Pomogła wyjąć mu torby z bagażnika.
Zamek nie był imponujących rozmiarów, ale nie oznaczało to, że nie miał w sobie uroku.
Właśnie ten minimalizm sprawiał, że Crathes wydawał się piękny. Rozglądnęła się po okolicy. Dziedziniec wysypany był białym kamieniem, a wokół rosły drzewa i krzewy, dzięki którym powietrze było czyste i aromatyczne. Wszędzie było tyle zieleni i kwiecia, jakby wiosna zatrzymała się w tym miejscu i nigdy stad nie odchodziła.
Zamek nie był imponujących rozmiarów, ale nie oznaczało to, że nie miał w sobie uroku.
Właśnie ten minimalizm sprawiał, że Crathes wydawał się piękny. Rozglądnęła się po okolicy. Dziedziniec wysypany był białym kamieniem, a wokół rosły drzewa i krzewy, dzięki którym powietrze było czyste i aromatyczne. Wszędzie było tyle zieleni i kwiecia, jakby wiosna zatrzymała się w tym miejscu i nigdy stad nie odchodziła.
- Boże, jak tu pięknie. Nigdy nie wiedziałam czegoś równie zachwycającego. Tyle tu roślinności. Wszystko wygląda tak, jakby wiosna nigdy stąd nie odchodziła.
- Jeremy robi wszystko, żeby utrzymać zamek w jak najlepszym stanie i efekty widać - powiedział Bobbie i wziął do ręki torby. Weszli do środka. Wnętrze było zupełnie inne od tego, jakie sobie wyobrażała. Myślała, że właściciel zamku preferował prostotę i ubogie umeblowanie, ale musiała zmienić zdanie. Idąc korytarzem dostrzegła na ścianach alegoryczne płaskorzeźby oraz cytaty biblijne. Zafascynowana przystanęła.
- Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość - te trzy: z nich zaś największa jest miłość (1 Kor 1-13)
- przeczytała półgłosem i dotknęła wygrawerowanych liter. - Kto wykonał te cytaty?
- Jakiś przodek Jeremiego. Bardzo dawno temu. Nie znam dokładnej historii zamku, ale Jeremy na pewno wszystko ci powie. Zapytaj go - odpowiedział i wszedł do dużego pokoju.
- Zapytam - powiedziała i rozejrzała się po pomieszczeniu, które w ogóle nie przypominało salonu. Meble były ciężkie, złocone, wykonane z najlepszego drewna. Obicia sofy, foteli i szezlongu miały wzór kwiatowy. Brązowe róże na kremowym tle wiły się po poduszkach. - Jakbym cofnęła się w czasie - szepnęła urzeczona bogactwem salonu.
- Spójrz do góry - powiedział Bobbie. Posłusznie uniosła głowę i zobaczył wysoki sufit pomalowany w różne dziwne wzory. Nie spodziewała się czegoś takiego w tym dostojnym zamku, ale efekt był całkiem niezły i przykuwał uwagę obserwatora, choć zdała sobie sprawę, że w ostatnim czasie nie wiele osób widziało te malowidła. Prawdopodobnie od kilku lat już nikt tu nie przychodził.
- Czy twój przyjaciel miał wcześniej gosposie? Ktoś chyba musiał dla niego pracować? - zapytała i podeszła do niewielkiego barku, stojącego w kącie pokoju.
- Powoli. Za nim odpowiem na twoje pytania najpierw pokaże ci twój pokój, dobrze? - Kiwnęła głową i ruszyła za nim. Wyszli z salonu i skierowali się długim korytarzem. Na podłodze leżały ręcznie robione dywany. Na ścianach wisiały obrazy, a puste miejsca zapełniały cytaty z Biblii. Pearl była zafascynowana tymi ozdobami. Opuszkami palców dotykała złotych liter i czuła siłę słów, które pulsowały pod jej palcami, niczym żywe istoty, jakby Stwórca tchnął w nie życie. Rozglądnęła się wokół. Korytarz przypominał ciemny tunel. Zasłony w oknach zostały całkowicie zasunięte, jakby Jeremy bał się słońca. Czy kilka promieni naprawdę by mu zaszkodziło?
