5.1.14

25. Czasem słońce, czasem deszcz


Treści +18, czytacie na własną odpowiedzialność.

Jeremy widział roześmianą twarz Pearl i sam również nie mógł powstrzymać śmiechu, gdy wbiegli późnym wieczorem do ogrodu. Złapał ją za rękę i na chwilę przytrzymał, chciał napatrzeć się na nią w świetle lampy, stojącej wśród wysokich roślin.
- Jesteś taka piękna - szepnął z przesadną czcią i opuszkami palców przesunął po jej gładkiej twarzy. - Najpiękniejsza - dodał i pocałował ją w usta. Pearl jak zwykle oddała mu pocałunek, wkładając w niego całą swoją miłość, wszystko, co posiadała. A on brał to za każdym razem, gdy dawała mu i nie protestował, choć powinien, bo nie powinien oczekiwać, iż Pearl zostanie z nim, dzieląc się swoją radością i miłością. Nie miał prawa nawet ją o to prosić, dlatego cieszył się mijającymi dniami, jakby były to ostatnie chwile jego życia. I tak to właśnie traktował. Jeśli Pearl wyjedzie, on zostanie tu i w końcu jego dusza umrze bez jej uśmiechu, radości i światła jakie wniosła w jego życia. Zostanie całkiem sam, a ciemność znów go otoczy ciasną zasłoną. Nigdy już nikomu się nie pokaże.
- Chodź - powiedziała Pearl, gdy w końcu odsunął się od niej, aby złapać odrobinę tchu. Poprowadziła go przez grządki bujnych kwiatów, które w większości swe duże i ciężkie kielichy zamknęły na noc, aby o świcie rozwinąć płatki. Kilkakrotnie musnął palcami róże, które wiły się wśród kwiecia. - Pamiętasz, jak spotkaliśmy się w ogrodzie? W tej części, do której nie wolno mi było wchodzić?
- Niestety, doskonale to pamiętam. Bardzo przepraszam się cię za moje zachowanie. Spanikowałem i powiedziałem... - urwał gwałtownie, gdy Pearl przyłożyła mu palec do ust, pocałował go lekko.
- Nic się nie stało. Nie gniewam się - powiedziała, a w jej cichym głosie usłyszał ledwie powstrzymywaną radość. Jezu słodki, on czuł dokładnie to samo. To wypełniającego szczęście zdawało się wylewać z niego. Chciał obdarować nim cały świat, żeby każdy czuł to samo, co on w tej chwili. Chciał, aby zawsze tak było, ale nie mógł jej tu trzymać. Z każdym dniem przywiązywał się do niej coraz bardziej, coraz mocniej ją kochał. Jeśli na początku było to tylko zauroczenie, to teraz kochał ją całym sobą i nikt nie był go w stanie przekonać, że jest inaczej. Pragnął przychylić jej nieba, dać jej wszystko, co zechce, ale jednocześnie miał poczucie, że dla niej on sam jest wystarczającym podarunkiem.
Gdyby nie to, że szybko znaleźli się na miejscu, zapewne jego myśli zabrnęłyby o wiele dalej, choć i tak już powoli zaczął wszystko rozumieć i niestety, za późno było, aby zapomnieć o wszystkim i prosić Pearl, by z nim została. Musiał z nią poważnie porozmawiać. Ale jeszcze nie teraz, jeszcze nie dziś.
Pearl usiadła na ławeczce i odchyliła głowę. Niebo upstrzone było migającymi wesoło gwiazdami, ciężki księżyc świecił, zalewając swą srebrną łuną okolicę. Nie potrzeba było więcej światła. Wokół panowała cisza, przerywana jedynie cykaniem świerszczy.
Jeremy usiadł obok niej. Pearl natychmiast przysunęła się do niego. Spletli swe palce, a dziewczyna oparła głowę o jego ramię. Siedzieli tak milcząc i ciesząc się sobą. Blackbourn odpędził myśli i po prostu zaczął marzyć o chwili, aż w końcu pójdą zamku i znów zamkną się na długie godziny w jego pokoju.
Mimo że oboje spędzali ze sobą bardzo dużo czasu, żadne z nich nie było w stanie nacieszyć się sobą, jakby chcieli wynagrodzić sobie te wszystkie lata, które spędzali bez siebie i będą spędzać. Pearl jednak skrycie marzyła o tym, aby Jeremy poprosił ją aby z nim została. Naprawdę uważała, że są sobie przeznaczeni i powinni być ze sobą. Już nawet teraz szukała studiów tutaj, w Szkocji. Mogłaby przecież studiować coś, co da jej dobrą posadę, aby mogła pracować.
Dzień wyjazdu zbliżał się wielkimi krokami, ale żadne z nich nawet nie raczyło się słowem odezwać w tej sprawie, bo to niewątpliwie zniszczyłoby między nimi dobre relacje. Pearl wolała nic nie mówić, póki sam Jeremy o tym nie wspomni. Przygotowała sobie wszystkie argumenty, te logiczne i te mniej, ale jednak argumenty, które mogłoby zaważyć na decyzji Jeremy'ego.
