Pearl
spędziła niemal cały dzień w stajni, choć myślami była w
zamku, przy Jeremym. Wciąż o nim myślała i uśmiechała się
mimowolnie. Oczywiście jej zachowanie nie uszło uwagi Marcusowi i Nathanielowi. Ten pierwszy nieco zmienił nastawienie do niej i był trochę milszy, wciąż jednak miewał chwilę, gdy
wbijał jej szpilę.
-
Co się tak cieszysz do tego łajna? - zapytał Marcus, gdy
dziewczyna stała przy boksie Lorda i wpatrywała się niewidzącym
wzrokiem w słomę. Kary ogier stał obok i trącał ją nosem.
Wyrwana z głębokiego zamyślenia, odwróciła się w stronę
Marcusa i Nate'a. Obaj stali obok siebie i patrzyli na nią z
uniesionymi brwiami.
-
Wcale się nie cieszę - odpowiedziała poważnie, choć miała
ochotę roześmiać się głośno i opowiedzieć im wszystko.
Powstrzymała się jednak i przybrała skupiony wyraz twarzy.
-
Właśnie widać. Czyżby wczorajsze kopnięcie tego siwego szatana
uszkodziło ci mózg? - zapytał Nate i uśmiechnął się do niej
złośliwie. Pearl spojrzała na niego zaskoczona. Rozumiała
Marcusa, bo oboje raczej traktowali się z dystansem i złośliwości
wobec niej były na miejscu, ale Nate? Rano, gdy przyszedł do niej z
Adalbertem wydawał się być zaniepokojony jej stanem i musiała go
długo przekonywać, że czuje się naprawdę dobrze, potem trochę
zmarkotniał, ale nie chciała go wypytywać przy ogrodniku, a teraz
był dla niej aż nad to złośliwy.
-
O co ci chodzi? - zapytała, wpatrując się w niego. Chłopak
jedynie zmierzył ją dziwnym spojrzeniem i wyszedł.
-
Może to nie moja sprawa, ale wczoraj, gdy Blackbourn zadzwonił do
mnie, pytając o ciebie, trochę nas to zaniepokoiło. Nie poszliśmy
jednak do zamku, bo Jeremy powiedział, że sam cię znajdzie.
Zaskoczyło nas to, ale nic nie powiedzieliśmy. W końcu, nie wiem,
jak między wami jest. Dziś jednak patrząc na ciebie, można
odnieść wrażenie, że cię znalazł. I nie będę owijał w
bawełnę: przespał się z tobą, czy tak? Wyglądasz właśnie tak, jakbyś spędziła noc z mężczyzną, a nie był nim na pewno Nathaniel. - Patrzyła na niego
przez chwilę zdumiona jego słowami. Jak on doszedł do tego
wniosku?
-
Myślę, że powiedziałeś wszystko i sam sobie udzieliłeś
odpowiedzi na nurtujące cię pytania. Nikt nie może mi ani tego
zabronić, ani mówić, co mam robić, a Nate niech się z tym
pogodzi - mówiła poważnie. Chciała, aby nie tylko Marcus, ale
również Saluke przyjął do wiadomości oczywisty fakt, iż spędza
z Jeremym dużo czasu, a co za tym idzie z każdym dniem są coraz
sobie bliżsi.
-
Podobasz się Nathanielowi.
-
Powiedz mi, co ja mam w takim razie zrobić? Mam teraz do niego pójść
i za wszystko przeprosić, choć mówiłam mu kiedyś, że między
nami, prócz przyjaźni, nic nie będzie? Nie chcę wyjść na
gruboskórną sukę, ale to nie moja wina. Nie dawałam mu nadziei,
niczego nie obiecywałam. Jest na tyle dojrzały, że chyba potrafi
to zrozumieć i zaakceptować?
-
Nie będę się w to mieszał. Sami musicie o tym porozmawiać -
powiedział w końcu i odszedł. Pearl została sama w stajni z
głową pełną myśli i wątpliwości.
Nawet
jeśli komuś przeszkadzało to, że spędziła noc z Jeremym to miał
problem on. Ona nie miała zamiaru przejmować się komentarzami w
tej sprawie, nie miała zamiaru też słuchać rad innych, bo to było
wyłącznie jej życie i ewentualnie jej błędy. Doskonale zdawała
sobie sprawę, że ich romans prawdopodobnie wkrótce się zakończy,
ale na razie nie chciała dopuszczać do siebie tej myśli. I jeśli
popełniła błąd to nie będzie żałowała, a że Nate coś sobie
ubzdurał to czy powinna odpowiadać za to? Od początku postawiła
sprawę jasno, mogła być jego przyjaciółką, nikim więcej, więc
dlaczego miałaby teraz pozbawiać się kilku chwil szczęścia tylko
dlatego, że jemu się nie podobało? Musiał się pogodzić z jej
wyborem, a jeśli tego nie zrobi, to co? Będzie zabraniał jej
wszelkich kontaktów z Jeremym? Nie mógł tego zrobić, tak samo
nie był w stanie sprawić, by zapomniała o Blackbournie. Lubiła
Nate'a, ale nic poza tym i już dała mu to do zrozumienia.