W pewnym momencie Bobbie skręcił. Poszła za nim i zobaczyła schody - z ciemnego drewna. Lata swojej świetności miały już za sobą, ale właśnie ich wysłużony wygląd nadawał im majestatu i uroku. Poręcz wykonana również z tego samego drewna wiła się do góry niczym wielki, zdobiony wąż. Przystanęła.
- Jak stare są te schody? - zapytała i popatrzyła na żyrandol w kształcie pająka. Wstrzymała oddech. Był piękny. Wykonany był z kryształów, które zwisały i lekko kołysały się. Chciała je dotknąć, ale bała się, że mogła by je zniszczyć: zbić lub uszkodzić w jakiś inny sposób.
- Nie wiem. Możliwe, że pochodzą z XVII wieku i znajdowały się w domu markiza Talbota.
- Kim on był? - zapytała odwracając wzrok od kryształowego pająka.
- Kochankiem ówczesnej pani tego zamku. To dość intrygująca historia, ale jest długa i zawiła, więc lepiej zapytaj o to...
- ... Jeremiego, wiem. Myślisz, że dziś go poznam? - Oboje weszli na kręte schody. Pearl stwierdziła, że choć stare, wcale nie trzeszczą.
- Nie mam bladego pojęcia. Zaszył się w swoich pokojach i cały czas pracuję. Zapytam go, czy do nas zejdzie.
- Nie, nie musisz. Jeśli nie chce to nie będę go do niczego zmuszać - odpowiedziała i stanęła na galerii, z której był doskonały widok na korytarz. - Ten zamek jest niesamowity.
- Owszem. A teraz chodź.
Góra nie różniła się niczym od dolnej partii zamku. Może jedynie obrazami. Na dolnym korytarzu malowidła przedstawiały szkockie krajobrazy, faunę i florę. Natomiast tutaj, nad aforyzmami, wisiały portrety całej rodziny Blackbournów oraz poprzednich właścicieli zamku. Dokładnie przypatrywała się tym pierwszym. Była to dumna i niezwykle dostojna rodzina. Każdy portret mężczyzny był namalowany, by ukazać wspaniałość rodu, szlachetne rysy i dumę. Jeden tylko obraz spodobał jej się z całej kolekcji zbyt napuszonych ludzi. I domyśliła się po rysach, że był to Jeremy Blackbourn. Zatrzymała się zafascynowana patrząc w jego piękne oczy. Były niebieskie, nie, nie były. Nie umiała określić ich koloru. To było coś pomiędzy turkusem, a błękitem Thenarda. Jego oczy miały niesamowitą moc przyciągania. Patrzył wprost na nią i przez chwilę czuła się zażenowana, ale szybko skarciła się w duchu za te kretyńskie zachowanie. Szybko otrząsnęła się i dołączyła do Bobbiego. Idąc za mężczyzną nadal miała ciarki, które czuła patrząc na ten obraz.
Srodze się zawiodła, gdy weszła do pokoju, który miał być jej sypialnią przez najbliższe trzy miesiące. Była przekonana, że dostanie pokój stylem podobny do salonu, czyli ze starymi, ale za to klasycznymi meblami. Miała nadzieję, że będzie miała ogromne łóżko z baldachimem lub przynajmniej z długą zasłoną. Nic z tych rzeczy. Jej pokój był urządzony nowocześnie, tak jak tego nie chciała. Meble były ładne, lecz w tej chwili wydały jej się dość pospolite i brakowało im tego magicznego piękna. Łóżko było duże, ale nie miało baldachimu.
- Rozgość się. Przyjdę do ciebie za pół godziny, dobrze? - Kiwnęła głową i Bobbie wyszedł, a ona zaczęła się rozpakowywać, jednocześnie myśląc o niebieskookim Jeremim.
Pół godziny później siedziała w tym pięknym salonie, który miała okazję zobaczyć, gdy tu przyszła. W ręce trzymała szklankę z sokiem z czarnej porzeczki, a na stoliku leżały kanapki oraz ciastka. Rozsiadła się wygodnie i słuchała z uwagą tego, co miał do powiedzenia Bobbie. Na początku przedstawił jej jak funkcjonuje zamek, kiedy Jeremy jada posiłki.
