22.8.12

7. Mała furia

         Pearl widziała, jak mężczyźni wprowadzają Gandalfa do boksu. Zwierzę nadal próbowało uciec i rzucało łbem, aby zrzucić kantar, ale w ten sposób raniło sobie pysk wędzidłem. Kiełzno wbijało mu się w wargi i nacinało skórę, z której zaczęła się sączyć krew. Pearl chciała wejść do boksu, lecz odepchnięto ją.
         - Lepiej zadzwoń do weterynarza, panno mądralińska! - warknął mężczyzna, który nie potrafił utrzymać ogiera. Koń jednak szybko się poddał i runął na ziemię, przewracając Marcusa i jeszcze jednego stajennego. Znów rozległo się rżenie oraz krzyki. Dziewczyna wybiegła ze stajni i wpadła wprost w ramiona Bobbiego.
         - Bobbie, dobrze, że cię widzę! Trzeba zadzwonić po weterynarza! Szybko! - Złapała go za ramiona i zaczęła nim potrząsać. Z boku mogłoby wyglądało to dość zabawnie. Przyjaciel w  końcu odsunął ją od siebie i bez słowa wyjął telefon. Po kilku minutach zakończył rozmowę z weterynarzem.
          - Zaraz tu przyjedzie - powiedział i spojrzał na jej mokrą od łez twarz oraz rozczochrane włosy. - Co ci się stało? - zapytał.
        - Nic. Oni chcieli zastrzelić konia! - krzyknęła nadal oburzona zachowaniem pracowników. - Mam nadzieję, że Jeremy ich zwolni! - Bobbie spojrzał  na nią dziwnym wzrokiem, ale zignorowała to i wróciła do stajni. A w boksie mężczyźnie nie potrafili postawić ogiera na nogi. Zwierzę za każdym razem opadało na bok i ciężko oddychało.
         - Co się stało? - zapytał Bobbie i spojrzał na ludzi, którzy klęli ile wlezie po szkocku na konia, który nie ułatwiał im zadania.
          - Ten wariat znów próbował uciec! Jak tak dalej pójdzie to szef będzie musiał szukać nowych stajennych, bo każdy boi się, że ten szatan zrobi komuś krzywdę! Wariuje, niszczy kantary, psuje boks i wiaderka. Ostatnio kopnął jedno i niemal uderzył mnie w głowę! To bydle powinno zostać uśpione! - powiedział zirytowany i uklęknął obok konia, by unieść mu głowę.
         - Wcale mu się nie dziwię, że kopnął to wiaderko. Zrobiłabym to samo! - odpowiedziała Pearl i skrzyżowała ręce na piersi. Obdarzyła Marcusa złowrogim spojrzeniem i prychnęła lekceważąco. Coś jej mówiło, że nie będą żyli w zgodzie.Nikt nie odpowiedział, a Bobbie kaszlnął by ukryć śmiech.
         Weterynarz przyjechał piętnaście minut później. Greg Smadley przedstawił się Pearl, a potem przywitał z pozostałymi. Dwaj starsi panowie, leśniczy na emeryturze, opowiedzieli mu co się stało. Marcus, główny stajenny wtrącił swoje trzy grosze. Greg natychmiast wszedł do boksu, aby zbadać niespokojnego konia.
