta Pearl nagle zaczęły wędrować
coraz niżej, poczuł jej ciepły oddech na podbrzuszu. Przymknął
oczy w oczekiwaniu. Zdjęła z niego bieliznę. Boże, ta kobieta
doprowadzi go do ruiny, jeśli zaraz nie zrobi tego, co zamierza. W
końcu, najpierw nieśmiało, a zaraz potem nieco odważniej
zacisnęła usta na jego członku. Musiał przygryźć wargi, aby nie
krzyknąć z rozkoszy, która zalała go ryczącą falą gorąca.
Wszystko skupiło się teraz w tym jednym punkcie, w którym dotykała
go miękkimi wargami i wilgotnym językiem. Wsunął palce w jej
włosy i westchnął głośno, gdy napływające fale pożądania
wznosiły go wysoko, czuł, że lada chwila nie wytrzyma. Osiągnie
szczyt za nim zacznie się z nią kochać. Dlatego właśnie, aby nie stracić kontroli nad sobą, złapał ją nagle za ramiona i
pociągnął do góry. Pearl spojrzała na niego zaskoczona, ale nic
nie powiedziała, znów chciała pieścić go ustami, lecz Jeremy nie
pozwolił jej na to.
-
Nie - szepnął ochrypłym od żądzy głosem, po czym sięgnął za
głowę po prezerwatywę. W tym czasie Pearl pozbyła się bielizny.
Szybko się z nią uporała, a kiedy to zrobiła, posadził ją na sobie. Pearl powoli opadała na niego, przygryzając dolną wargę.
Podniósł się nagle i pocałował ją. - Kochanie, ty teraz
nadajesz rytm - szepnął wprost w jej rozchylone usta. Pearl
pocałowała go, wsuwają ręce w jego ciemne włosy. Z każdym
pocałunkiem jej oddech stawał się coraz bardziej urywany i szybki.
Opadała i wznosiła się powoli, wpatrując się w niego szeroko
otwartymi oczyma. Raz po raz, z jej kuszących ust wydobywały się
ciche jęki. To sprawiło, że jego pożądanie rosło i rosło,
oplatało go gorącymi palcami, zaciskało się na żołądku,
wznosząc go wysoko.
Poczuł
zbliżający się szczyt, kontrolował się jednak. Chciał zadowolić
Pearl, chciał, aby zapamiętała tę noc do końca życia. Wsunął
dłoń między ich ciała i kciukiem zaczął ją pieścić,
wydobywając z jej ust coraz głośniejsze jęki, aż w końcu
przeszły w głośny krzyk. Poczuł, jak zaciska wokół niego
mięśnie i przyspiesza nieznacznie. Jej drobne piersi ocierały się
o jego klatkę piersiową coraz szybciej, aż w końcu on sam poczuł,
jak sztywnieje i oboje krzyczą, głośno razem szczytując. Ich
nierówne oddechy zmieszały się ze sobą, teraz byli jednym ciałem
i jedną duszą. Pulsowali w tym samym rytmie. Jeremy odsunął się
od niej, głośno oddychając i uśmiechnął się do dziewczyny,
która wpatrywała się w niego z szeroko otwartymi oczyma, w których
widniały jeszcze resztki pożądania.
W
końcu doszli do siebie powoli i ułożyli się wygodnie na posłaniu.
Ciszę przerywały pojedyncze grzmoty dobiegające z oddali, a także
deszcz tłukący się o szybę i dach zamku. Wiatr, który wzmógł
się nagle zaczął szarpać drzewami, wyrywając z gałęzi liście.
Jeremy
przytulił do siebie Pearl i spojrzał przez okno. Bał się
zbliżającej się rozmowy, ale musiał w końcu coś zrobić. Nie
mógł tak po prostu tkwić w tym zawieszeniu, czekać na nieuchronny
koniec. Im szybciej to zakończy, tym mniej będzie bolało, tym
Pearl szybciej o nim zapomni. Wymaże go z pamięci i z serca. Poczuł
piekący ból w okolicy serca. Póki jednak leżała obok niego nie
chciał psuć tej atmosfery i pozwolił sobie na jeszcze parę godzin
spokoju.
Kiedy
Pearl obudziła się w środku nocy, miała wrażenie, że ktoś ją
obserwuje. Uniosła głowę i rozejrzała się po pokoju. Dostrzegła
Jeremy'ego, który stał nad nią. Westchnęła z ulgą i wyciągnęła
do niego dłoń. Złapał ją mocno. Poczuła jak zadrżała jego
ręką.
-
Jeremy, co się stało? - zapytała zaniepokojona.
