Dom pana Forysthe z zewnątrz przypominał małą chatkę zamieszkaną przez czarodziejskiego strażnika lasu, ale w środku jej surowy styl dawał do zrozumienia, że zamieszkuje tu ludzka istota, w dodatku mężczyzna. Ogrodnik wskazał jej miękki fotel, a sam udał się kuchni, by przygotować herbatę. Pearl rozglądnęła się wokół i stwierdziła, że meble, choć stare i podniszczone przypominały styl empire. Na wprost rozpościerał się widok na półkę z książkami. Z tej odległości nie widziała tytułów, ale domyśliła się, że pan Forsythe lubuje się w poważnej literaturze.
- Większość tych książek to biografie oraz kryminały. Dawno już nie czytałem, ale na razie nie mam czasu. Jeśli chcesz, mogę ci pożyczyć kilka tytułów - powiedział ogrodnik, gdy wszedł do salonu z herbatą i zauważył, że Pearl przygląda się jego biblioteczce.
Drgnęła zaskoczona i spojrzała na mężczyznę.
- Hmm, dziękuję. Na pewno wpadnę do pana kiedyś po książkę - odpowiedziała i upiła łyk herbaty. - Mm, malinowa, moja ulubiona.
- Cieszę się, że trafiłem z herbatą. Tu masz ciastka. - Podał jej mały talerzyk, na którym leżały wypieki domowej roboty. Pearl miała słabość do słodkości wykonanych w kuchni. Kiedy żył Jack siadywała na wysokim stołku w kuchni i obserwowała, jak piecze pierniczki. Parę lat temu wszystko się skończyło, a ona nadal nie mogła się przyzwyczaić do jego nieobecności.
- O matko, są pyszne - powiedziała z buzią pełną kruchego ciasta. - Przepraszam - dodała, gdy mężczyzna zmierzył ją rozbawionym spojrzeniem. Wytarła usta serwetką i wzięła kolejne ciastko. - Dziękuję.
- Proszę, poczęstuj się jeszcze.- Adalbert podsunął jej talerzyk z ciastkami, ale Pearl pokręciła głową. Odmówiła, ponieważ nie chciała się opychać słodyczami przed obiadem.
Zaczęli rozmawiać. Ona opowiedziała trochę o sobie i tym, co będzie tu robiła, a Adalbert podzielił się z nią swoją historią. Pan Forysth okazał się być młodszym bratem Fredericka Forysth. Pearl niemal zakrztusiła się herbatą, gdy usłyszała, że jest tak blisko spokrewniony z t y m Forysthem. Zaczęła go wypytywać o brata i o to, co robi w tej chwili. Mężczyzna, mile połechtany jej ciekawością z dumą opowiedział o bracie. Dziewczyna z niekłamanym zainteresowaniem słuchała o poczynaniach w RAF-ie oraz o jego perypetiach jako reportera w prowincjonalnej gazecie czy jako korespondenta w Berlinie i Paryżu.
- Mam chyba kilka jego książek. Na pewno posiadam Ikonę i Akta Odessy, ale u mamy w pokoju na pewno wyszperam jego inne tytuły - powiedziała zszokowana Pearl. - Nigdy nie spotkałam kogoś, kto blisko byłby spokrewniony ze znaną osobą!
- Cieszę się, że mogłem się do tego przysłużyć. Może zjesz jeszcze ciastko? - Podsunął jej po raz kolejny talerz, a ona nie odmówiła. Siedzieli tak jeszcze parę minut, aż w końcu zdecydowała się, że musi iść. Dochodziła godzina jedenasta, więc musiała zacząć przygotować obiad i oczywiście odszukać Bobbiego, żeby z nim porozmawiać.