- I najważniejsze - powiedział w końcu. - Jeremy nie pozwala swoim gosposiom poruszać się po całym zamku. Mają dostęp do całego parteru, pierwszego piętra, ale nikomu nie wolno wchodzić na drugie piętro. Tam są jego pokoje i oczekuje trochę prywatności. Uważam, że to czysta głupota, ale z nim nie wygrasz. Jeremy jest uparty jak osioł.
- Rozumiem go. Potrzebuję mieć własną przestrzeń, coś w rodzaju azylu, w którym mógłby się chować. Nie wiń go za to, że chce uniknąć konfrontacji z innymi ludźmi.
- Ale nie uważasz, że jego zachowanie jest odrobinę pozbawione sensu? Nie może wiecznie uciekać od ludzi. To go niszczy i powoduję, że rodzi się w nim coraz większa nienawiść do siebie samego i do innych. - Bobbie westchnął i Pearl zrozumiała, że walczył o przyjaciela, ale on nie pozwalał na to, by wydobyto go ze skorupy,w której tkwił tyle lat. Jeśli człowiek sam nie zechce pomocy, inni nie będą w stanie zrobić tego na siłę.
- On się boi i dlatego nienawidzi ludzi. Tak samo jest ze zwierzęciem zamkniętym w klatce. Nienawidzi ludzi i boi się ich, ale nie chce ich atakować, bo ogranicza go klatka, która jednocześnie jest jego schronieniem. To zamknięty krąg, który będzie dotąd trwał, aż w końcu zrozumie, że jego zachowanie nie ma żadnego celu.
- Lepiej bym tego nie ujął. Zresztą, nie ważne. Jeremy prosił mnie, bym przekazał ci wszystkie informację. Ponieważ jesteś jego sekretarką będziesz musiała odbierać telefony, segregować pocztę i uzupełniać dokumenty. Oczywiście będziesz miała służbowy sprzęt: telefon, laptop.
- I mam z tym wszystkim się wyrobić? - zapytała zaskoczona. Czy Jeremy oczekiwał, że w jakiś cudowny sposób rozdwoi się i jej sobowtór zajmie się pracą w jego biurze?
- Tak. Wiedziałaś, co cię czeka. Can chyba ci powiedziała, że będziesz pracowała jako kucharka i sekretarka - dodał, gdy zobaczył w jej oczach wahanie.
- Oczywiście, że mówiła, ale nie myślałam, że to będzie tego aż tyle.
- To tylko tak się wydaję. Tak naprawdę w sekretariacie będziesz pracowała tylko do południa. I czasem po obiedzie, ale to zależy tylko od Jeremiego. Ale nie obawiaj się, nie będzie cię zadręczał obowiązkami. Nie raz nie dwa będziesz się nudzić, gdyż on czasami będzie robił to wszystko za ciebie.
- Nie rozumiem. Skoro miałam tu pracować jako gosposia i sekretarka, to dlaczego Jeremy chce mnie wyręczać? Przecież to nie ma sensu - odparła. Zastanowiła się przez chwilę. Co w tym zamku miało w ogóle sens? Najwyraźniej nic. Czuła się tak, jakby znalazła się w krainie, a którą rzucono czar.
- No nie ma... Nie ważne. Jeśli będą cię dręczyły jakieś pytania to możesz śmiało pytać mnie, a jeśli wyjadę to zawsze możesz zapytać Jeremiego.
- Jak? Przecież sam powiedziałeś, że rzadko widuję się z ludźmi! - powiedziała oburzona i popatrzyła na Bobbiego. Cała ta sytuacja zaczęła ją irytować.
- Chodź - mężczyzna wstał i ruszył w stronę długiego korytarzu.
- Dokąd idziemy? - zapytała Pearl.
- Zaraz zobaczysz - odpowiedział i zwolnił kroku, gdy zorientował się, że dziewczyna nie nadążała za nim.
Pearl uważnie się rozglądała. Czytała kolejne biblijne cytaty i zerkała na obrazy, które już widziała. W pewnym momencie Bobbie zatrzymał się.
- Tutaj znajduje się pokój, do którego będziesz zanosiła Jeremiemu wszystkie posiłki. - Pchnął drzwi i ich oczom ukazał się niewielki pokój. W pomieszczeniu znajdowało się małe biurko, jedna szafa z różnymi segregatorami. Okno, które znajdowało się na wprost drzwi było duże i w tej chwili otwarte. Pearl podeszła do niego i wyjrzała. Jej oczom ukazał się ogród. W oddali dostrzegła długi budynek, a obok niego zagrody, w których pasły się konie.