Któregoś dnia postanowiła wyjść na zewnątrz. Próbowała namówić Jeremy'ego, ale ten stwierdził, że ma dużo pracy. Nie uwierzyła mu, bo wielokrotnie niemal cały dzień spędzali w łóżku. Nie chciała się jednak z nim kłócić. Skoro nie chciał, nie będzie go namawiała. Wyszła więc na zewnątrz. Spojrzała w górę i dostrzegła ciemne chmury, które zaczęły zbierać się nad zamkiem. Chyba po raz pierwszy od jej przyjazdu idealnie błękitne niebo nagle zaczęło ciemnieć. Nadchodził deszcz, ale sądziła, że dopiero wieczorem zacznie padać. Była już po obiedzie, wiec miała kilka godzin dla siebie. Postanowiła poszukać pana Adalberta, którego nie widziała od kilku dni. Stary ogrodnik na pewno zaszył się gdzieś i czytał lub dopieszczał grządki. Znalazła go nieopodal jego małego domku. Klęczał nad niewielką grządką, na której rosły same tulipany.
- Dzień dobry - przywitała się z nim i usiadła na trawie. Starszy pan spojrzał na nią i uśmiechnął się promiennie,
- Pearl, dawno się nie widzieliśmy. Gdzie zniknęłaś? Myślałam, że Jeremy cię już zamknął w tym zamku i nie chcę cię wypuścić - powiedział i puścił do niej oczko. Dziewczyna zarumieniła się uroczo.
- Pan wie? - zapytała niepewnie.
- Wszyscy już wiedzą. Ja dowiedziałem się od Nate'a - powiedział i wstał, otrzepując z ziemi ręce. - Chodź, zapraszam cie na cytrynowe ciastka i coś zimnego do picia. Mam sok, colę albo lemoniadę. Na co masz ochotę?
- Cola z lodem - mruknęła i wstała. Weszli do domku, w którym było znacznie chłodniej niż na zewnątrz. - Wszyscy chyba dowiedzieli się dzięki Nathanielowi. Co mówił?
- Nic konkretnego, ale zrozumiałem bardzo istotną rzecz: ten chłopak najwidoczniej bardzo jest o ciebie zazdrosny. Nie spodziewałem się, że aż tak. Nie bój się - dodał szybko, gdy dostrzegł jej przestraszoną minę - nie mówił nic głupiego. Po prostu stwierdził, że będziesz cierpiała przez Jeremy'ego.
- Też mi to powiedział - westchnęła tylko i wypiła łyk zimnego napoju. Poczuła orzeźwienie, które było jej potrzebne. - Rozumiem, że to z boku wygląda dość żałośnie, bo w końcu... Sama nie wiem, co się stanie przed moim wyjazdem, choć chciałabym tu zostać i nie pragnęłabym niczego bardziej, ale to wszystko zależy od niego. Jeśli Jeremy każe mi wyjechać, wyjadę.
- Chociaż go kochasz i jesteś w stanie poświęcić swoje przyszłe życie i karierę dla niego? - dopytał się ogrodnik, a Pearl bez słowa skinęła głową.
- Ma pan rację, ale on chyba nadal pozostaje w tym swoim świecie poczucia, że jego blizna odstrasza wszystkich. Wiem, że mi nie ufa na tyle, aby ze mną dzielić życie... Kocham go i... - urwała nagle, gdyż poczuła, jak łzy zaczęły dławić ją w gardle, po chwili jednak dokończyła wypowiedź łamiącym się głosem. - Kocham go i nie mogę znieść myśli, że on będzie tu sam, całkiem sam...
- Och, Pearl, dziecko drogie - powiedział tylko pan Forsythe i przytulił ją mocno do siebie. Ten akt dobroci z jego strony sprawił, iż Pearl rozpłakała się na dobre, myśląc tylko o tym, że wyjedzie, a Jeremy nawet nie spróbuje jej zatrzymać.
- Co mam zrobić? - zapytała, unosząc zapłakane oczy na pana Adalberta. Ogrodnik westchnął ciężko i pogłaskał ją po głowie. Życzył im jak najlepiej, ale wiedział, że Jeremy zbyt długo był sam, aby teraz nagle zmienić się i po prostu pozwolić jej tu zostać. Myślał o niej, a nie o sobie.
- Powinniście porozmawiać na ten temat. Nie wiem, czy dobrze zrobisz, ale jeśli masz wątpliwości, to moim zdaniem powinnaś to wyjaśnić, póki Jeremy sam nie zdecyduje się na rozmowę z tobą. - Nie był w stanie nic więcej jej doradzić. - Jeśli się kochacie, a tak jest na pewno, wasza miłość nie zginie i Jeremy zrobi wszystko, żebyś była szczęśliwa, a ty również oddasz mu tym samym. Będzie razem, bo darzycie się gorącym uczuciem.
- Skąd pan wie, czy Jeremy mnie kocha? Przecież z nikim się nie widuje - mruknęła, a jej głos w pewnej chwili załamał się, jednak nie rozpłakała się, lecz uważnie patrzyła na pana Forsythe.
- Powiedział mi to.
- Proszę? Jeremy powiedział panu, że mnie kocha? Naprawdę? Kiedy? - Odsunęła się od niego i zaczęła wycierać oczy z łez. Policzki miała zaczerwienione i mokre, usta nadal jej drżały, ale teraz nie miała ochoty płakać. Nie po tej rewelacji, którą usłyszała. Jeremy ją kocha!