Wąską ścieżką skierowała się w stronę zamku. Jednak szybko porzuciła pomysł powrotu do zamku, gdy zobaczyła aleję prowadzącą do budynków gospodarczych. Poczuła swojski zapach siana i obornika. Natychmiast ruszyła w tamtą stronę. Na podwórku panował względny spokój. Psy, dwa owczarki kaukaskie i wilczarz irlandzki spały smacznie, ale gdy tylko podeszła bliżej zwierzęta podniosły łeb i zawarczały cicho. Pearl przystanęła niepewna. Tak duże psy z łatwością mogłyby rzucić się na nią i rozszarpać na małe kawałeczki za nim ktokolwiek przybył jej na pomoc. Zdjęta strachem i urzeczona urodą zwierząt zamarła w bezruchu i czekała na ich pierwszy ruch. Wilczarz irlandzki, mierzący ponad metr wysokości podniósł się i charcim krokiem ruszył w jej stronę, nie spuszczając z niej spojrzenia. Przełknęła ślinkę. O matko, co za potwór, pomyślała spanikowana. Szara bestia szła w jej stronę powoli. Kiedy w końcu przystanęła, Pearl mogła dokładnie obejrzeć długi pysk i sierść, które na kufie były znacznie ciemniejsze, niż na reszcie ciała.
Wąską ścieżką skierowała się w stronę zamku. Jednak szybko porzuciła pomysł powrotu do zamku, gdy zobaczyła aleję prowadzącą do budynków gospodarczych. Poczuła swojski zapach siana i obornika. Natychmiast ruszyła w tamtą stronę. Na podwórku panował względny spokój. Psy, dwa owczarki kaukaskie i wilczarz irlandzki spały smacznie, ale gdy tylko podeszła bliżej zwierzęta podniosły łeb i zawarczały cicho. Pearl przystanęła niepewna. Tak duże psy z łatwością mogłyby rzucić się na nią i rozszarpać na małe kawałeczki za nim ktokolwiek przybył jej na pomoc. Zdjęta strachem i urzeczona urodą zwierząt zamarła w bezruchu i czekała na ich pierwszy ruch. Wilczarz irlandzki, mierzący ponad metr wysokości podniósł się i charcim krokiem ruszył w jej stronę, nie spuszczając z niej spojrzenia. Przełknęła ślinkę. O matko, co za potwór, pomyślała spanikowana. Szara bestia szła w jej stronę powoli. Kiedy w końcu przystanęła, Pearl mogła dokładnie obejrzeć długi pysk i sierść, które na kufie były znacznie ciemniejsze, niż na reszcie ciała.
- Cześć - powiedziała cicho do psa. - Mam nadzieję, że jesteś wegetarianinem? - zapytała, jakby liczyła na odpowiedź. Pies podszedł jeszcze bliżej i zrobił coś, czego się nie spodziewała. Polizał ją po ręce. Z ulgi przymknęła powieki. - Jesteś łagodny! - Kucnęła i przytuliła się do wielkiego cielska psa. Owczarki kaukaskie poszły w ślady wilczarza i również podeszły. Pearl otoczyły trzy duże psy, które wielkością dorównywały kucowi szetlandzkiemu. Głaskała je i uśmiechała się do nich, z ulgi i z sympatii.
Jeden z kaukazów, mniejszy i czarny, niemal przewrócił ją, gdy wielkim ciałem oparł się o nią. Podparła się ręką i już miała wstać, gdy ze stajni, położonej na uboczu dobiegło ją głośne rżenie, które potem przemieniło się w długi kwik rannego konia. Zamarła i przesłuchiwała się. Ktoś krzyczał, koń jęczał, a pozostałe konie spłoszone zaczęły wtórować koledze. Kakofonia dźwięków wytoczyła się na podwórko i spłoszyła psy, oraz spacerujący drób. Pearl, która nadal nie zmieniła pozycji zasłuchała się w przerażające odgłosy, które nasilały się i zbliżały. Usłyszała stukot końskich kopyt o beton, a potem kilka szkockich słów. Przynajmniej tak brzmiały.
Właśnie miała się podnieść i sprawdzić, co się dzieję, gdy na podwórko wyskoczył koń. Szpakowate zwierzę rżało przeraźliwie i zaczęło biegać wokół ogrodzenia, szukając ucieczki. Ze środka wyskoczyło trzech ludzi. Jeden trzymał wodze i kantar, inny długi postronek, natomiast ostatni dzierżył w dłoni bat. Pearl szybko wstała i odskoczyła na bok. Z przerażeniem obserwowała całą scenę.
Szare zwierzę biegało po podwórku, a z lewej nogi sączyła się krew. Wokół panował tak wielki harmider,który zagłuszył jęki konia.