Wróciła
do zamku wciąż o tym rozmyślając. Rozumiała, a raczej starała
się to robić, Nathaniela, iż mógł być zły, ale nie była w
stanie niczego już zmienić. Cieszyła się z tego, że między nią
a Jeremym powstała więź, która sprawiła, iż wyszedł z ukrycia
i nikt nie odbierze jej tej radości, ani nadziei.
Kiedy
wkroczyła do kuchni, dostrzegła obiekt swych ostatnich myśli
stojący przy zlewie. Jeremy płukał jabłka i kładł je na
ścierce obok. Usłyszawszy jej kroki odwrócił się w jej stronę i
posłał krzywy, lecz szczery uśmiech. Pearl podeszła do niego i
mocno go przytuliła. Potrzebowała jego bliskości, obecności,
dotyku dłoni na policzku, czy lekkiego pocałunku.
-
Tęskniłam - powiedziała Pearl, gdy Jeremy odsunął się od niej,
by spojrzeć jej w oczy.
-
Ja też - szepnął i prawą dłonią odgarnął kilka kosmyków z
czoła dziewczyny. Wtulona w jego objęcia powoli odcinała się od
Marcusa, Nathaniela i całej reszty. Jeremy był jej małym światem,
dzięki któremu odgradzała się od rzeczywistości. Wszystko
potoczyło się szybko, ale jej to nie przeszkadzało. - Pearl -
powiedział, sztywniejąc nagle. - O Boże, zapomniałem!
-
O czym? Co się stało? - Pearl przestraszyła się jego spojrzenia,
w którym dostrzegła autentyczne przerażenie. Odsunęła się od
niego i przyjrzała mu się bacznie. Co sobie znów przypomniał?
-
Nie mam prezerwatyw, a wczoraj wszystko potoczyło się w takim
tempie, że przestałem się kontrolować i całkiem o tym
zapomniałem. Pearl, cholera... Możesz być w ciąży! - Jeremy był
kompletnie wystraszony. Rzeczywiście, sytuacja dla niego, gdyby
oczywiście zaszła w ciążę, byłaby mocno skomplikowana, ale
dziecko to nie koniec świata lub problem, który raz na zawsze
grzebie szanse człowieka na normalne życie.
-
Uspokój się. Nie jestem w ciąży - powiedziała spokojnie, choć
jej samej nagle serce zabiło mocniej ze strachu. A co, jeśli była?
Co wtedy? Jak sobie poradzą?
-
Skąd wiesz? Przecież dopiero wczoraj... Pearl, nie możesz być w
ciąży! - Cofnęła się o krok i spojrzała na niego zła.
-
Bo co? Jeśli nie uznasz dziecka, choć powtarzam ci kolejny, że nie
jestem w ciąży, to sama je wychowam. Bez twojej pomocy! - Odwróciła
się na pięcie i wyszła z kuchni. Co się dzisiaj z nimi wszystkimi
działo? Najpierw Nate i Marus, a teraz Jeremy z tym swoim
nieodłącznym strachem. Niech ich szlag wszystkich!, pomyślała
wściekła i trzasnęła drzwiami, aby oznajmić Blackbournowi, że
ją wkurzył.
No
i co z tego, jeśli będzie miała dziecko? Aż tak bardzo boi się zostać
ojcem? Rozumiała, że mógł się obawiać ojcostwa i wszystkich z
tym związanych problemów, ale skoro ratował zwierzęta, dawał im
schronienie to nie wierzyła w to, że mógłby zrobić krzywdę
dziecku i odtrącić go. To było absurdalne. Oczywiście, bała się
tego, iż rzeczywiście poprzedniej nocy mogli dać początek nowemu życiu, ale
nikt nie powiedział, że tak się stało! Skoro Jeremy zapomniał o
zabezpieczeniu i nie posiadał takowego, to pojedzie do miasta i kupi
prezerwatywy, cały stos. Złapała za portfel i wybiegła z pokoju.
Jeremy akurat szedł korytarzem, a jego ponura mina świadczyła, że naprawdę bał się, iż mogła zajść w ciąże.
-
Masz kluczki do samochodu? - zapytała bez zbędnych ceregieli.
Mężczyzna przystanął zaskoczony i spojrzał na nią niepewnie.
-
Mam. Po co ci? - zapytał ostrożnie.
-
Są mi potrzebne, jadę do miasta. - Jej stanowczy głos wytrącił
go z równowagi, więc wyprostował się dumnie i spojrzał na nią
ostro.
-
Nie ma takiej opcji. Nigdzie nie pojedziesz! Niedawno koń uderzył
cię w głowę, może coś ci się stać po drodze, bo możesz mieć
wstrząs mózgu.
-
Chyba ty! Dawaj kluczki!
-
Nie - odpowiedział stanowczo i skrzyżował ramiona na piersi,
zmierzył ją ironicznym spojrzeniem i wydął wargi w oczekiwaniu na
jej reakcję.