- Parę tygodni. Spacerował po ogrodzie, zobaczyłem go i zaczęliśmy rozmawiać... On naprawdę cię kocha.
- To pan go widział? - zapytała nagle, przypominając sobie ważny szczegół.
- Tak, czasami do mnie przychodził, ale odkąd pojawiłaś się ty zaprzestał, bo uznał, że mogłabyś go zobaczyć. Teraz jednak nie przychodzi, bo tobie poświęca swój czas.
- Ani słowem się nie zająknął! - powiedziała oburzona. - Myślałam, że nikt z zamku go nie widywał. Chyba go uduszę! - Pan Adalbert roześmiał się tylko i poklepał ją po ramieniu.
- Nie denerwuj się, Pearl, może uznał, że to nic istotnego? Założę się, że ważne było dla niego to, iż pokazał się tobie. Uważam, że to jest w tym wszystkim ważne. Nie liczy się to, że ktoś już inny widział go. Widziałem, jak zmaga się z samym sobą, ale boi się odtrącenia. Pearl, jeśli ktokolwiek zmusi go do kolejnego kroku jesteś ty, wiem to i trzymam za ciebie kciuki. - Swoją wypowiedź okrasił pełnym czułości uśmiechem. Patrzył na nią wesoło, a dziewczyna doskonale wiedziała, iż rzeczywiście w to wierzył. Ona sama również nabrała przekonania, że może się udać, że dzięki świadomości, iż Jeremy ją kocha będzie wstanie wyciągnąć go do ludzi.
- Oby pan miał rację i oby Jeremy kochał mnie rzeczywiście wystarczająco, aby pozwolić mi ze sobą zostać, jeśli jednak... Nie wyobrażam sobie życia bez niego... - powiedziała łamiącym się głosem i wzięła do ręki wysoką szklankę z colą. Kostki lodu już się roztopił, więc napój nie był tak dobry, jak na początku, lecz wspaniale ją chłodził. Wypiła wszystko do dna i wzięła dwa cytrynowe ciastka do ręki. - Pójdę już, nie będę zabierała panu więcej czasu. - Podeszła jednak do okna. Niebo całkiem już pociemniało i lada chwila można było spodziewać się deszczu. Pearl poczuła zimne dreszcze przebiegające po całym ciele. Żałowała, że pogoda się popsuła, jednak trochę kropli przyda się roślinom, które cierpiały z powodu dużej ilości słońca, podobnie zwierzęta, którym gorąco zaczęło już przeszkadzać.
Usłyszała, jak pan Adalbert wstaje. Odwróciła się do niego i uśmiechnęła.
- Będę trzymał za ciebie kciuki! - powiedział, a ona skinęła głową. Szybko się pożegnała i wyszła. Swe kroki skierowała oczywiście ku zamkowi Crathes, który okazał się być czymś więcej niż tylko budowlą. Crathes okazało się być dla niej symbolem miłości i strachu, który władał właścicielem, choć on tu powinien rządzić. Miała nadzieję, że teraz wszystko pójdzie dobrze. Świadomość, że Blackbourn ją kochała dodała jej sił i odwagi. Musi tylko wszystko powiedzieć to, co chce wyznać Jeremu'emu i czekać na jego reakcję. Odwoła się do jego uczucia, do miłością, którą ją obdarzył, choć przecież nic nie powiedział. Taki człowiek jak on, żyjąc tyle lat w odosobnieniu na pewno pragnął uczucia, które pozwoli mu zapomnieć o jego wyglądzie. Dziś dostał to, a nawet o wiele więcej, wiec powie mu, co czuje. Miała nadzieję, że po słowach "kocham cię" usłyszy odpowiedzieć: ja ciebie też. Bała się jednak, ręce jej drżały, a serce waliło głucho w piersi. Nie słyszała nic, prócz szumu krwi w uszach.
Weszła do zamku w chwili, gdy na spieczoną słońcem ziemię spadły pierwsze, ciężkie krople. Gdy wchodziła po schodach na górę deszcz rozpadał się na dobre. Podeszła do jednego z okien znajdujących się na korytarzu pierwszego piętra i wyjrzała przez nie. Po raz pierwszy od czasu jej przyjazdu lało jak z cebra. Zrobiło się chłodniej. Nabrała głęboko powietrza i ruszyła na drugie piętro, a potem na trzecie. Musiała odszukać Jeremy'ego i powiedzieć mu wszystko. Wyzna, co do niego czuje.
Kiedy weszła do pokoju, zastała go przy oknie. Stał oparty o ścianę i spoglądał na świat, który nagle poszarzał.
- Pierwsza ulewa w Szkocji odkąd przyjechałam - powiedziała cicho i podeszła do mężczyzny. Ten natychmiast się odwrócił do niej i objął ją w pasie, całując ją w usta.
- Tak. Przywiozłaś ze sobą słońce - mruknął cicho i wtulił twarz w jej pachnące włosy. Uśmiechnął się, ponieważ widział ją dziś jak myła je pod prysznicem, on tam był...
- Naprawdę? Ale jakoś dopiero teraz je zobaczyłeś - powiedziała z przekorą w głosie, aby choć na chwilę się odciągnąć od tego, co za chwilę mu powie.
- Bo byłem ślepy i uparty - powiedział w końcu. Pearl poczuła oszałamiającą ulgę. Westchnęła cicho, nabrała powietrza i spojrzała mu głęboko. Musiała mu o tym powiedzieć.