Mężczyźni rozdzielili się i zaczęli otaczać konia. Przerażone zwierzę wpadło w najciaśniejszy kąt podwórka i wspięło się na zadnie kopyta. Stajenni zaczęli zbliżać się do niego powoli, wprawiając ogiera w coraz większy strach. Pearl stała nieopodal i oglądała to wszystko ze ściśniętym sercem. Biedne stworzenie nie miało szans ucieczki od ludzi, którzy chcieli go skrzywdzić. Nie mogła patrzeć na jego udrękę, ale nie potrafiła też przeciwstawić się mężczyznom. Poza tym, wątpiła czy zwróciliby na nią uwagę w tym potwornym rozgardiaszu. Stała więc i patrzyła, jak zwierzę szamoczę się między ludźmi i próbuje przeskoczyć wysokie ogrodzenie. Za każdym razem, gdy zbierał się do skoku, lewa noga zahaczała o sztachet i koń całym ciałem lądował na płocie. Kiedy ogrodzenie niemal przewróciło się, mężczyzna z postronkiem w ręce zarzucił go na szyję zwierzęcia i mocno pociągał, aż poraniony koń upadł. Jęknął i próbował się podnieść, ale pozostali stajenni osaczyli go i przytrzymali: jeden za uszy, drugi za ogon.
- Trzymaj go mocno! - krzyknął po angielsku facet z postronkiem i zacieśnił pętle. - Żeby ta bestia nie zwiała! Co za cholera jedna! - Kiedy zmęczony koń uspokoił się na chwilę, mężczyzna natychmiast to wykorzystał i prawą nogę przewiązał sznurkiem, aby uniemożliwić mu ucieczkę. Inny, ten z wodzami i kantarem zaczął nakładać to wszystko. Kiedy włożył palce do pyska ogiera, by włożyć mu wędziło musztunkowe - najgorsze z możliwych kiełzn dla konia, a zwłaszcza dla takiego, który się szarpie, koń ugryzł go w palce. Pracownik krzyknął przeraźliwie i złapał się za dłoń. Krew leciała mu po dłoni. Ogier ugryzł go w kciuk i palec wskazujący.
- Przynieś strzelbę! - warknął mężczyzna od sznurka i niemal wyłamał zwierzęciu nogę, gdy to próbowało się podnieść. Dziewczyna podbiegła do nich. Była przepełniona współczuciem do konia i złością na mężczyzn.
- Co pan chce zrobić? - zapytała, a stajenni spojrzeli w jej kierunku, jakby właśnie wylądowała na ziemi.
- Odsuń się, dziecko, bo koń zrobi ci krzywdę! - Pearl niemal rzuciła się na niego z pięściami. Stajenny dupek, pomyślała wściekła. Kiedy przygotowała sobie odpowiednio miażdżącą ripostę wrócił facet ze strzelbą. Nie znała się na broni palnej, ale na pewno nie była to dubeltówka. Jakaś nowa broń myśliwska. - Połóżcie mu łeb na ziemi i niech nawet nie drgnie. - Mężczyzn wstał, a pozostała dwójka jeszcze mocniej zaczęła ciągnąć ogiera za uszy i ogon. Kiedy w końcu udało im się przygnieść głowę konia do ziemi, arogancki stajenny przyłożył mu lufę do skroni i odbezpieczył broń.
Wściekła Pearl doskoczyła do niego i popchnęła. Mężczyzna zatoczył się i uniósł wysoko strzelbę, by nie strzelić komuś w stopy.
- Co ty, do cholery jasnej, wyprawiasz?! Odbiło ci, dziewczyno? Mogłem cię zastrzelić! - krzyknął i podszedł do niej. Przeszył ją spojrzeniem pełnym nienawiści, od którego zadrżała, ale bardzo zależało jej na życiu tego konia, więc stała w miejscu. Na podwórku zapanowała cisza. Pearl rozejrzała się wokół i dostrzegła grupkę ludzi stojących przy bramce. Wszyscy obserwowali całą scenę w niemym przerażeniu. W końcu spojrzała na konia. W jego oczach dostrzegła przerażenie oraz łzy. Wierzyła głęboko, że konie i inne żywe istoty żyjące potrafiły ronić łzy. Teraz na sierści widziała mokre ślady i jej samej zbierało się na płacz.