- Tutaj znajduje się pokój, do którego będziesz zanosiła Jeremiemu wszystkie posiłki. - Pchnął drzwi i ich oczom ukazał się niewielki pokój. W pomieszczeniu znajdowało się małe biurko, jedna szafa z różnymi segregatorami. Okno, które znajdowało się na wprost drzwi było duże i w tej chwili otwarte. Pearl podeszła do niego i wyjrzała. Jej oczom ukazał się ogród. W oddali dostrzegła długi budynek, a obok niego zagrody, w których pasły się konie.
Bujna roślinność kołysała się w rytm wiatru, który niósł zapach kwiecia i ziół aż tutaj. Przymknęła powieki nabrała powietrza w płuca. Oczami wyobraźni ujrzała Jeremiego Blackbourna - mężczyznę przystojnego i uśmiechniętego, jednocześnie poznaczonego bliznami. Nie wiedziała, jak duże one były, ale zdawała sobie sprawę, że były na tyle poważne, by ten młody mężczyzna ukrywał się przed ludźmi. Co się stało, że tak ucieka przed wzrokiem ludzi? myślała, jednocześnie patrzyła na piękną i cichą okolicę.
- Po co mnie tu przyprowadziłeś? - zapytała i z trudem oderwała wzrok od ogrodu i jego okolic.
- Spójrz tutaj - powiedział Bobbie i podszedł do ściany, przy której stała szafka. Pearl podeszła do niego. Dostrzegła w ścianie otwór, który wyglądał, jak winda kuchenna. Obok drewnianych drzwiczek zamontowano panel dotykowy.
- Tutaj stawiasz tacę i wciskasz ten przycisk. - Wszystko pokazał jej jak należy. Obsługa windy była dziecinnie prosta.
Szkoda tylko, że w całym tym zamku to było takie banalne. Reszta pozostawiała wiele do życzenia.
___
Wróciłam. Rozdział dość marny, ale i moja wena również nie jest na wysokim poziomie. Ostatnio w ogóle mam dość kiepski nastrój. Przepraszam.
Rozdział poprawię w najbliższym czasie.
Podobało mi się, tylko czemu tak mało?;] rozumiem, niedobór weny, ale rozdział wcale nie był marny:) odbiór troszkę jedynie uprzykrzył mi fakt, że Pearl nadal nie spotkała Jeremy'ego. Ale cóż, nie powinno mnie to dziwić w zasadzie. Po tym rozdziale zaczynam już rozumieć, że ich spotkania wcale nie będą takie częste, jak się początkowo spodziewałam;)
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że w tak wielkim (no dobrze, pisałaś, że zamek nie był imponujących rozmiarów, ale mimo wszystko...) domu Pearl sama będzie się czuła nieco samotna. Ja bym się czuła:) w dodatku w obcym sobie miejscu, ciekawi mnie, jak sobie poradzi. Równocześnie jednak myślę, że sama chciałabym znaleźć taką pracę, jak znalazła Pearl, bo zwłaszcza okolica wydaje się piękna. A ja, cóż, chyba jednak jestem stworzeniem bardziej wiejskim niż miejskim ;>
Mam nadzieję, że wena wróci w wielkim stylu, czego Ci zresztą bardzo, bardzo życzę (tylko częściowo altruistycznie, przyznaję, bo bardzo lubię Twoje opowiadanie i nie chciałabym tu widzieć jakichś dłuższych przestojów^^). Całuję!
PS. A jakby Cię to interesowało, u mnie, na Negatywie, też pojawiło się coś nowego;)
No cóż. Cały czas tworzę opowiadania i ciągle w nim coś zmieniam, jednak nie obawiaj się. Na pewno ( przynajmniej taką mam nadzieję) w jakiś sposób Ci wynagrodzę to oczekiwanie;)
UsuńTo tak odmienia się imię Jeremy. Nie mam pojęcia, jak je pisać, choć na różnych stronach widziałam wersję: Jeremy, Jeremiemu, Jeremiego. Sama już nie wiem. Pewnie Twoja jest poprawna.