- Jeremy, tak długo marzyłam, aby w końcu znaleźć kogoś, kto byłby dla mnie wszystkim. Po zdradzie Williama bałam się zaufać... A dzięki tobie wiem, że warto! - szeptała gorączkowo, jednocześnie drżącymi dłońmi błądząc pod jego koszulą, opuszkami muskała go po brzuchu. Sunęła coraz niżej. - Kocham cię - szepnęła. Przyciągnął ją gwałtownie do siebie i zacisnął mocno wokół jej tali ramiona tak, by poczuła, że jedyne, co w tej chwili czuje to pożądanie. Przywarł spragnionymi wargami do jej ust.
Jeremy zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że Pearl będzie od niego oczekiwała odpowiedzi, ale on sam nie był pewny, czy jest gotów powiedzieć jej to samo. Kochał ją, ale wypowiedzieć to na głos... Nie, nie mógł. Nie mógł tego zrobić, by zaraz potem złamać jej serce. Wiedział już, co powinien zrobić, choć ta decyzja sprawiała mu nieopisany ból, robiła mu ogromną wyrwę w sercu, którą nic i nikt nie mógł załatać. Na razie jednak wolał skupić się na tym, co działo się teraz, czyli na Pearl, która zaczęła całować go po szyi, aż ustami dotarła do koszuli. Zagryzła wargę i spojrzała na niego tymi wielkimi oczami, a jej wzrok wyrażał czyste pożądanie. Uśmiechnął się pod nosem, a dziewczyna westchnęła cicho i zaczęła go rozpierać. Robiła to bardzo powoli, drżącymi dłońmi, jakby nie była pewna swych ruchów. Radziła sobie bardzo dobrze, a on czuł, że dziś inicjatywę przejęła Pearl. Kiedy zdjęła z niego koszulę, wziął ją na ręce i położył delikatnie na łóżku. Sam sięgnął szybko po prezerwatywę i położył obok poduszki. Chciał ją pocałować, lecz Pearl wywinęła mu się nagle i uklękła przed nim. Na ustach igrał jej łobuzerski uśmieszek.
- Połóż się, Jeremy. Teraz moja kolej - powiedziała, a on posłusznie wykonał jej polecenie. Ułożył się wygodnie na poduszkach i czekał na to, co zrobi dziewczyna. A ona szybko pozbyła się wierzchniej garderoby, zostając w samej bieliźnie. Usiadła na nim, okraczając go nogami i pochyliła się tuż nad jego ustami. Nie pocałowała go jednak, miękkimi wargami musnęła go w policzek, a potem przywarła do jego szyi. Jęknął cicho, a pożądanie przepłynęło w nim, niczym ognista strzała. Całowała go po szyi, z każdym pocałunkiem schodząc coraz niżej, aż dotarła do jego klatki piersiowej i podobnie jak on ją, tak teraz ona jego zaczęła pieścić ustami, zębami przygryzając sutki. W tym miejscu każdy mężczyzna był równie wrażliwy, co kobieta, więc jej pieszczoty działały na niego zniewalającego. Leżał tylko, poddając się jej ustom i dłoniom, które sunęły po jego ramionach, brzuchu i udach. Kiedy Pearl zacisnęła zęby zbyt mocno na sutku Jeremy jęknął głośno, bardziej z zaskoczenia niż z bólu. - Przepraszam, nie chciałam - szepnęła cicho.
- W porządku - powiedział tylko i ułożył się wygodnie na poduszce. Zagryzł wargi, gdy usta Pearl nagle zaczęły wędrować coraz niżej, poczuł jej ciepły oddech na podbrzuszu. Przymknął oczy w oczekiwaniu. Zdjęła z niego bieliznę. Boże, ta kobieta doprowadzi go do ruiny, jeśli zaraz nie zrobi tego, co zamierza. W końcu, najpierw nieśmiało, a zaraz potem nieco odważniej zacisnęła usta na jego członku. Musiał przygryźć wargi, aby nie krzyknąć z rozkoszy, która zalała go ryczącą falą gorąca. Wszystko skupiło się teraz w tym jednym punkcie, w którym dotykała go miękkimi wargami i wilgotnym językiem. Wsunął palce w jej włosy i westchnął głośno, gdy napływające fale pożądania wznosiły go wysoko, czuł, że lada chwila nie wytrzyma. Osiągnie szczyt za nim zacznie się z nią kochać. Dlatego właśnie, aby nie stracić kontroli nad sobą, złapał ją nagle za ramiona i pociągnął do góry. Pearl spojrzała na niego zaskoczona, ale nic nie powiedziała, znów chciała pieścić go ustami, lecz Jeremy nie pozwolił jej na to.
- Nie - szepnął ochrypłym od żądzy głosem, po czym sięgnął za głowę po prezerwatywę. W tym czasie Pearl pozbyła się bielizny. Szybko się z nią uporała, a kiedy to zrobiła, posadził ją na sobie. Pearl powoli opadała na niego, przygryzając dolną wargę. Podniósł się nagle i pocałował ją. - Kochanie, ty teraz nadajesz rytm - szepnął wprost w jej rozchylone usta. Pearl pocałowała go, wsuwają ręce w jego ciemne włosy. Z każdym pocałunkiem jej oddech stawał się coraz bardziej urywany i szybki. Opadała i wznosiła się powoli, wpatrując się w niego szeroko otwartymi oczyma. Raz po raz, z jej kuszących ust wydobywały się ciche jęki. To sprawiło, że jego pożądanie rosło i rosło, oplatało go gorącymi palcami, zaciskało się na żołądku, wznosząc go wysoko.