- Niech pan nie robi mu krzywdy! Co on zrobił, że chce go pan zastrzelić?! - wykrzyknęła i podeszła do konia jeszcze bliżej. Chrapy zwierzęcia rozwarły się i wciągnęły powietrze nosem. Wiedziała, że w ten sposób ją obwąchuje, choć z pewnym trudem, gdyż pysk ciasno przylegał mu do piasku.
- To szalony koń! Trzeba go zastrzelić, bo kiedyś zrobi komuś krzywdę!
- Jeśli zabije pan tego konia, to niech pan będzie pewny, że ja zastrzelę pana! - stanęła w rozkroku, a ręce założyła na piersi. Była tak nabuzowana emocjami, że rzeczywiście zrobiłaby to, gdyby wpadła jej w ręce strzelba. Stajenny popatrzył na nią zszokowany. - Niech odda mi pan tę strzelbę i zaprowadzi to biedne zwierzę do stajni. A jeśli pan tego nie zrobi pójdę prosto do pana Balckbourna i powiem mu, że cała wasza trójka chciała zabić konia! Obiecuję, że rozpętam taką burzę, iż w całej Szkocji nikt nie zechce was w stajni!
- Ty jesteś nienormalna! - wykrzyknął facet, który ciągnął konia za ogon. Spojrzała w tamtym kierunku i zmierzyła go chłodnym spojrzeniem.
- Więc dla własnego dobra zostawcie tego konia w spokoju. Obiecuję, że pożałujecie tego, jeśli go zranicie! - syknęła wściekle.
- Dobrze! Zabierzcie go do stajni. Teraz ja cię ostrzegam, głupia pannico, jeśli ten koń zrobi komuś krzywdę, to zastrzelę go bez mrugnięcia okiem!
- To nie ty decydujesz o tym kogo zastrzelisz. To nie jest twoja stajnia, ani twoje konie! Więc lepiej się zamknij i rób to, co do ciebie należy! - Jej wybuch zaskoczył nie tylko zgromadzonych ludzi, ale i ją samą. Nigdy nie podejrzewała się o taką złość i taki jad.
Kiedy otoczenie zaczęło wracać do funkcjonowania, kilku panów, a w tym także pan Forysth pomogli pracownikom stajni postawić ranne zwierzę na nogi. Przyszło im to z trudem, bo był zbyt poraniony i zmęczony, by unieść swe ciężkie ciało na szczupłych kończynach.
- Dałaś niezły popis, dziewczyno! - powiedział do niej Adalbert i poklepał ją po ramieniu, gdy stajenni zaprowadzili ogiera do środka, który mocno kulał.
- No cóż, zrobiłabym wszystko, żeby ocalić tego konia. A ten facet zasłużył na porządny łomot! - Pomachała pięścią w kierunku stajni i odwróciła się do ogrodnika.
- Masz rację, ale Marcus również ją ma. Ten koń naprawdę jest szalony i bez wahania mógłby zrobić komuś krzywdę. Nie znasz jego historii.
- Opowie mi ją pan?
- Prawda jest taka, że Gandalf, ten koń, był bity, maltretowany i niemal zagłodzony na śmierć. Jego właściciel doprowadził go do takiej ruiny, że zwierzę na każdą bliskość człowieka reagowało agresją. Jeremy ocalił go, gdy dowiedział się o nim, ale ani on ani nikt inny nie umie sprawić, by koń przekonał się do nas. Jeśli tak dalej pójdzie, to lepiej dla Gandalfa byłoby, gdyby go uśpiono. On jest niebezpieczny dla otoczenia i dla samego siebie. - Pearl z przerażeniem słuchała słów Adalberta. Nie mogła sobie wyobrazić tego, że jakiś potwór tak katował konia. Z oczy trysnęły łzy.
- Nie pozwolę skrzywdzić tego konia! Nigdy! - krzyknęła i pobiegła do stajni. W słowach mężczyzny było trochę prawdy, ale teraz, gdy ocaliła Gandalfowi życie nie mogła je mu odebrać. W pewien sposób czuła się za niego odpowiedzialna i już ona postara się pomóc ogierowi.