-
Nic - odpowiedział drżącym głosem. - Śpij - mruknął tylko. Nie
poruszył się z miejsca.
-
Chodź do mnie, nie chcę spać sama - wyszeptała cicho, a młody
mężczyzna pospiesznie wykonał jej prośbę. Wszedł do łóżka i
otoczył ją ramionami. Czuła się przy nim bezpiecznie, choć
zabolał ją fakt, iż nie odpowiedział na jej wyznanie. Wiedziała
jednak, że ją kocha i ta świadomość całkiem jej wystarczyła.
Spodziewała się, że niedługo Jeremy się przełamie i będą
szczęśliwi. Bo będą. Wierzyła w to i zrobi wszystko, aby byli
razem, bez względu na to, co powie sam Jeremy.
Pocałowała
go lekko w usta i oparła głowę o jego nagą pierś, która opadała
i wznosiła się powoli. Uśmiechnęła się do siebie, ciesząc się
jego obecnością i odpłynęła w sen.
Burza
nabrała na sile i z każdą godziną zbliżała się do zamku. Około
trzeciej nad ranem nadal panowały ciemności, a pioruny i gwałtowne
grzmoty wybudziły ze snu Pearl, a także Jeremy'ego. Oboje spojrzeli
w stronę okna i w tym samym czasie błyskawica przecięła niebo.
Dziewczyna zadrżała pod wpływem tego przerażającego widoku i
zacisnęła powieki, kuląc się u boku kochanka. Blackbourn uniósł
się delikatnie i odsunął włosy z jej twarzy.
-
Boisz się, kochanie? - zapytał miękkim głosem. Pearl popatrzyła
na niego.
-
Trochę. Nie lubię burzy - powiedziała tylko i znów się
przytuliła do niego, gdy zrobiło się jasno w pokoju, a po okolicy potoczył się głośny grzmot. Jeremy roześmiał się lekko i nagle
jednym ruchem ręki odwrócił ją na plecy.
-
Słyszałem - szepnął, dotykając ustami jej lewego ucha - że seks
podczas burzy jest najlepszy. Sprawdzimy to? - mruknął cicho i
przesunął ustami w dół, aż dotknął pulsu na szyi. Tam złożył
delikatny pocałunek, językiem przesuwając po gładkiej skórze.
-
Tak - odpowiedziała drżącym głosem i jej ręka natychmiast
powędrowała w dół jego naprężonego ciała.
-
Mm, mała cwaniara - powiedział cicho, całując ją w usta.
-
Kocham cię - powiedziała, a Jeremy wpił się w jej usta łapczywie,
jakby bał się powiedzieć to samo.
*
Ranek
okazał się być podobny do części nocy, choć już nie grzmiało.
Siąpił tylko deszcz i wiał wiatr. Pearl uznała, że dziś
podaruje sobie wychodzenie z zamku i zostanie z Jeremym, choć ten
wydawał się być małomówny, zamyślony, a kiedy próbowała go
zagadnąć ten warknął, że nie ma czasu i musi iść trochę
popracować. Patrzyła jak wychodzi z kuchni, stawiając sztywno
kroki. Co się z nim dzieje?, pomyślała i schowała głęboko
urazę. Każdy może mieć zły dzień, Jeremy też. Dlatego właśnie
postanowiła zrobić dla niego tort. Taki nieduży, na poprawę
humoru, który nagle zepsuł mu się nie wiadomo dlaczego.
Ale
potem jednak przyszła jej do głowy jedna myśl. Może dlatego, że
powiedziała mu o swoich uczuciach i jego nastrój uległ pogorszeniu? Powiedziała, że go kocha. To
dlatego. Jej miłość zaczęła mu pewnie ciążyć. Nic jej nie
obiecał, dał jej mnóstwo radości, ale nie dał jej tego, czego
oczekiwała - miłości. Pan Adalbert twierdził, że Jeremy ją
kocha, ale gdyby tak było, to nie zachowywałby się w ten sposób.
I dlaczego nagle teraz zaczął być taki dziwny? Może dopiero teraz
do niego dotarło to, co się działo? Zacisnęła usta. Powinna z
nim o tym porozmawiać, ale nim to zrobi, musi upiec ten tort.
Była
zbyt pochłonięta myślami, aby zauważyć, że do kuchni, w której
panował niesamowity bałagan, wszedł Jeremy. Dopiero, gdy przemówił
do niej poważnym, trochę smutnym głosem, ocknęła się z
zamyślenia i spojrzała na niego. Przestraszyła się tego, co
dostrzegła na jego twarzy, ale wmówiła sobie, że nic się nie
stanie, że przecież Jeremy jej nie zrani.