Pan Smadley przesuwał dłońmi po kościach i badał, czy któraś nie została złamana. Potem zajrzał mu do źrenic, a na końcu osłuchał serce. Wstał i ze smętną miną wyszedł. Pearl przeczuła, że nie ma dla nich dobrych wieści, ale jednocześnie miała nadzieję, że nie będzie tak źle.
         - Lewa noga jest złamana, w dwóch miejscach. Do tego prawa  jest mocno stłuczona. Bez USG nie powiem nic więcej. Możliwe, że prawa kończyna jest pęknięta. Nie sądzę, by wyszedł z tego cały. Nie ma szans. Trzeba go...
         - Nie! Nie możecie go uśpić! - krzyknęła przestraszona i stanęła przed drzwiami boksu, aby nikogo nie wpuścić do środka. Była sama przeciwko sześciu, silnym mężczyznom.
         - Musimy. Koń, który złamie nogę już nigdy nie wróci do dawnej formy. W tym wypadku Gandalf nie ma szans na to, by go zajeździć i ułożyć pod siodło. Znam go, jak nikt inny i wiem, że przy dużej cierpliwości i odpowiedniemu prowadzeniu miał szansę być dobrym wierzchowcem. Ma silne nogi i umięśniony zad, co umożliwiało mu starowanie w skokach lub crossie, ale teraz nic mu nie pomoże. Poza tym bardzo cierpi. Przykro mi - powiedział Smadley i ze szczerym współczuciem spojrzał na zbuntowaną dziewczynę, która tak rozpaczliwie próbowała uratować konia. Podziwiał ją za odwagę i determinację, ale w tym wypadku była ona bezsensowna i bezcelowa.
         - Kochanie, Greg ma rację. Lepiej dla niego będzie, jeśli go uśpią - zaczął Bobbie, ale zauważył, że dziewczyna już podjęła decyzję i nie da się od niej odwieść. 
         - Dlaczego nie chcecie dać mu szansy?! - wrzasnęła oburzona i każdego mężczyzna obrzuciła pogardliwym spojrzeniem. - Jesteście bez serca!
         - Tu się mylisz. Chcemy go uśpić, żeby oszczędzić mu bólu. Nie rozumiesz, że on się męczy? - zapytał doktor, który powoli zaczął tracić cierpliwość.
         - Więc dlaczego ludziom nastawia się nogi? Może ich również od razu odstrzelić?! Po co mają się męczyć? Po co dawać im drugą szansę? Przecież ból jest ten sam! - Była wściekła, rozgoryczona i przerażona. Nie pozwoli, by tak bez żadnego wysiłku pozbawiono konia życia, bo on sam nie mógł się bronić
         - Pearl, drogie dziecko... - Na przód wysunął się pan Forsyth, który nie mógł już patrzeć na to, jak dziewczyna bezskutecznie próbuję postawić na swoim. Chciał, by Gandalf żył, ale nie kosztem jego cierpienia.
         - To jakaś paranoja! Dlaczego nie pozwolicie mu spróbować? Panie Smadley, proszę. - Zwróciła na niego swe brązowe oczy i patrzyła błagalnie na weterynarza, który nie miał pojęcia, jak postąpić.
         - Może zapytamy Jeremy'ego? - podsunął Bobbie, który miał serdecznie dość tej walki o konia.
         - Tak! - wykrzyknęła entuzjastycznie dziewczyna. Whitmarsh wyjął telefon i zadzwonił do przyjaciela.