-
Doskonale! Nie ma kluczyków, nie ma seksu! - warknęła i
natychmiast wycofała się do swojego pokoju. Aby być pewną, że
Jeremy nie wpadnie do środka, przekręciła klucz i nasłuchiwała.
-
Pearl, nie groź mi. Po co chcesz jechać do miasta? - dobiegł ją
zza drzwi przytłumiony głos mężczyzny.
-
A jak myślisz? Po prezerwatywy, ty kretynie. Nie chcę potem
słuchać, że mogę być w ciąży. Ja wiem, że teraz nie jestem.
Uwierz mi na słowo. Takie rzeczy się czuję - dodała jeszcze, choć
sądziła, że to, co powiedziała było absurdalne.
-
Nie wiesz tego na pewno.
-
Dobrze, zróbmy tak. Ty postarasz się o zabezpieczenie, a ja za dwa
tygodnie zrobię test, pasuje?
-
No dobrze, ale...
-
Pasuje? - przerwała mu i otworzyła drzwi. Jeremy stał skołowany i
niepewny. W końcu westchnął ciężko i przytaknął.
-
Pasuje.
Pearl
uśmiechnęła się do promiennie i pokiwała głową.
-
Doskonale. Widzimy się na kolacji! - Posłała mu promienny uśmiech
i zatrzasnęła mu drzwi tuż przed nosem. Po chwili usłyszała, jak
odchodzi pokonany, lecz śmiał się głośno.
Zgodnie
z ich małą umową Jeremy szybko postarał się o prezerwatywy.
Zamówił niewielką paczkę przez internet, a kurier dostarczył ją
jeszcze tego samego dnia. Zgodnie z jego poleceniem przesyłkę zostawiono pod wejściem głównym. Jak dobrze, że internet rozwinął się
tak dobrze, iż w Aberdeen można było kupić w sklepie on-line masę
rzeczy, nawet jedzenie. Dzięki temu mógł zaskoczyć Pearl w jej
pokoju. Czytała właśnie książkę, gdy wparadował do sypialni i rzucił na kolana paczkę kondomów.
-
Zaskoczona? - zapytał, gdy przez chwilę nic nie mówiła. Podniosła
na niego oczy nie kryjąc zdumienia.
-
Trochę.
-
Tylko trochę? - zapytał uśmiechając się do niej szelmowsko.
Podszedł powoli i pewnie do niej. Nie czuł ani strachu, ani
wątpliwości. Wiedział, że kiedy patrzyła na niego widziała w
nim mężczyznę godnego pożądania, godnego jej uczucia, a nie
samotnego, poznaczonego bliznami człowieka tak bardzo spragnionego
miłości.
-
Co ty wyprawiasz? - syknęła, gdy Jeremy wślizgnął się na łóżko, wyrwał z jej rąk czytaną lekturę i odrzucił gdzieś w bok, a
potem dłońmi zaczął wędrować po nogach, biodrach, aż dotarł
do niewielkiego biustu i wsunął palce pod koszulkę.
-
Pieszczę cię - szepnął wprost do jej ucha. Pearl zaśmiała się
cicho i odwdzięczyła się, podciągając jego podkoszulek.
Roześmiała się głośno i odchyliła głowę do tyłu. Jeremy
przesunął ustami po jej gładkiej szyi.
Zbliżała
się pora kolacji, ale ani Pearl ani też Jeremy nawet nie poruszyli
się z łóżka. Pościel była cała wymięta, rozrzucona po całym
pokoju. Oni leżeli przykryci cienkim kocem. Pearl ułożyła się na
brzuchu, ręce schowała pod poduszkę i z głową zwróconą w
stronę kochanka, drzemała z lekkim półuśmiechem na ustach, które
jeszcze nie tak dawno całował. Jeremy z podpartą głową na dłoni
i uniesionym lewym kolanem przypatrywał się dziewczynie, która
wkroczyła do jego zamku i przewróciła całe jego życie do góry
nogami. Bał się wyjść z ukrycia, a kiedy to już zrobił
wylądowali w łóżku. Żałował, że tak długo zwlekał z
zejściem na dół, ale z drugiej strony, przynajmniej Pearl dojrzała
do tego, aby go zobaczyć. Przeciągnął palcem po nagim ramieniu,
aż cała dłoń zniknęła pod okryciem. Poczuł jak ciało
kochanki drży od jego dotyku. Szybko zmienił pozycję i nakrył ją
swym ciałem.
-
Jeremy, co ty wyprawiasz? - zapytała rozbudzona dziewczyna.
-
Nic takiego - odpowiedział niewinnym tonem i ustami dotknął
wystającej łopatki. Pearl zaśmiała się zaskoczona i drgnęła, a
kiedy przesunął się na kark skuliła ramiona od łaskotek
spowodowanych tym lekkim muśnięciem. Czuła cale jego ciało
wyciągnięte tuż nad nią. Jej nagie pośladki ocierały się o
jego podbrzusze, wywołując niezwykłe fale pożądania. Jego
szorstka skóra drażniła jej zmysły. Usta mężczyzny zaczęły
zjeżdżać coraz niżej, wzdłuż kręgosłupa, aż nagle zamarł
nad lewym pośladkiem. Czuła tylko jego gorący, przyspieszony
oddech.