-
Pearl, musimy porozmawiać - powiedział cicho i wziął ją za rękę.
Usadowił ją na krześle, a sam stanął naprzeciwko niej. Widziała
jak się denerwuje, jak drżą mu dłonie.
-
O czym? - zapytała, starając się nie dopuścić do siebie myśli,
która pojawiła się nagle jej głowie i dobijała się również
do serca. Zaczął się kręcić po kuchni. Chodził, potem przystawała, aż w końcu zatrzymał się i wbił w nią uważne spojrzenie.
-
Od jakiegoś czasu myślałem o tym, co mam ci powiedzieć, ale teraz mam kompletną pustkę w głowie. - Westchnął ciężko i spojrzał na nią zrezygnowany, w końcu jednak zebrał się w sobie i nabrał powietrza, by potem wypuścić je ze świstem. - Wczoraj dwukrotnie powiedziałaś, że mnie kochasz. Twoja
miłość... Jest największym podarunkiem, jaki może ofiarować
kobieta mężczyźnie. Jestem ci za nią wdzięczny, bo widzę, że
kochasz prawdziwie i szczerze, ale problem w tym, Pearl, że nie mogę
jej przyjąć. Twoje uczucie jest zbyt dużym poświęceniem -
powiedział i spojrzał na nią z rozpaczliwym błaganiem, aby go
zrozumiała, aby nie utrudniała tego, co nadchodzi.
Pearl
spojrzała na niego z bijącym sercem i szeroko otwartymi oczami.
Przez chwilę nie rozumiała tego, co powiedział, ale gdy sens jego
słów dotarł w końcu do niej poczuła piekące pod powiekami łzy.
Ścisnęło ją coś w gardle, ale dzielnie przełknęła z niemałym
trudem i zacisnęła dłonie na poręczy krzesła. Nie pokaże mu,
jak cholernie ją to zabolało.
-
Nieprawda, wcale nim nie jest. Kocham cię i ofiarowałam ci
wszystko, co miałam. Wziąłeś moje ciało, serce i duszę. Nie
mówiłeś nigdy, że tego nie chcesz, więc dałam ci to, bo chcę
cię kochać i spędzić z tobą całe życie. I nie mów tak. Możesz ją przyjąć, tylko się boisz - zakończyła drżącym głosem. Chciała coś dodać, ale
ugryzła się w język. Bała się, że głos zawiedzie i rozpłacze
się przed nim.
-
Chciałem twojego ciała, nie serca! - krzyknął nagle, aż
dziewczyna podskoczyła na krześle. Miała wrażenie, że chyba się
przesłyszała, ale jakaś jej masochistyczna cząstka kazała jej
drążyć temat, choć bała się, że za chwilę Jeremy zada jej
cios, przez który, jak sądziła, już nigdy się nie podniesie.
-
I te wszystkie dni, które spędziliśmy razem, te słowa, które
powiedziałeś... One były kłamstwem? Tak naprawdę mówiłeś to
tylko po to, abym wskakiwała ci do łóżka za każdym razem, gdy
tylko się do mnie uśmiechniesz? - Potrząsnęła głową i
spojrzała na niego oczami pełnymi łez. - Nie. Nie wierzę w to, co
mówisz. Ranisz mnie tylko po to, abym znienawidziła cię i
wyjechała, abyś znów mógł być sam, bo nagle zacząłeś się
bać tego, co do mnie czujesz.
-
A co ja niby takiego do ciebie czuje? - prychnął nagle, choć
zabrzmiało to dziwnie sztucznie. - Nie kocham cię, Pearl i nie chcę
twojej miłości - powiedział. - Wyjedź stąd, zostaw mnie w
spokoju. Nie chcę cię tu.
-
Nie, nie możesz nam tego zrobić! Nie wierzę w to! - krzyknęła,
czując w gardle wzbierający płacz. Łzy już się polały po
gorących policzkach, a rozpacz eksplodowała w drżącym sercu.
Czuła, jak zapada się w ciemność, jakby spadała
w dół, w głęboką przepaść.
-
Pearl, nie ma nas. Nie rozumiesz? To, co przeżyliśmy razem, to było
cudowne, ale nie możemy tego ciągnąć dłużej. Musisz stąd
wyjechać. Nie mogę pozwolić ci tu zostać! Twoje życie jest w
Leeds, na studiach. A to, co tutaj jest... - Popatrzył na nią, lecz
Pearl nie widziała nic prócz zamazanej przez łzy ukochanej postaci
i miała ochotę głośno krzyczeć z bólu, jaki w tej chwili czuła.