Poczuł zbliżający się szczyt, kontrolował się jednak. Chciał zadowolić Pearl, chciał, aby zapamiętała tę noc do końca życia. Wsunął dłoń między ich ciała i kciukiem zaczął ją pieścić, wydobywając z jej ust coraz głośniejsze jęki, aż w końcu przeszły w głośny krzyk. Poczuł, jak zaciska wokół niego mięśnie i przyspiesza nieznacznie. Jej drobne piersi ocierały się o jego klatkę piersiową coraz szybciej, aż w końcu on sam poczuł, jak sztywnieje i oboje krzyczą, głośno razem szczytując. Ich nierówne oddechy zmieszały się ze sobą, teraz byli jednym ciałem i jedną duszą. Pulsowali w tym samym rytmie. Jeremy odsunął się od niej, głośno oddychając i uśmiechnął się do dziewczyny, która wpatrywała się w niego z szeroko otwartymi oczyma, w których widniały jeszcze resztki pożądania.
W końcu doszli do siebie powoli i ułożyli się wygodnie na posłaniu. Ciszę przerywały pojedyncze grzmoty dobiegające z oddali, a także deszcz tłukący się o szybę i dach zamku. Wiatr, który wzmógł się nagle zaczął szarpać drzewami, wyrywając z gałęzi liście.
Jeremy przytulił do siebie Pearl i spojrzał przez okno. Bał się zbliżającej się rozmowy, ale musiał w końcu coś zrobić. Nie mógł tak po prostu tkwić w tym zawieszeniu, czekać na nieuchronny koniec. Im szybciej to zakończy, tym mniej będzie bolało, tym Pearl szybciej o nim zapomni. Wymaże go z pamięci i z serca. Poczuł piekący ból w okolicy serca. Póki jednak leżała obok niego nie chciał psuć tej atmosfery i pozwolił sobie na jeszcze parę godzin spokoju.
Kiedy Pearl obudziła się w środku nocy, miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Uniosła głowę i rozejrzała się po pokoju. Dostrzegła Jeremy'ego, który stał nad nią. Westchnęła z ulgą i wyciągnęła do niego dłoń. Złapał ją mocno. Poczuła jak zadrżała jego ręką.
- Jeremy, co się stało? - zapytała zaniepokojona.
- Nic - odpowiedział drżącym głosem. - Śpij - mruknął tylko. Nie poruszył się z miejsca.
- Chodź do mnie, nie chcę spać sama - wyszeptała cicho, a młody mężczyzna pospiesznie wykonał jej prośbę. Wszedł do łóżka i otoczył ją ramionami. Czuła się przy nim bezpiecznie, choć zabolał ją fakt, iż nie odpowiedział na jej wyznanie. Wiedziała jednak, że ją kocha i ta świadomość całkiem jej wystarczyła. Spodziewała się, że niedługo Jeremy się przełamie i będą szczęśliwi. Bo będą. Wierzyła w to i zrobi wszystko, aby byli razem, bez względu na to, co powie sam Jeremy.
Pocałowała go lekko w usta i oparła głowę o jego nagą pierś, która opadała i wznosiła się powoli. Uśmiechnęła się do siebie, ciesząc się jego obecnością i odpłynęła w sen.
Burza nabrała na sile i z każdą godziną zbliżała się do zamku. Około trzeciej nad ranem nadal panowały ciemności, a pioruny i gwałtowne grzmoty wybudziły ze snu Pearl, a także Jeremy'ego. Oboje spojrzeli w stronę okna i w tym samym czasie błyskawica przecięła niebo. Dziewczyna zadrżała pod wpływem tego przerażającego widoku i zacisnęła powieki, kuląc się u boku kochanka. Blackbourn uniósł się delikatnie i odsunął włosy z jej twarzy.
- Boisz się, kochanie? - zapytał miękkim głosem. Pearl popatrzyła na niego.
- Trochę. Nie lubię burzy - powiedziała tylko i znów się przytuliła do niego, gdy zrobiło się jasno w pokoju, a po okolicy potoczył się głośny grzmot. Jeremy roześmiał się lekko i nagle jednym ruchem ręki odwrócił ją na plecy.
- Słyszałem - szepnął, dotykając ustami jej lewego ucha - że seks podczas burzy jest najlepszy. Sprawdzimy to? - mruknął cicho i przesunął ustami w dół, aż dotknął pulsu na szyi. Tam złożył delikatny pocałunek, językiem przesuwając po gładkiej skórze. 
- Tak - odpowiedziała drżącym głosem i jej ręka natychmiast powędrowała w dół jego naprężonego ciała.
- Mm, mała cwaniara - powiedział cicho, całując ją w usta.
- Kocham cię - powiedziała, a Jeremy wpił się w jej usta łapczywie, jakby bał się powiedzieć to samo.