-
A to co? - zapytał zaskoczony i palcem musnął niewielki tatuaż,
który zrobiła sobie niemal rok temu. Nikt o nim nie wiedział, nikt
prócz Williama, a teraz Jeremy'ego. Tatuaż przedstawiał motyla
rozłożonego do lotu. Miał piękne, błękitne skrzydła.
-
Tatuaż - odpowiedziała tylko i odwróciła głowę w jego stronę,
jednocześnie unosząc wysoko brew. - Nie podoba ci się?
-
Nie, jest absolutnie fantastyczny. Dawno go już masz?
-
Od roku - powiedziała zdławionym tonem i odwróciła twarz.
Spojrzała prosto na ścianę i czuła, jak Jeremy przesuwa się do
przodu. Drżącą dłonią odgarnia jej kosmki włosów i zakłada
je za ucho.
-
Co się stało, piękna? Czy powiedziałem coś nie tak?
-
Nie, Jeremy, wszystko w porządku - odpowiedziała i przekręciła
się na plecy. Położyła dłonie na jego ramionach, a nogami
otoczyła go wokół bioder. W tym czasie Blackbourn sięgnął po
prezerwatywę.
Pearl
zapomniała o byłym chłopaku i po prostu z radością oddała się
bardziej przyjemnemu zajęciu.
Czas
kolacji nadszedł, ale żadne z nich nie miało ochoty wychodzić z
łóżka. Leżeli po prostu, dużo rozmawiali i cieszyli się sobą,
jakby oboje wiedzieli, że niedługo ich dobra passa się skończy i
wszystko, co do tej pory przeżywają jest tylko na moment, aby
stworzyć w umyślę miejsce, gdzie będzie można upchnąć te
gorące wspomnienia.
-
Zjadłabym coś - powiedziała w końcu Pearl i uniosła się na
łokciu. Przyjrzała się mężczyźnie, który leżał na boku i
przypatrywał jej się z zagadkowym wyrazem twarzy. - Na co masz
ochotę?
-
Na ciebie - odpowiedział po prostu i sięgnął dłonią do nagiego
ramienia. Pearl odsunęła się ze śmiechem od niego i nakryła
kocem.
-
Mowy nie ma. Idę coś zjeść. - Wyskoczyła więc z łóżka i
podeszła do szafy, gdzie trzymała swoje ubrania. Wyjęła z niej
spodenki, białą bokserkę, z szuflady wzięła bieliznę. Przez
ramię rzuciła jedynie skromny uśmieszek i weszła do łazienki.
Wzięła szybki prysznic i po piętnastu minutach wyszła odświeżona.
Jeremy siedział na łóżku. Naciągnął już na siebie spodnie i
podkoszulek.
-
Idę do siebie, zaraz do ciebie zejdę. - Pocałował ją i wyszedł
z pokoju. Pearl omiotła spojrzeniem pokój, który wyglądał jak
prawdziwe pobojowisko. Postanowiła, że później to posprząta.
Podczas tych wielu godzin spędzonych w ramionach mężczyzny jej
apetyt, nie tylko na seks i Jeremy'ego, zaostrzył się, miała
ochotę na coś do zjedzenia. Sama jednak nie wiedziała, co mogłaby
zrobić. W końcu, gdy przejrzała spiżarnię uznała, że zrobi
sałatkę złożoną z warzyw i kurczaka. Najprostsze i najszybsze danie. Zabrała się
za krojenie wszystkich warzyw. Jeremy pojawił się, gdy już
doprawiała sałatkę. Podszedł do niej z szerokim, tajemniczym
uśmieszkiem na ustach i mocno ją do siebie przytulił.
-
I co? Głodny? Zrobiłam sałatkę.
-
Świetnie, zjem wszystko, co mi podsuniesz pod nos. Masz ochotę na
lampkę dobrego, francuskiego wina? - zapytał nagle i postawił na
stole butelkę z wyblakłą etykietą. - Z tysiąc dziewięćset
piątego roku, ostatnia butelka z tego rocznika.
-
To w takim razie może zostaw ją na wyjątkową okazję? Widziałam
kiedyś w sklepie z winami podobną i byłam oszołomiona jej ceną.
Dasz ją w prezencie ślubnym Bobbiemu i Candice. Na pewno się
ucieszą. - Wzięła ostrożnie butelkę do ręki i zaczęła oglądać
wino. Nie wiedziała, jak się nazywa ponieważ litery całkiem
wyblakły, dostrzegła jedynie zarys Wieży Eiffla.
-
Nie, chcę ją wypić razem z tobą. Ta okazja jest wyjątkowa, ty
jesteś wyjątkowa - szepnął czułym tonem i nie pozwalając jej
odpowiedzieć przykleił się do niej, całując ją namiętnie.