Zamek nie jest duży, jeśli porównać go z innymi, np.: Glamis albo Balmoral, ale uznała, że nie chce, by mój bohater mieszkał aż w tak okazałej budowli. Wystarczy Carthes, który i tak sam w sobie jest mroczny. I Pearl byłaby mniej pewna siebie gdybym kazała jej mieszkać,w którymś z tych okazałych zabytków. Jeśli Bobbie wyjedzie, ona zostanie praktycznie sama, gdyż Jeremy przecież żyje w swoich pokojach, więc będzie musiała jakoś sobie radzić. Myślę jednak, że wcale nie będzie tak źle. Są przecież pracownicy zamku, którzy doglądają "gospodarstwa".
Ja również preferuję wieś ( może dlatego, że mieszkam na wsi ), ale czasami ciągnie mnie do miasta. Wiesz, ze względu na prace, którą łatwiej mi byłoby znaleźć i studia przede wszystkim. I ogólnie, bo jestem zafascynowana miastem nocą. Uwielbiam ten klimat gdy spaceruję po oświetlonych ulicach.
Postaram się nadrobić zaległości u Ciebie, jak najszybciej, ale teraz będzie mi trudno. Otrzymałam wyniki matur, wiec muszę szybko zdecydować się na studia i miasto,w którym chce studiować. Bliżej mam do Tarnowa, ale Rzeszów posiada kierunek, który mnie interesuję, więc ogólnie panuje u mnie teraz zamęt. Ale nadrobię. Już czytałam rozdział 12, pozostał mi tylko 13 i widziałam, że jest kolejny. W najbliższym czasie zabiorę się za nie;)
Ok, w takim razie liczę na to;)
UsuńDobrze, przyznaję - Twoja odpowiedź obudziła moje wątpliwości i zaczęłam szukać informacji na ten temat, bo zawsze wychodziłam z założenia, że apostrof powinien być po prostu przy wszystkich imionach kończących się na "y", doszłam jednak do takiej informacji:
dodaje się go [apostrof] tylko wtedy, gdy ostatnie litery zanikają w czasie wymowy, np. Jacques (żak) – Jacques’a (żaka), Harry – Harry’ego (harego)
Z kolei na innej stronie przeczytałam coś takiego:
W przypadku nazwisk i imion zakończonych literą – y wymawianych jako samogłoskę – i lub - y stawiamy apostrof w dopełniaczu, celowniku i bierniku, np.
Murphy, Murphy’ego, Murphy’emu, Murphy’ego, Murphym;
Harry, Harry’ego, Harry’emu, Harry’ego, Harrym.
Według pierwszej definicji powinno być bez apostrofu, według drugiej z. Sama już nie wiem, ja zazwyczaj po prostu wszystko piszę z apostrofem, jeśli imię kończy się na samogłoskę (no, chyba że jest to "a"), nie patrząc na wymowę;)
Ach, no właśnie, nie pomyślałam o innych pracownikach zamku! Więc może jednak Pearl nie będzie tak bardzo osamotniona;) choć z drugiej strony, ale byłby mroczny klimat, buahaha, gdyby jednak była^^ (wiem, jestem paskudna xD)
Ja w zasadzie mieszkam ani na wsi, na w mieście - na obrzeżach miasta, więc ciężko powiedzieć, może dlatego mam podobnie jak Ty - czasami miasta mnie ciągną, na przykład Kraków czy Gliwice, czy Gdańsk, czy (z zagranicy) Antwerpia i Barcelona, tak, tak, właśnie ze względu na klimat, zwłaszcza nocą;) ale to chyba normalne;)
Spokojnie, nie ma pośpiechu, rozumiem:) mam nadzieję, że matury dobrze poszły:) to gdybyś studiowała w Rzeszowie, musiałabyś się wyprowadzić z domu? A możesz zdradzić, co chcesz studiować? (tak, wiem, ciekawska jestem;) w takim razie szczęścia życzę w wyborze;]
Całuję!
Przepraszam. Jak widać jestem typową polonistką i wyłapuję błędy jak sito -,-
OdpowiedzUsuńDrugie zdanie: "Zamek nie był imponujących rozmiarów, ale nie oznaczało to, że odejmowało mu to urody" jest niegramatyczne. Zamieniłabym raczej na: "Zamek nie był imponujących rozmiarów, ale nie oznaczało to, że nie miał w sobie uroku." albo: "Zamek nie był imponujących rozmiarów jednak miał w sobie urok."