        Miał ochotę na drzemkę, bo praca przy papierach zajęła mu kilka godzin. Musiał sprawdzić wszystkie umowy, zatwierdzić plany na kolejny semestr, a także określi budżet oraz podpisać zgodę na kupno Gardner AreoSpace. Jego firma, która zajmowała pierwsze miejsca w zestawieniach kupowała różne firmy, rozbudowywała je lub dzieliła na jeszcze mniejsze i potem sprzedawała, a kwoty sięgały rzędu kilkunastu milionów. Szkoda tylko, że robił to wszystko tutaj, a nie w siedzibie znajdującej się w Leeds. Anglia była jego drugim domem, który już dawno porzucił. Musiał.
         Wstał i nalał sobie kawy, którą wcześniej przyniósł mu przyjaciel. Skrzywił się. Była już chłodna. Wrócił do biurka i zaczął od nowa tworzyć plan, który w ogóle mu nie wychodził. O Boże, pomyślał poirytowany i włączył po raz kolejny edytor tekstu. Określenie budżetu byłoby dość łatwe, ale nie lubił porzucać niedokończonej pracy na rzecz innej. Był uparty. Właśnie zaczął pisać pierwszy punkt, gdy rozdzwonił się jego telefon. Spojrzał na wyświetlacz. Dzwonił Bobbie. Odebrał i przełączył na głośnomówiący.
         - O co chodzi, przyjacielu? - zapytał i zaczął wystukiwać na laptopie pierwsze zdanie rozpiski.
         - Jest problem z Gandalfem - zaczął, ale urwał i westchnął ciężko.
         - Jaki? - Ten koń sprawiał mnóstwo problemów, ale chciał mu pomóc. I wiedział, że na pewno uda mu się pomóc. Trzeba tylko mnóstwo cierpliwości.
         - Oni chcą go zastrzelić! - usłyszał w słuchawce kobiecy głos. Niemal zastygł w pół gestu, gdy zrozumiał do kogo należy. Pearl! Boże! Przestał o niej myśleć, a ona znów się pojawiła. Westchnął ciężko.
         - Dlaczego? - Starał się by jego głos nie zdradzał tego, jak bardzo jest... zaniepokojony.
       - Bo twoi stajenni zachowali się, jakby pierwszy raz pracowali z końmi! Chcą go zastrzelić, bo nie potrafili go uspokoić. Nie mogą go zabić - dodała ciszej, a w jej głosie wyczuł bezbrzeżny smutek.
         - Uważaj ty... - zaczął Marcus, ale przerwał mu Jeremy:
         - Masz jakiś problem? - zapytał i przysunął telefon bliżej.
         - Nie, szefie - odpowiedział potulnie.
         - Możecie mi powiedzieć o co dokładnie chodzi? - zapytał i Bobbie pokrótce opowiedział mu, co się stało. Zastanowił się przez chwilę, a potem zapytał o zdanie weterynarza. Ten powtórzył to samo, co powiedział Pearl.
         - Greg, ale nie ma żadnej szansy na to, żeby Gandalf mógł przynajmniej częściowo odzyskać sprawność? Ile dajesz mu procent? Tylko szczerze! - Chciał uratować tego konia, ponieważ wierzył, że Gandalf ma w sobie potencjał, który można wykorzystać, choć zdawał sobie sprawę z tego, że jest już na straconej pozycji jako skoczek.
         - Cóż, daje mu jakieś dziesięć procent, ale z tym, że jest już przegrany.
         - Ale będzie żył! - warknęła Pearl. - To młody koń! On chce żyć.
       - Czy ty niczego nie rozumiesz?! On już nie będzie nic wart! - powiedział wściekły Marcus.
        - Bo koń musisz być coś wart, żeby żyć? Wielu ludzi nie jest wartych ani jednej setnej tego, co Gandalf, a jednak żyją i chodzą po świecie! - syknęła Pearl, a Jeremy zrozumiał, że dziewczyna ma wybuchowy temperament i jest nieobliczalna.Co za agresywne dziewczątko, pomyślał.
         - Sugerujesz coś?
         - Owszem!
         - Spokój! - przerwał tę kłótnię Bobbie, który najwidoczniej miał dość tego absurdu.
         Gdyby nie to, że sprawa szła o konia i jego życie śmiałby się z tego, że ta mała furia tak dzielnie przeciwstawia się Marcusowi. Kiedy dziś rano z nią rozmawiał odniósł wrażenie, że jest cichym, potulnym i wystraszonym stworzonkiem, a tu taka niespodzianka. No, no, pomyślał zaskoczony. Jednak szybko zebrał się w sobie, gdy usłyszał szepty w słuchawce.
         - Nie czas teraz na kłótnie. Greg, co myślisz o tym? - zapytał Jeremy, który chciał się upewnić, że Gandalf może przynajmniej chodzić, skoro nie będą mogli go przyuczać do skoków.
         - Nie mam pewności. Nie wiem, co będzie, jeśli złoże mu nogę. Może się okazać, że będzie kulał, a może też być tak, że nigdy nie wróci do formy, czyli to, co mówiłem już kilkakrotnie dzisiaj.
         Weterynarz miał rację, ale  z drugiej strony: skazywać na śmierć Gandalfa byłoby przede wszystkim całkowitym zaprzepaszczeniem szansy. Powinni mu ją dać. A nawet musieli. Tylko, czy to nie okaże się błędem?
Zapadło milczenie.
           - Uśpić go czy nie?
          - Nie.