Pearl objęła go za szyje i wspięła się na palce, a Jeremy
przyciągnął ją do siebie. W końcu jednak oderwali się od
siebie, a Pearl zajęła się sałatką, Jeremy natomiast zajął się
winem. Nie była to wykwintna kolacja, do której można by było
napić się tak szlachetnego trunku, ale Blackbourn uznał, że będą
celebrowali ten wieczór właśnie w ten sposób. - Zabierzmy to
wszystko i chodźmy do mnie. Pokaże ci mój pokój.
Pearl
z bijącym sercem wzięła wszystko, kładąc na tacy talerzyki,
widelce i miskę z sałatką. Jeremy zajął się resztą.
Szli
po schodach w milczeniu. Pearl starała się nie iść zbyt blisko
pana zamku, ponieważ jego bliskość oddziaływała na nią w taki
sposób, że nie była w stanie poruszać się obok niego spokojnie.
Drżała na całym ciele. Jednak szła za nim, starając się skupić
na drodze i na tym, że na tacy trzyma szklaną miskę i porcelanowe
talerze. W końcu stanęli przed jego drzwiami. Jeremy nacisnął
łokciem klamkę i oto przed jej ciekawskim wzrokiem ukazał się
pokój, który tonął w szarości, czerni i złota. Był duży,
piękny i ładnie umeblowany. Łóżko, które stało po prawej
stronie przykuło jej uwagę. Było duże, a satynowa pościel leżała
ładnie pościelona, w końcu od kilku dni mało kto z niej
korzystał. Głównie spędzał czas u niej, więc teraz jego łóżko
stało zapomniane w tej pięknej sypialni. Mebel zakrywały dwie
długie srebrne zasłony.
-
Piękny - powiedziała w końcu Pearl, gdy nacieszyła oczy tym
wspaniałym widokiem. Jeremy uśmiechnął się jedynie i podszedł
do stolika stojącego przed biurkiem. Przysunął go do łóżka i
postawił na nim wino z lampkami i talerz z ciastem. Dziewczyna
dołączyła do niego i odstawiła wszystko na bok. Usiadła na
łóżku. - Miękkie. Nie lej mi dużo - zaprotestowała, gdy
przymierzył się do jej szkła. Czerwona, głęboka barwa wina
przyciągnęła jej wzrok. Złapała za długą nóżkę i
przystawiła alkohol do nosa. Miał głęboki, nieco cierpki zapach.
Wyczuwała w nim nutę drewna, zapewne beczki, w której dojrzewało.
Zmoczyła wargi i przełknęła. Smakowało jeszcze lepiej niż
wyglądało. - Bardzo dobre.
-
Więc sama widzisz, że zrobiłbym błąd, gdybym dał je komuś w
prezencie. Chciałem się napić z tobą wina. - Pearl kiwnęła głową
i zajęła się sałatką, którą nałożyła na talerzyki. Jeremy
wziął od niej kolację i usiadł na łóżku, uczyniła to samo.
Dostrzegła, jak Jeremy wierci się niespokojnie, aż zrezygnowany
spogląda w jej stronę i uśmiecha się niepewnie.
-
Co się tak wiercisz?
-
Możemy poważnie porozmawiać? - zapytał w końcu.
-
Oczywiście - odparła, choć serce nagle zatrzymało się. Bała się
tych słów, bo miała wrażenie, że za chwilę każe jej się
wynosić z zamku. Nie wiedziała, jakby na to zareagowała i jakby
przeżyła dalej, gdyby odsunął ją od siebie. Przecież jej
miejsce było przy nim. To oczywisty fakt, którego nic nie było w
stanie podważyć. Jeremy też musiał do dostrzegać, bo przecież
nie pozwoliłby do siebie zbliżyć się na taką odległość.
Siedziała z nim teraz w jego pokoju, jadła i piła, a za chwilę
znów wylądują w łóżku, nie mogąc się nacieszyć sobą. Na tę
myśli humor zdecydowanie jej się polepszył i już nie bała się
tego, co miał do powiedzenia pan zamku.
-
Chciałem cię o coś zapytać. Kiedy kochaliśmy się pierwszy
raz... Nie byłaś dziewicą... - zaczął temat i dziewczyna
dostrzegła, że nie wiedział, co jeszcze powiedzieć, aby
zrozumiała jego myśli.
-
Nie byłam - przyznała i skinęła powoli głową.
-
Kto to był? - pytanie to oboje nagle wyrwało z tej miłej
atmosfery, w jakiej jeszcze tkwili kilka sekund temu.
-
William Lavigne. Chodziłam z nim do tej samej szkoły. Byliśmy ze
sobą kilka miesięcy, ale wszystko się skończyło... Zdradził
mnie - szepnęła drżącym głosem.
-
Kochałaś go?
-
Może na początku, przez chwilę, a potem jakoś nie wiem...
Wydawało mi się, że bycie z nim to naturalna rzecz. Byłam do
niego przywiązana i to bardzo, ale nie sądzę, abym do niego czuła
coś więcej. Potem już mi całkiem zobojętniałam, gdy mnie
zdradził.