-
Jeremy - szepnęła łamiącym się głosem. - Jeremy, proszę, nie
rób tego. Nie łam mi serca, nie niszcz go, bo boisz się mnie
kochać. Pamiętaj, że ci je oddałam, cała siebie oddałam,
jeśli... Jeśli teraz mnie odtrącisz nie zostawisz mi nic. Nic! Nie
rozumiesz? Kocham cię, ty cholerny, egoistyczny sukinsynu! -
krzyknęła wściekła i wybiegła z kuchni, popychając go.
Jeremy
stał na środku pomieszczenia, czując jak gula w gardle rośnie z
każdą chwilą. Czuł przygniatającą go rozpacz, która szarpała
jego serce, rozrywała go na kawałki. Boże drogi, on również ją
kochał. W ciągu tych kilku tygodni poznał jej smak w najczystszej
postaci, a teraz pozbawił się go. Pearl nie miała racji. Nie był
egoistą. Kochał ją i dlatego chciał, aby odeszła, ponieważ w
zamku nie czekała ją żadna przyszłość.
Choć
było to trudne, zebrał się w sobie i postanowił zarezerwować jej
bilet. Powinna wyjechać do końca tygodnia.
Och, Jeremy, ty durniu, mi też łamiesz serce! :c
OdpowiedzUsuńStaram się go zrozumieć, bo swoje przeszedł i z pewnością boi się kolejnego rozczarowania, no ale... Mam nadzieję, że, nim będzie za późno, dotrze do jego tępej łepetyny, iż popełnił ogromny błąd, odsuwając Pearl od siebie. Liczę na happy end. :)
Straszna szkoda, że niebawem przygoda z Zamkową bestią się skończy, bo strasznie się przywiązałam. :c
Wiadomo, że jego decyzja jest głupia, ale niestety, jest uparty i choćby nie wiadomo jak Pearl była niezbędna w jego życiu i tak nie chciałby jej tutaj. Po prostu myślał o niej, a nie o sobie, a ten akt dobroci, nazwijmy to tak, był podyktowany przez serce.
UsuńCoś się kończy, a coś zaczyna także, jeszcze zdążysz się przywiązać do innych moich historii, mam nadzieję.
Pozdrawiam<3
dokładnie szkoda że za niedługo koiniec !
OdpowiedzUsuńJeremy opamiętaj się bo ktoś inny ci ja ukradnie a później będziesz żałował !
Jeremy chyba nawet na to liczy. Po prostu on chce, aby Pearl była szczęśliwa, nawet jeśli z kimś innym.
UsuńPozdrawiam<3
O rany, ale głupek z tego Jeremy'ego. Mam tylko nadzieję, że tym razem nie każesz znowu Pearl odkręcać całej sytuacji - ostatecznie to on jest winien i sam powinien zrozumieć, jaki idiotyzm zrobił i jakim tak naprawdę jest egoistą, nie licząc się z jej uczuciami. Podziwiam Pearl za to, że ciągle chce się jej o niego walczyć, bo ja na jej miejscu już dawno bym odpuściła, ale to już przesada. Tym razem to on powinien się wykazać i jeśli każesz znowu jej robić pierwszy krok, to mentalnie walnę ją krzesłem w ten jej martyrologiczny łeb. Niech się dziewczyna opamięta!
OdpowiedzUsuńCałuję!