*

Ranek okazał się być podobny do części nocy, choć już nie grzmiało. Siąpił tylko deszcz i wiał wiatr. Pearl uznała, że dziś podaruje sobie wychodzenie z zamku i zostanie z Jeremym, choć ten wydawał się być małomówny, zamyślony, a kiedy próbowała go zagadnąć ten warknął, że nie ma czasu i musi iść trochę popracować. Patrzyła jak wychodzi z kuchni, stawiając sztywno kroki. Co się z nim dzieje?, pomyślała i schowała głęboko urazę. Każdy może mieć zły dzień, Jeremy też. Dlatego właśnie postanowiła zrobić dla niego tort. Taki nieduży, na poprawę humoru, który nagle zepsuł mu się nie wiadomo dlaczego.
Ale potem jednak przyszła jej do głowy jedna myśl. Może dlatego, że powiedziała mu o swoich uczuciach i jego nastrój uległ pogorszeniu? Powiedziała, że go kocha. To dlatego. Jej miłość zaczęła mu pewnie ciążyć. Nic jej nie obiecał, dał jej mnóstwo radości, ale nie dał jej tego, czego oczekiwała - miłości. Pan Adalbert twierdził, że Jeremy ją kocha, ale gdyby tak było, to nie zachowywałby się w ten sposób. I dlaczego nagle teraz zaczął być taki dziwny? Może dopiero teraz do niego dotarło to, co się działo? Zacisnęła usta. Powinna z nim o tym porozmawiać, ale nim to zrobi, musi upiec ten tort.
Była zbyt pochłonięta myślami, aby zauważyć, że do kuchni, w której panował niesamowity bałagan, wszedł Jeremy. Dopiero, gdy przemówił do niej poważnym, trochę smutnym głosem, ocknęła się z zamyślenia i spojrzała na niego. Przestraszyła się tego, co dostrzegła na jego twarzy, ale wmówiła sobie, że nic się nie stanie, że przecież Jeremy jej nie zrani.
- Pearl, musimy porozmawiać - powiedział cicho i wziął ją za rękę. Usadowił ją na krześle, a sam stanął naprzeciwko niej. Widziała jak się denerwuje, jak drżą mu dłonie.
- O czym? - zapytała, starając się nie dopuścić do siebie myśli, która pojawiła się nagle jej głowie i dobijała się również do serca. Zaczął się kręcić po kuchni. Chodził, potem przystawała, aż w końcu zatrzymał się i wbił w nią uważne spojrzenie.
- Od jakiegoś czasu myślałem o tym, co mam ci powiedzieć, ale teraz mam kompletną pustkę w głowie. - Westchnął ciężko i spojrzał na nią zrezygnowany, w końcu jednak zebrał się w sobie i nabrał powietrza, by potem wypuścić je ze świstem. - Wczoraj dwukrotnie powiedziałaś, że mnie kochasz. Twoja miłość... Jest największym podarunkiem, jaki może ofiarować kobieta mężczyźnie. Jestem ci za nią wdzięczny, bo widzę, że kochasz prawdziwie i szczerze, ale problem w tym, Pearl, że nie mogę jej przyjąć. Twoje uczucie jest zbyt dużym poświęceniem - powiedział i spojrzał na nią z rozpaczliwym błaganiem, aby go zrozumiała, aby nie utrudniała tego, co nadchodzi.
Pearl spojrzała na niego z bijącym sercem i szeroko otwartymi oczami. Przez chwilę nie rozumiała tego, co powiedział, ale gdy sens jego słów dotarł w końcu do niej poczuła piekące pod powiekami łzy. Ścisnęło ją coś w gardle, ale dzielnie przełknęła z niemałym trudem i zacisnęła dłonie na poręczy krzesła. Nie pokaże mu, jak cholernie ją to zabolało.
- Nieprawda, wcale nim nie jest. Kocham cię i ofiarowałam ci wszystko, co miałam. Wziąłeś moje ciało, serce i duszę. Nie mówiłeś nigdy, że tego nie chcesz, więc dałam ci to, bo chcę cię kochać i spędzić z tobą całe życie. I nie mów tak. Możesz ją przyjąć, tylko się boisz - zakończyła drżącym głosem. Chciała coś dodać, ale ugryzła się w język. Bała się, że głos zawiedzie i rozpłacze się przed nim.
- Chciałem twojego ciała, nie serca! - krzyknął nagle, aż dziewczyna podskoczyła na krześle. Miała wrażenie, że chyba się przesłyszała, ale jakaś jej masochistyczna cząstka kazała jej drążyć temat, choć bała się, że za chwilę Jeremy zada jej cios, przez który, jak sądziła, już nigdy się nie podniesie.
- I te wszystkie dni, które spędziliśmy razem, te słowa, które powiedziałeś... One były kłamstwem? Tak naprawdę mówiłeś to tylko po to, abym wskakiwała ci do łóżka za każdym razem, gdy tylko się do mnie uśmiechniesz? - Potrząsnęła głową i spojrzała na niego oczami pełnymi łez. - Nie. Nie wierzę w to, co mówisz. Ranisz mnie tylko po to, abym znienawidziła cię i wyjechała, abyś znów mógł być sam, bo nagle zacząłeś się bać tego, co do mnie czujesz.
- A co ja niby takiego do ciebie czuje? - prychnął nagle, choć zabrzmiało to dziwnie sztucznie. - Nie kocham cię, Pearl i nie chcę twojej miłości - powiedział. - Wyjedź stąd, zostaw mnie w spokoju. Nie chcę cię tu.
- Nie, nie możesz nam tego zrobić! Nie wierzę w to! - krzyknęła, czując w gardle wzbierający płacz. Łzy już się polały po gorących policzkach, a rozpacz eksplodowała w drżącym sercu. Czuła, jak zapada się w ciemność, jakby spadała w dół, w głęboką przepaść.
- Pearl, nie ma nas. Nie rozumiesz? To, co przeżyliśmy razem, to było cudowne, ale nie możemy tego ciągnąć dłużej. Musisz stąd wyjechać. Nie mogę pozwolić ci tu zostać! Twoje życie jest w Leeds, na studiach. A to, co tutaj jest... - Popatrzył na nią, lecz Pearl nie widziała nic prócz zamazanej przez łzy ukochanej postaci i miała ochotę głośno krzyczeć z bólu, jaki w tej chwili czuła.
- Jeremy - szepnęła łamiącym się głosem. - Jeremy, proszę, nie rób tego. Nie łam mi serca, nie niszcz go, bo boisz się mnie kochać. Pamiętaj, że ci je oddałam, cała siebie oddałam, jeśli... Jeśli teraz mnie odtrącisz nie zostawisz mi nic. Nic! Nie rozumiesz? Kocham cię, ty cholerny, egoistyczny sukinsynu! - krzyknęła wściekła i wybiegła z kuchni, popychając go.
Jeremy stał na środku pomieszczenia, czując jak gula w gardle rośnie z każdą chwilą. Czuł przygniatającą go rozpacz, która szarpała jego serce, rozrywała go na kawałki. Boże drogi, on również ją kochał. W ciągu tych kilku tygodni poznał jej smak w najczystszej postaci, a teraz pozbawił się go. Pearl nie miała racji. Nie był egoistą. Kochał ją i dlatego chciał, aby odeszła, ponieważ w zamku nie czekała ją żadna przyszłość.
Choć było to trudne, zebrał się w sobie i postanowił zarezerwować jej bilet. Powinna wyjechać do końca tygodnia.