-
Przykro mi - dodał cicho. Pearl wzruszyła ramionami, ponieważ
mając u swego boku Jeremy'ego nie odczuwała zdrady Williama. Po
prostu stało się. Teraz liczył się ktoś inny. Teraz ważny był
Jeremy. On i jej uczucia do niego, bo niewątpliwie to, co w tej
chwili czuła nie było zwykłym pożądaniem, to wykraczało
znacznie dalej.
-
A mi nie. Dzięki temu nauczyłam się postępować ostrożnie z
facetami, no może nie z tym jednym - mruknęła i uśmiechnęła się
do niego porozumiewawczo. Jeremy odwzajemnił gest i objął ją
ramieniem. Pearl odłożyła talerz na stół i przysunęła się do
niego. Odstawił wszystko na bok i wziął ją na kolana, mocno ją
do siebie przyciągając.
-
Dziękuję, że wyrwałaś mnie z pokoju, dziękuję, że byłaś
uparta i nie poddałaś się. Dziękuję ci w końcu za to, że jesteś. -
Z tymi słowy pochylił się nad nią i pocałował.
*
Kolejne
dni upłynęły im na tęczowym szczęściu, które zdawało się nic
nie miało zmącić. Pearl cieszyła się obecnością Jeremy'ego i
odwrotnie. Oboje starali się więcej dawać niż brać, efektem
czego ich dni wypełniły się śmiechem, wspólnymi, długimi
posiłkami i pięknym, pełnym namiętności i miłości seksem. Tego
ostatniego nigdy nie było im dość, wciąż oboje na nowo odkrywali
swe ciało, badali i podążali za głosem serca i zachcianką
partnera. Oboje sprawiali sobie mnóstwo przyjemności. Ich serca
zaczęły bić wspólnym rytmem, choć Jeremy wzbraniał się przed
uczuciami, jakie wzbudzała w nim Pearl. Obiecał sobie, że nie
pozwoli, aby miłość do tej dziewczyny wypłynęła na wierzch.
Kochał ją i to tak bardzo, że myśl o rozstaniu z nią sprawiała
mu niemalże fizyczny ból. Nie chciał jej stracić, bał się dnia,
w którym jego mała i uparta Pearl odjedzie. Nie wyobrażał sobie
dalszej egzystencji bez tej cudownej dziewczyny, która kompletnie go
zwojowała.
Pearl
natomiast żyła chwilą, nie martwiła się o przyszłość. Po
prostu cieszyła się obecnością Jeremy'ego
i z każdym dniem zakochiwała się w nim coraz bardziej. Jej serce
przepełniała bezbrzeżna, nie do opisania miłość, która
jaśniała w jej oczach, niczym dwie złote iskry, sprawiała, że
jej uśmiech był jak promień słońca, a śmiech brzmiał jak słodka
melodia. To samo uczucie sprawiło, że patrzyła na świat
optymistycznie i nie zważała również na fochy Nathaniela.
Gdy
któregoś dnia weszła do stajni i dostrzegła go, jak wrzuca Ironii
kostkę słomy do boksu, podeszła do niego.
-
Dzień dobry, Nate - przywitała się grzecznie i przystanęła
niedaleko. Od rozmowy z Marcusem naprawdę bardzo niewiele rozmawiała
z chłopakiem, ponieważ on najwidoczniej jej unikał, a ona sama
czuła się niezręcznie z powodu jego wiadomości na temat relacji,
jakie panowały między nią a panem zamku.
-
Cześć - burknął tylko, nawet na nią nie patrząc.
-
Przyszłam się tylko zapytać, czy nasze lekcje jazdy konnej nadal
są aktualne.
-
Nie wiem, na razie nie mam czasu - powiedział tylko i zerknął w
końcu na nią. Przez chwilę widziała w jego spojrzeniu złość,
frustrację oraz coś jeszcze, ale zbyt szybko umknął spojrzeniem,
aby mogła odczytać kłębiące się w nim uczucia.
-
Rozumiem. Dasz mi znać, kiedy będziesz miał czas? - Zobaczyła,
jak Nate rzuca na taczki kostkę, którą przed chwilą z nich wziął.
Pojazd przewrócił się z hukiem i tym samym zaciekawił klacz,
która wystawiła swój srokaty łeb poza boks. Pearl odsunęła się
przezornie od złego chłopaka i spojrzała na niego zdumiona.
-
Nie będę miał dla ciebie czasu. Niech cię uczy jeździć ten twój
Jeremy. Skoro cię posuwa, to może nauczyć się również jeździć.
- Odwrócił się na pięcie i odszedł. Pearl zaskoczona patrzyła
za nim przez chwilę, a potem zerknęła na Ironię. Klacz patrzyła
za Natem.
-
Faceci - powiedziała dziewczyna i odeszła urażona. Naprawdę nie
rozumiała, dlaczego Nathaniel złościł się na nią. Nie,
wiedziała, ale jego zachowanie było absurdalne. Na początku
popełnił falstart, ale przecież zaproponowała mu przyjaźń.