_____

Pearl to naprawdę mały agresor;)

8 komentarzy:

  1. Agresor?! Łał, zrobić taką wojnę? Jestem pod wrażeniem tak samo jak i jest Jeremy, a wiem, że jest. :D No ja też bym uśpiła konia, bo teraz patrzeć na takie zwierze jak się męczy. Człowiek jest inny, nie ma co porównywać go do konia. Jednak to dobrze, że w końcu po takiej kłótni coś zdecydowali. :D Czekam na dalej! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A powiadamiam o nowej notce: rzadkie-powietrze.

      Usuń
    2. Jest, jest:) Nie ma co ukrywać panna Grand robi na Jeremim coraz większe wrażenie.
      Nie sądzę, by koń w klinice się męczył. Tak samo jak człowiek przechodzi rekonwalescencję i potem rehabilitację. Długo, bo długą, ale czasami przynosi ona oczekiwane efekty. Oglądnij sobie "Niepokonanego Seabiscuita" ( oparty na faktach ). Koń łamie nogę, ale wraca na tor i wygrywa wyścig.

      Nie chodziło mi porównanie człowieka do konia, ale o to, ze i człowiek i koń to istoty żywe. Koń, pies czy kot odczuwają ból, czasami większy niż człowiek, ale nie mają możliwości by powiedzieć o tym, a człowiek ją ma. Pearl była głosem Gandalfa.
      Jak tylko odzyskam zdrowie to przeczytam. Na pewno. Już zabrałam się za blogi.

      Pozdrawiam;)

      Usuń
  2. Pearl coraz bardziej mi się podoba. Dzięki temu, że tak zawzięcie walczyła o życie konia, zarobiła u mnie kilka dodatkowych plusów. Nie jest kimś, kto obojętnie przechodzi obok cudzego nieszczęścia i to jest w niej piękne. Na Jeremim najwidoczniej też zrobiła niemałe wrażenie, być może nawet ją podziwiał :) Ach, kochany Gandalf, oby wyzdrowiał i dobrze się sprawował. Pewnie zostanie pupilem Pearl. Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niezwykle odważna z niej dziewczyna.
      Tak, Pearl choć niepozorna to jednak potrafi zawalczyć o swoje, a w tym przypadku o życie konia. Jeremy ją podziwia, choć sam przed sobą stara się to ukryć ( nie będę robiła z tego tajemnicy, można to dostrzec miedzy wierszami ).

      Zapewne, choć będzie to dość niepokorny pupil;)

      Usuń
  3. O rany, przeczytałam już dawno, a do tej pory nie mogłam się zmusić, żeby skomentować. Ostatnio nawet na to nie mam weny; /

    Pearl imponuje mi coraz bardziej, bo przyznaję, że przy fachowej opinii weterynarza chyba nawet ja nie byłabym w stanie tak się wykłócać. Na szczęście był Jeremy, który swój rozum ma, i Gandalf został oszczędzony;) teraz trzymam za niego kciuki, żeby jakoś doszedł do siebie i dał się jednak oswoić.

    Co do Jeremy'ego - miałam wrażenie, że furia Pearl trochę go rozbawiła. W sumie nawet bym mu się nie zdziwiła, gdyby tak było. Pewnie, podejrzewam, że wzbudziła w nim szacunek, w końcu mało kto potrafi się tak twardo postawić i w dodatku w obronie konia, ale mimo wszystko... Mnie by rozbawiła;)

    Czekam na więcej!;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie wspieram Cię w odzyskaniu weny:* Czasami też mam tak, że przeczytam rozdział, ale nie mam weny, by napisać coś komentarz.

      Ja też. Nie umiałabym stanąć przed gromadą ludzi i powiedzieć im, że nie mogą uśpić konia. Pewnie potem przepłakałabym całe dnie, że nie byłam w stanie zaprotestować.
      Cóż, z tym oswojeniem to może być problem. nie wiem, ile prawdy jest w tych wszystkich filmach ( mam tu głównie na myśli film "Flicka ) jest prawdy, ale na pewno Pearl jest będzie zdeterminowana i zawzięta.

      No trochę tak. Może dlatego, że ona sama stanęła przeciwko kilku dorosłym i silnym mężczyznom. No i dlatego, że wcześniej wydała mu się cicha i nieco wystraszona, aż nastąpiła gwałtowna zmiana.

      Widzę, że wszystkie jesteście pod wielkim wrażeniem brawury Pearl. Cieszy mnie to.
      O tak. Jeremy to mądry człowiek, ale czasami zaślepiony i ogłupiały.

      Usuń
  4. Łał! To jest cudowne opowiadanie, które czytam wprost z zapartym tchem. Pomimo, iż czasami zwroty akcji są szybkie, to nie odejmują ani trochę uroku. Podziwiam Pearl, że tak walczy o tego konia, mało kto ma do czegoś takiego odwagę. A Jeremy również zrobił słusznie, że ją poparł. Koń na pewno wydobrzeje, jest niebezpieczny, bo się boi, ale to nie jego wina. Po prostu potrzebuje fachowej pomocy, której przy dobrej woli ktoś z pewnością wreszcie mu udzieli ;)

    Czekam niecierpliwie na następny ;)))

    OdpowiedzUsuń

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Breatherain, Terriblecrash, KrypteriaHG oraz Rose Perdu. Lily James oraz Beneath You Beautiful.