16 komentarzy:

  1. Och, Jeremy, ty durniu, mi też łamiesz serce! :c
    Staram się go zrozumieć, bo swoje przeszedł i z pewnością boi się kolejnego rozczarowania, no ale... Mam nadzieję, że, nim będzie za późno, dotrze do jego tępej łepetyny, iż popełnił ogromny błąd, odsuwając Pearl od siebie. Liczę na happy end. :)
    Straszna szkoda, że niebawem przygoda z Zamkową bestią się skończy, bo strasznie się przywiązałam. :c

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiadomo, że jego decyzja jest głupia, ale niestety, jest uparty i choćby nie wiadomo jak Pearl była niezbędna w jego życiu i tak nie chciałby jej tutaj. Po prostu myślał o niej, a nie o sobie, a ten akt dobroci, nazwijmy to tak, był podyktowany przez serce.
      Coś się kończy, a coś zaczyna także, jeszcze zdążysz się przywiązać do innych moich historii, mam nadzieję.
      Pozdrawiam<3

      Usuń
  2. dokładnie szkoda że za niedługo koiniec !
    Jeremy opamiętaj się bo ktoś inny ci ja ukradnie a później będziesz żałował !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeremy chyba nawet na to liczy. Po prostu on chce, aby Pearl była szczęśliwa, nawet jeśli z kimś innym.
      Pozdrawiam<3

      Usuń
  3. O rany, ale głupek z tego Jeremy'ego. Mam tylko nadzieję, że tym razem nie każesz znowu Pearl odkręcać całej sytuacji - ostatecznie to on jest winien i sam powinien zrozumieć, jaki idiotyzm zrobił i jakim tak naprawdę jest egoistą, nie licząc się z jej uczuciami. Podziwiam Pearl za to, że ciągle chce się jej o niego walczyć, bo ja na jej miejscu już dawno bym odpuściła, ale to już przesada. Tym razem to on powinien się wykazać i jeśli każesz znowu jej robić pierwszy krok, to mentalnie walnę ją krzesłem w ten jej martyrologiczny łeb. Niech się dziewczyna opamięta!