_______
Jak łatwo wywnioskować z tego rozdziału pałam wielką, ogromną miłością do koni i tak samo jak Pearl jestem gotowa rzucić się na kata z pięściami.
TU jest link do strony, gdzie można wysłać SMS-a i pomóc fundacji. Jeśli ktoś chce, nikogo nie namawiam, bo pomoc zawsze powinna być dobrowolna, wtedy sprawia większą radość.
I obiecałam sobie, że kupie kiedyś takiego konia. Zrobię to. I wezmę psa ze schroniska. I będę żyła z moimi zwierzakami na wsi...;)
A tak w ogóle to gdyby kogoś interesowało, to trzy konie: Olga, Upstart i Regal są jedynymi końmi, które odznaczono medalem Dickina, które w czasie II wojny światowej odznaczyły się odwagą. Właśnie oglądałam Szeregowca Dolota i tam pisało:)
O MATKO! Chcieli go zabić, jeny. Ja może nie mam takiego pociągu do koni, raz tam jeździłam na takie zjazdy ale dawno i nie prawda. Jednak nigdy, ale to nigdy nie dałabym skrzywdzić żadnego zwierzęcia. To co zrobiła Pearl było cudowne. Może ona przekona konia do ludzi, hę?
OdpowiedzUsuńCzekam na dalej.
I u mnie nowa notka na rzadkie-powietrze.:D
Pozdrawiam!
Chyba żaden ( dodam, że PRAWDZIWY człowiek ) nie pozwoliłby skrzywdzić konia,, psa, czy innego zwierzaka.
UsuńNie wiem, zobaczymy, jak koń zareaguje po wyleczeniu;)
Och, och, jestem całkowicie po stronie Pearl! Zastrzelić tego idiotę, tego kretyna, który zrobił krzywdę koniu, a nie biedne zwierzę! Konie uwielbiam, sama uczę się jeździć (albo raczej uczyłam, bo aktualnie mam przerwę tak długą, że nie wiem, czy jeszcze mogę mówić o czasie teraźniejszym) i jestem całym sercem po stronie Pearl. Ciekawe, jak taki facet by się zachowywał, gdyby całe życie go bito, katowano, krzyczano na niego i go maltretowano! Też by nie miał nic przeciwko, jakby ktoś potem chciał mu przyłożyć lufę do głowy i zakończyć męczarnie?! Och, ale się zbulwersowałam. No ale cóż, zawsze wyznawałam jedną zasadę - nie rób zwierzakom czegoś, czego nie pozwoliłbyś zrobić sobie. Bo przecież zwierzęta są jeszcze biedniejsze i bardziej bezbronne od ludzi.
OdpowiedzUsuńPoza tym - podejrzewam, że Pearl tą akcją zarobi sobie na szacunek Jeremy'ego. I naprawdę się cieszę, że tak zareagowała, już niezależnie od tego, co on sobie pomyśli! Bo po prostu... tak powinna była postąpić;) i mam nadzieję, że to właśnie Pearl uda się wyprowadzić Gandalfa "na ludzi", czyli sprawić, żeby przestał się tak panicznie bać;)
No, ale przeczytałam właśnie Twój opis na prywatnej stronie i w sumie nie dziwię się takiemu podejściu do sprawy ze zwierzętami. W końcu jasno z niej wynika, że za nimi przepadasz;)
Całuję!
Ja też kocham konie i zareagowałabym dokładnie tak samo, gdybym znalazła się w podobnej sytuacji, co Pearl. Ludzie są bestiami, bo w okrutny sposób krzywdzą zwierzęta ( i ludzi też ). Ale nic na to nie poradzimy.
UsuńDzięki Bogu, że Pearl tam była i wstawiła się za koniem. Swoją drogą, podziwiam ją. Ten arogancki stajenny zasłużył na łamanie kołem i posypywanie ran solą.