Jeśli on wciąż liczył na coś więcej to popełnił błąd. Mimo
że sama nie uczyniła w jego sprawie nic, czuła się fatalnie i nie
miała zamiaru ranić Saluke. Dlatego, aby wyjaśnić sytuację
zawróciła i postanowiła go poszukać.
Weszła
do stajni i swoje kroki skierowała do siodlarni, lecz tam go nie
było. Potem poszukała go w stodole, ale tam też go nie znalazła.
Nareszcie skierowała się do wyjścia całkiem zrezygnowała. Nim
jednak wyszła, postanowiła odwiedzić Gandalfa. Już z daleka
dostrzegła chłopaka, który stał na wprost boksu ogiera, któremu,
jak słyszała, włączył się agresor. Nate ręce miał włożone do
kieszeni spodni i kiwał się na piętach, całkiem ignorując
wariactwo konia. Podeszła do niego powoli i stanęła obok.
-
Wciąż jest agresywny, ale mam kogoś kto mu pomoże - zaczęła
spokojnie, choć tak naprawdę powinna być na niego zła za to, co
powiedział. Nie miał prawa obrażać jej w ten sposób. Nie miał
prawa wypominać jej tego, że sypia z Blackbournem. To nie była
jego sprawa, ale jednak przełknęła jego gorzkie słowa i
postanowiła puścić to w niepamięć.
-
Kogo? - zapytał z pozoru tylko znudzonym tonem.
-
Nazywa się Alfredo Mendez i jest zaklinaczem koni. Widziałam na
jego stronie filmiki z jego lekcji. Konie, które skazywane były na
rzeź lub uśpienie przez swoją agresję w ciągu kilku tygodni
stawały się potulnymi owieczkami, więc jest szansa dla naszego
Gandalfa.
-
Myślisz, że on pomoże? - Pearl uśmiechnęła się do niego i
ścisnęła go za łokieć.
-
Pewnie, wierzę w to. Chcę dać temu ogierowi szansę na normalne
życie. Może uda się go tak opanować, że będziesz mógł na nim
galopować?
-
Dlaczego ja?
-
Bo widzę, jak na niego patrzysz. Marzysz, aby go osiodłać,
wskoczyć na grzbiet i pędem wydostać się ze stajni, pogalopować
do lasu i czuć wiatr na twarzy. Doskonale to widać na twojej
twarzy, kiedy myślisz, że nikt nie widzi. Dlatego musimy uratować
konia, aby zaznał wolności. - Nate patrzył na nią zaskoczony
przez kilka minut i najwidoczniej coś cisnęło mu się na usta, ale
zdusił sobie chęć powiedzenia tego i posłał jej pełen skruchy
uśmiech.
-
Pearl, przepraszam za to, co powiedziałem. Nie powinien był... To
twoja sprawa z kim sypiasz, ale powiedziałem to, bo...
-
Bo byłeś na mnie zły - weszła mu w słowo, a Saluke kiwnął
głową. - Ludziom zdarza się powiedzieć coś pod wpływem gniewu i
nie panujemy nad słowami. Nie będę ukrywała, że bardzo mnie
zabolało to, co powiedziałeś, ale jeśli naprawdę tego żałujesz
to nie pozostaje mi nic innego, jak wybaczyć ci. Nie kłóćmy się
- rzuciła tylko i wyciągnęła do niego ramiona. Chłopak wahał
się przez chwilę, a potem objął ją i na chwilę przytrzymał w
objęciach, jednak szybko ją wypuścił i uśmiechnął się blado.
-
Nie chcę, żeby Jeremy cię zranił. Jest egoistą i myśli tylko o
sobie, a ty jesteś zbyt wrażliwa... Urzekł cię, bo wydaję ci się
biednym, zalęknionym facetem. Martwię się o ciebie, bo wiem, że
może to źle się skończyć. - Jego troska rozczuliła ją.
Naprawdę martwił się tym, że Jeremy mógł złamać jej serce.
-
Dziękuję za troskę, to miłe, że się o mnie martwisz. Doceniam
to, ale widzisz, Jeremy mnie potrzebuję. Długo walczyłam o to, aby
w końcu wyszedł z cienia i teraz nie pozwolę, by mnie odtrącił.
Nie bój się, jestem pewna, że nic mi nie grozi. - Nate spojrzał
na nią sceptycznie, ale powiedział tylko:
-
Obyś miała rację.___
Nie będę się zbytnio rozwodziła. Po prostu: życzę Wam Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku!
I co..nadal nie lubię Nate i nigdy go nie polubię. Nie wiem, zachowuje się jak zazdrosny szczeniak, nawet jeśli ją przeprosił to i tak jest dla mnie dupkiem.
OdpowiedzUsuńNo i nasza słodka para, jeeeej. Ciekawe. Pearl będzie w ciąży?:>
TAK TAK TAK TAK
Hahaha, Ty jak już kogoś nie polubisz to nie ma nawet najmniejszej szansy na to, abyś go potem polubiła:) No cóż, akurat w tym rozdziale Nate rzeczywiście zachował się niezbyt ładnie, ale to wszystko wina zazdrości.