    Całuję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O nie, tym razem to Jeremy będzie musiał wszystko naprawiać i wcale nie będzie to takie proste, oj nie. A może właśnie zrobił to, bo się liczył? Może inaczej. Po prostu nie chciał jej wiązać ze sobą i skazywać na życie z nim w zamku, w którym nie miałaby przyszłości. Na pierwszy rzut oka rzeczywiście to może tak wyglądać, ale Jeremy zrobił to wyłącznie dla niej. No wiesz, żeby rozstanie mniej bolało. Spokojnie, nie będziesz musiała ją bić. Ona do tego ręki nie przyłoży:)

      Ja również całuję<3

      Usuń
    2. No, to chociaż tyle! Nie no, ja rozumiem, że Jeremy myśli, że robi to dla niej, ale równocześnie jakby zupełnie nie zdawał sobie sprawy, że nie rozmawia z małym dzieckiem, za które trzeba podejmować decyzje, tylko z dorosłą, rozsądną kobietą, która potrafi zadecydować za siebie i tych decyzji nie żałować. To zupełnie tak, jakby on wolał ją odesłać, żeby samemu nie mieć potem wyrzutów sumienia z powodu tego, że ją zatrzymał - bo przecież ona go kocha i by nie miała! Rozumiem, że on może uznać, że później zacznie i tak dalej, ale, do cholery, mógłby jej pozwolić samej o tym zdecydować. Wtedy nawet, gdyby się okazało, że będzie z nim nieszczęśliwa, to byłaby jej decyzja i ona sama mogłaby zdecydować, by jednak od niego odejść. Ale wtedy Jeremy mógłby już tego nie przeżyć, no. Dlatego uważam, że jest egoistą, nie wiem, czy to sensownie napisałam XD

      Usuń
    3. Albo żałować. Tak naprawdę Jeremy mimo, że jej wyznanie było prawdziwe, nie wiedział, czy Pearl kocha go na tyle, by zostać z nim na zawsze, bo na taki związek liczy Blackbourn. A on sam też wolał nie sprawdzać jak długo z nim zostanie, nim zechce odejść. Tak, rzeczywiście może być egoistą, ale właśnie, może jej odejścia się bał? W końcu Amber go opuściła i czuł się z tego nieszczęśliwy. A gdyby Pearl zdecydowała się go opuści, to czułby się gorzej niż teraz. Tak, i nie przeżyłby tego, ale akurat teraz tego się nie dowiemy.
      Oczywiście, że sensownie. Ja sama nie wiem, jak mogłabym Ci to wytłumaczyć, w każdym razie mam nadzieję, że trochę mi się udało.

      Usuń
    4. No właśnie! Czyli jest egoistą, bo woli się z nią rozstać na własnych warunkach XD

      Ej, ten szablon tutaj strasznie mi nie pasuje. Przecież Pearl jest blondynką -.-

      Usuń
    5. Haha, coś mi się wydaję, że chyba Cię nie przekonam. Ok, niech będzie, że jest egoistą, bo w sumie może jest, ale nie chciał źle. Robił to dla jej dobra, więc ciężko jest go winić za to, że chciał w jakiś sposób chronić Pearl przed nią samą.

      Wiem, że nie, ale wszystkie blondynki jak na złość się pochowały lub są zamówione, więc nie miałam z czego wybierać. A jeśli miałam to wszędzie był Justin Bieber lub One Direction:)

      Usuń
    6. Rzuć jakąś blondynką, to Ci zrobię szablon wolny z propozycji. Może być nawet z koniem ;P

      Haha, no chyba nie, niestety. Mały uparciuch jestem xd i nie skreślam Jeremy'ego tak całkiem, że się broni przed miłością, rozumiem go trochę nawet, No cóż, skoro mówisz, że się postara, to pewnie odrobi w moich oczach ;P

      Usuń
    7. Ok, to zaraz na gg Cię zbombarduje;)

      Owszem, postaram się, aby się obronił. Naprawdę zrobi bardzo dużo dla Pearl właśnie i mam nadzieję, że dzięki temu choć trochę zyska i wybaczysz mu ten jeden raz:)

      Usuń
  4. Matko, Jeremuś, teraz ja cię poprzytulam, ty mały strachliwy draniu <3 jak on mógł jej to zrobić? Tak się boi, a chcę żeby odeszła tak ją raniąc. Matko, dobiłaś mnie tym rozdziałem, nie ma co.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyda mu się, musisz go pocieszyć:)
      Przepraszam, ale musiałam napisać taki rozdział. W każdym razie nie bój się, wszystko się powinno ułożyć.

      Usuń
  5. Cześć ;). Rozdział wspaniały jak każdy. Na prawdę podziwiam Cię, również próbuje swoich sił w pisaniu, ale nie wychodzi mi to tak dobrze jak tobie;<. no ale trudno :).
    Było sielankowo, ale się skończyło. W końcu nie zawsze wszystko musi być idealne. Może to i lepiej, bo dzięki takiemu obrotowi sytuacji, zrozumieją jak wiele dla siebie znaczą. :D
    Cóż nie pozostało mi nic innego, jak czekać na kolejny rozdział Zamkowej bestii.
    P.S. Zapomniałabym :D chciałam się zapytać kto "gra" Jeremiego? W sensie co to za pan na zdjęciu w zakładce "Bohaterowie". :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przesadzajmy, muszę się jeszcze sporo nauczyć. Każdy pisze jak może i wciąż się szkoli. Nie przesadzaj, są lepsi ode mnie.
      Dokładnie. Wszystko ma swój koniec, ale pewnie dzięki temu Jeremy zrozumie, jak wiele stracił.
      A to żadna tajemnica: Jeremy'ego gra Chase Crawford:)

      Usuń

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Breatherain, Terriblecrash, KrypteriaHG oraz Rose Perdu. Lily James oraz Beneath You Beautiful.