A ja Ci zazdroszczę, że miałaś okazję się uczyć jeździć. Ja nie mogłam, bo rodzice uznali, że szkoda im pieniędzy na jazdy. Ale za to uczyłam się jeździć na klaczy mojego dziadka. I śmigałam na oklep. Klacz była koniem pociągowym i był szeroka, wiec dobrze mi się siedziało:)
Hmm, chyba Pearl zyskała u niego szacunek, choć przyznam, że nie wybuchnie wielkim entuzjazmem. I tak, bez względu na to, co on myśli wie, że dobrze zrobiła. I on pewnie postąpiłby tak samo. To, czy koń wyjdzie na ludzi to będzie zależało od niego samego. Nie wiem, jak potoczą się jego losy, ale Pearl dołoży starań, żeby faktycznie wydobrzał - nie tylko fizycznie.
O tak, zwierzęta kocham i nie wiem, jak dałabym sobie radę, gdyby nie one. Zawsze mnie wspierają, nawet jeśli nie mówię. Hahaha, kiedyś miałam nawet kruka.
Właśnie, dokładnie. Chociaż ja zawsze bardziej żałuję zwierząt niż ludzi, sama nie wiem, czemu, taki charakter. Pewnie dlatego, że zwierzęta, w przeciwieństwie do ludzi, nie krzywdzą innych dla zabawy albo dlatego, że się nudzą. I w dodatku konie... Och, na miejscu Pearl zrobiłabym dokładnie to samo. I ja też ją podziwiam;)
UsuńA wiesz, moi rodzice powiedzieli to samo, w dodatku jeszcze się o mnie bali, dlatego nie uczyłam się, gdy byłam dzieckiem. Zaczęłam dopiero wtedy, gdy sama znalazłam sobie na to środki, sama podjęłam decyzję i sama zapłaciłam. Inaczej nie byłoby szans. Na oklep też kiedyś jeździłam, ale o mało wtedy nie zleciałam xD
Tak mi się wydawało, że Pearl się o to postara:) ach, może i entuzjazmu po sobie nie pokaże, ale przecież na pewno będzie dobrze o niej myślał. Nawet jeśli Pearl się o tym nie dowie:) jasne, że postąpiłby tak samo, przecież to w gruncie rzeczy dobry człowiek. I ma dobry charakter. Ja przynajmniej w niego wierzę:)
Kruka, serio? o.O mnie się zdarzył jedynie gołąb xD ale ja jestem obciążona genetycznie, moja kuzynka na przykład trzyma sarnę i kozy xD miłość do zwierząt rozumiem i naprawdę miło się czyta, że nie jestem w tym odosobniona. Zawsze to fajnie spotkać kogoś o podobnych poglądach na blogu:)
Taram, taram! Jestem! ;-)
OdpowiedzUsuńO matko, biedny koń ._. Jak dobrze, że Pearl była w pobliżu i uratowała mu życie. Ciekawe czy koń... polubi dziewczynę, czy ona się dogada z tym koniem? Nie znam się na nich, nigdy nawet nie widziałam z bliska konia, chyba że źrebaczka xd.
A ogrodnik wydaje się też ciekawą osobą. Zaśmiałam się, gdy Pearl mowiła z pełną buzią ciasteczek :D!
Całuję
No właśnie dzięki Pearl żyje, ale teraz jest za niego odpowiedzialna, a koń to duże zwierze i wymaga więcej wysiłku niż pies.
UsuńŻałuj! Konie są piękne, a przy tym dobre, łagodne i mądre. Powinnaś spróbować jazdy konnej. Jak się wczujesz w konia to nie będziesz chciała zsiąść z siodła;)
Pearl to łasuch, a ogrodnik to sympatyczny pan i nie raz, nie dwa będzie ją wspierał;)
Przecudny rozdział! Naprawdę poruszyłaś mnie tą częścią o rozszalałym koniu. Byłam szczerze oburzona postawą stajennych na terenie tak dobrego człowieka, jakim jest Jeremy... Nie dziwię się, iż Pearl gwałtownie zareagowała na krzywdę zwierzęcia. Może dzięki niej Gandalf stanie się łagodnym pupilem, niesprawiającym żadnych problemów? Oby. Ciekawe, jak zareaguje na całą sytuację pan domu... Ogółem jestem wzruszona, zresztą po mojej Gryfonce dobrze wiesz, że sama uwielbiam konie ;) Adalbert jest wspaniały i przekochany, od razu zapałałam do niego szczerą sympatią. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy! ;*
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam na nowy rozdział ; ) http://gryfonka-na-tropie.blogspot.com/ :*
Usuń