UsuńNie wiem, nie mam tego w planach. Coś się jednak wymyśli:)
Pearl próbująca przekonać Jeremiego, że nie jest w ciąży, urocze :D A co, jakby była, to już bym jej nie chciał? Skoro zapomniał o zabezpieczeniu, no to witamy tatusia! xD Zresztą ja jestem zdania, że antykoncepcja to nie tylko sprawą mężczyzny, także dla mnie oboje mają żółtą kartkę za swój pierwszy raz ;P I widzę, że wyjaśniłaś sprawę z byłym chłopakiem, bardzo się cieszę ;)
OdpowiedzUsuńW ogóle ta sielanka jest taka urocza, mam wrażenia, że czas jakby zwolnił i tylko coś strasznego mogłoby to zepsuć.
Co do Nate, ja wcale nie uważam, żeby był dupkiem. Staram się go usprawiedliwić, jest zazdrosny, bo liczył na coś więcej. Poza tym "przegrał" z kimś, kogo nie lubi, tak jakby z swoim szefem, właścicielem zamku. W porównaniu do Jeremiego nie może zaimponować Pearl tak bardzo, chociażby już takie wyjątkowe wino. Faceci są honorowi, przegrał, dlatego go to boli. Był wściekły, ale przeprosił, bo nadal coś czuje do Pearl i to uczucie nie przechodzi tak szybko. Nate przypomina mi postać, którą chcę stworzyć (kiedyś, w najbliższej przyszłości :P).
Pozdrawiam ;*
Myślę, że chciałby ją, choć Jeremy miałby problem, bo zawsze był sam, a teraz? Pearl i nagle, bum, ciąża. Wydaję mi się, że czułby się winny, bo uwięziłby Pearl, a tego nie chce. No pewnie, masz rację, ale w sumie prezerwatywy to jednak jest głównie kwestia faceta, tak mi się wydaję. Pearl mogła powiedzieć nie, bo nie mieli zabezpieczenia, albo mogła iść szybko do lekarza:) Miałam Ci wcześniej napisać, ale już tak się skołowałam, że potem nie miałam czasu. Wspominałam już o Williamie w jakimś rozdziale, chyba nawet dwa lub trzy rozdziały temu:)
UsuńTu nie chodzi o imponowanie winem, myślę, że Pearl jest na tyle prosta, że nie liczy się dla niej coś takiego jak drogi trunek. Myślę, że gdyby Nate nie popełnił na początku falstartu to teraz miałby szansę. Wystarczyłaby romantyczna przejażdżka konno po lesie, jakiś piknik:)
Niestety, nie przechodzi, ale Nate też jest młody i przystojny, więc na pewno ułoży sobie życie i znajdzie kogoś innego;) Naprawdę? Jej, to się cieszę w takim razie i nie mogę się tej postaci doczekać;)
Ja również pozdrawiam<3
cudowne peral w ciąży ciekawe ....
OdpowiedzUsuńjaka by była rekreacja pana zamku ?
pozdrawiam fanka <3
Czy rzeczywiście jest w ciąży? Nie wiadomo, okaże się :)
UsuńNa pewno nie byłby zadowolony, ale nie jest draniem i zrobiłby wszystko, aby Pearl miała z nim dobrze;)
Ja również Cię pozdrawiam<3
bomba
OdpowiedzUsuńnigdy jeszcze nie czytałam czegośś takiego :)
W takim razie cieszy mnie to bardzo:)
UsuńGenialny! Jak zwykle:) Ciekawie byłoby gdyby Pearl była w ciąży, jak na razie to wiedzie im się sielankowo:) z niecierpliwością czekam na kolejny^^
OdpowiedzUsuńNie przesadzajmy z tą genialnością, ale bardzo Ci dziękuję<3 Oj, już teraz mogę zdradzić, że sielanka nie trwa wiecznie, niestety.
UsuńPozdrawiam<3
Przedostatni rozdział! A dopiero wczoraj zaczęłam czytać Twoje opowiadanie... Ach, za krótkie, za krótkie! Ale przejdźmy do mojej oceny. Chciałabym Ci podziękować za tą historię. Potrzebowałam nuty optymizmu, a Twoje opowiadanie dostarczyło mi jej w nadmiernej ilości. Wprawdzie fabuła przypomina nierealną idyllę, sielankę (ten zamek jest oszałamiający, przepiękny! +100 pkt za wybór miejsca), ale wbrew powszechnej opinii uważam, że takie historie są również bardzo potrzebne, zwłaszcza w naszym świecie, który przecież od sielanki daleko odbiega. Czekam z niecierpliwością na zakończenie i mam głęboką nadzieję, że nie zepsujesz tej historii i pozwolisz tej parze na wspólną przyszłość. Kończę, bo z mojego komentarza zaczyna robić się epopeja...
OdpowiedzUsuńPozdrawia nowa fanka. :)
... i wybacz za komentarz pod niewłaściwym postem. :)
Usuń