Co do opowiadania... Jest świetne. Jak widać, nawet podczas gorszych okresów nie piszesz byle czego.
Miałam wielką nadzieję na "wielkie spotkanie" i się nieco rozczarowałam... Mam za to nadzieję, że w następnym rozdziale będzie się już działo...
Pozdrawiam i życzę powrotu do formy.
Bardzo się cieszę, że jesteś typową polonistką. Ja siebie też uważam, ale.. no cóż, nie oszukujmy się. Do dobrej polonistki jest mi bardzo daleko, więc mogę powiedzieć tylko, że jestem w miarę dobrą humanistką, bo zawsze lubiłam historię, wos i polski. Czekam na dalszą krytykę, bo chce się poprawić w tworzeniu tekstu własnego. Bardzo mi an tym zależy, by osiągnąć. pułap, który zadowoliłby nie tylko innych, ale również mnie.
UsuńDziękuję za komentarz. Ciesze się, że podoba Ci podoba, to dla mnie prawdziwy zaszczyt;)
Mi się ten rozdział akurat podobał, niezwykle klimatycznie opisałaś nastrój panujący w zameczku jak i sam wystrój, nie miałam problemu, aby sobie wyobrazić całość. Pearl wydaje się zaintrygowana Jeremim i nie dziwię się jej, że jest odrobinę rozczarowana tą samotniczą naturą pana domu. Szkoda też, że dostała taki pokój, którego sobie nie wymarzyła! Nie mogę się doczekać pierwszego spotkania tych dwojga, jak i przygód Pearl na terenie posiadłości ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie, wczoraj publikowałam nowy rozdział na: www.gryfonka-na-tropie.blog.onet.pl
Ślę buziaki i życzę weny ;*
Nie dziwię się, że Pearl była zawiedziona swoim pokojem. Po takim opisie zamku, to też bym się nastawiła na mini pałac w pokoju : D. A tutaj klops. Kiedy Pearl spotka sie z Jeremym? Mam wrażenie, że nie nastąpi to szybko. Chyba że Pearl wstąpi na drugie, zakazane, pięterko. Ot, niechcący ^^.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
(u mnie nowa część : ) )
Hej :)
OdpowiedzUsuńNo, rozdział w sumie taki spokojny i nic takiego się nie wydarzyło. Takie bardziej oprowadzenie Pearl, jak i czytelnika po zamku. Ah, tak, Szkocja jest piękna i tajemnicza. Jednak nie wiem, jak sie w tym wszystkim odnajdzie główna bohaterka. Jak narazie, to wydawala mi się być trochę tym wszystkim rozczarowna. No i że Pearl będzie w sumie czuła się dość samotna w tym zamku. Bo jak Jeremmy w sumie nie widuje się z ludzmi i z tego co zuwazyłam nawet posiłku mu do ręki nie poda i nie postawi talerza przed nosem... to nie wiem, kiedy by miała się z nim zobaczyć... Coż, chociaż, coś czuje, że fabuła własnie dazy do tego, aby Jeremmy się przełamał i zaczął rozmawiać ze swoją gosposia i właśnie jej zaufał. Jakieś takie mam przeczucie :D
A jak narazie, to Pearl zostaje chyba tylko towarzystwo koni.
Czekam na kolejny rozdział :)
Ej, już dawno przeczytałam, a nie skomentowała? Skleroza nie boli. :D
OdpowiedzUsuńToteż, podobają mi się Twoje opisy, no czułam się jakbym była w tym zamku, te ogrody, no raj! :D Ogólnie interesuję mnie, kiedy pozna naszego gospodarza. Jak zareaguje Pearl? Czy się polubią czy nie? No zostawiasz mi tylko pytań! :D
Czekam na dalej.
Oraz informuje o nowej notce na dwa-oddechy. :D
Pozdrawiam! :D
I co? Co dalej? Kiedy coś nowego bo ja tu informuje o nowej notce na rzadkie-powietrze i myślałam, że wejdę i przeczytam coś nowego. ;>
OdpowiedzUsuń