O nie, tym razem to Jeremy będzie musiał wszystko naprawiać i wcale nie będzie to takie proste, oj nie. A może właśnie zrobił to, bo się liczył? Może inaczej. Po prostu nie chciał jej wiązać ze sobą i skazywać na życie z nim w zamku, w którym nie miałaby przyszłości. Na pierwszy rzut oka rzeczywiście to może tak wyglądać, ale Jeremy zrobił to wyłącznie dla niej. No wiesz, żeby rozstanie mniej bolało. Spokojnie, nie będziesz musiała ją bić. Ona do tego ręki nie przyłoży:)
UsuńJa również całuję<3
No, to chociaż tyle! Nie no, ja rozumiem, że Jeremy myśli, że robi to dla niej, ale równocześnie jakby zupełnie nie zdawał sobie sprawy, że nie rozmawia z małym dzieckiem, za które trzeba podejmować decyzje, tylko z dorosłą, rozsądną kobietą, która potrafi zadecydować za siebie i tych decyzji nie żałować. To zupełnie tak, jakby on wolał ją odesłać, żeby samemu nie mieć potem wyrzutów sumienia z powodu tego, że ją zatrzymał - bo przecież ona go kocha i by nie miała! Rozumiem, że on może uznać, że później zacznie i tak dalej, ale, do cholery, mógłby jej pozwolić samej o tym zdecydować. Wtedy nawet, gdyby się okazało, że będzie z nim nieszczęśliwa, to byłaby jej decyzja i ona sama mogłaby zdecydować, by jednak od niego odejść. Ale wtedy Jeremy mógłby już tego nie przeżyć, no. Dlatego uważam, że jest egoistą, nie wiem, czy to sensownie napisałam XD
UsuńAlbo żałować. Tak naprawdę Jeremy mimo, że jej wyznanie było prawdziwe, nie wiedział, czy Pearl kocha go na tyle, by zostać z nim na zawsze, bo na taki związek liczy Blackbourn. A on sam też wolał nie sprawdzać jak długo z nim zostanie, nim zechce odejść. Tak, rzeczywiście może być egoistą, ale właśnie, może jej odejścia się bał? W końcu Amber go opuściła i czuł się z tego nieszczęśliwy. A gdyby Pearl zdecydowała się go opuści, to czułby się gorzej niż teraz. Tak, i nie przeżyłby tego, ale akurat teraz tego się nie dowiemy.
UsuńOczywiście, że sensownie. Ja sama nie wiem, jak mogłabym Ci to wytłumaczyć, w każdym razie mam nadzieję, że trochę mi się udało.
No właśnie! Czyli jest egoistą, bo woli się z nią rozstać na własnych warunkach XD
UsuńEj, ten szablon tutaj strasznie mi nie pasuje. Przecież Pearl jest blondynką -.-
Haha, coś mi się wydaję, że chyba Cię nie przekonam. Ok, niech będzie, że jest egoistą, bo w sumie może jest, ale nie chciał źle. Robił to dla jej dobra, więc ciężko jest go winić za to, że chciał w jakiś sposób chronić Pearl przed nią samą.
UsuńWiem, że nie, ale wszystkie blondynki jak na złość się pochowały lub są zamówione, więc nie miałam z czego wybierać. A jeśli miałam to wszędzie był Justin Bieber lub One Direction:)
Rzuć jakąś blondynką, to Ci zrobię szablon wolny z propozycji. Może być nawet z koniem ;P
UsuńHaha, no chyba nie, niestety. Mały uparciuch jestem xd i nie skreślam Jeremy'ego tak całkiem, że się broni przed miłością, rozumiem go trochę nawet, No cóż, skoro mówisz, że się postara, to pewnie odrobi w moich oczach ;P
Ok, to zaraz na gg Cię zbombarduje;)
UsuńOwszem, postaram się, aby się obronił. Naprawdę zrobi bardzo dużo dla Pearl właśnie i mam nadzieję, że dzięki temu choć trochę zyska i wybaczysz mu ten jeden raz:)
Matko, Jeremuś, teraz ja cię poprzytulam, ty mały strachliwy draniu <3 jak on mógł jej to zrobić? Tak się boi, a chcę żeby odeszła tak ją raniąc. Matko, dobiłaś mnie tym rozdziałem, nie ma co.
OdpowiedzUsuńPrzyda mu się, musisz go pocieszyć:)
UsuńPrzepraszam, ale musiałam napisać taki rozdział. W każdym razie nie bój się, wszystko się powinno ułożyć.
Cześć ;). Rozdział wspaniały jak każdy. Na prawdę podziwiam Cię, również próbuje swoich sił w pisaniu, ale nie wychodzi mi to tak dobrze jak tobie;<. no ale trudno :).
OdpowiedzUsuńByło sielankowo, ale się skończyło. W końcu nie zawsze wszystko musi być idealne. Może to i lepiej, bo dzięki takiemu obrotowi sytuacji, zrozumieją jak wiele dla siebie znaczą. :D
Cóż nie pozostało mi nic innego, jak czekać na kolejny rozdział Zamkowej bestii.
P.S. Zapomniałabym :D chciałam się zapytać kto "gra" Jeremiego? W sensie co to za pan na zdjęciu w zakładce "Bohaterowie". :)
Nie przesadzajmy, muszę się jeszcze sporo nauczyć. Każdy pisze jak może i wciąż się szkoli. Nie przesadzaj, są lepsi ode mnie.
UsuńDokładnie. Wszystko ma swój koniec, ale pewnie dzięki temu Jeremy zrozumie, jak wiele stracił.
A to żadna tajemnica: Jeremy'ego gra Chase Crawford:)