20.9.12

10. Rozmowa

       
         Ułożenie planu zajęło im czas, aż do kolacji. Budżet, który wymagał mniej pracy postanowił oszacować sam, bo dobrze wiedział, że Bobbie chciał też trochę odpocząć od pracy, a on przecież mógł sam załatwić wszystkie formalności. Zdołał też zainstalować na laptopie Pearl nowe oprogramowanie. Dzięki temu będą mogli się porozumiewać na bieżąco. A on zachowa swoją prywatność.
         Kiedy Bobbie wyszedł na kolację, Jeremy mógł w końcu odetchnąć. Musiał cały czas pilnować się, by jego myśli nie zboczyły na tor, na który obiecał sobie nigdy nie wchodzić. Och, kogo on oszukiwał? Dał sobie słowo, ale co z  tego? Powinien klęknąć w kaplicy i przyrzec przed Bogiem, że Pearl nie będzie jego stałym punktem w myślach. Była tu niecałe dwa dni, a już zawładnęła jego umysłem, jak jakaś czarownica. Był cholernie wielkim idiotą.
         W gabinecie rozległ się dzwonek. Spojrzał na wyświetlacz telefonu. Greg Smadley dzwonił.
         - Witaj, Greg. I co z koniem? - zapytał od razu.
     - Tak, jak mówiłem: ma złamaną kość w dwóch miejscach, prawą nogę ma mocno stłuczoną, będzie bolała go jeszcze przez kilka dni, może dwa tygodnie i ma stłuczone płuca, ale akurat to jest najmniejszy problem. Za tydzień przywiozę ci go do zamku, ale będziesz miał zatrudnić kogoś dla Gandalfa. Będzie potrzebował całodobowej opieki.
         - Rozumiem. Na pewno postaram się, by niczego mu nie zabrakło. Mam tylko nadzieję, że wyjdzie z tego - rzekł i spojrzał na zegarek. Dochodziła dwudziesta. Pearl zaraz poda kolację.
         - Oczywiście, że wyjdzie z tego, ale wiesz jak z nim będzie...
         - Tak, wiem, Greg, ale mimo wszystko, dziękuję ci za to, że starałeś się go uratować.
       - To nie mnie powinieneś podziękować, tylko Pearl. To niezwykła dziewczyna. Broniła tego konia jakby chodziło o jej własne życie. Cieszę się, że są na świecie takie młode kobiety jak ona. Dzięki niej mam nadzieję na to, że świat może być lepszy - powiedział weterynarz. Jeremy przymknął oczy i ujrzał słodką blondynkę o nieśmiałym spojrzeniu. Chciał ją poznać, ale bał się. Nie miał wątpliwości, że gdyby go tylko zobaczyła przestraszyłaby się, a  potem mógłby tylko patrzeć, jak patrzy na niego z odrazą. Nie mógłby nic zrobić, nie umiałby  temu zapobiec. Taki był. Był szkaradny, ohydny. Do lustra patrzył tylko wtedy, kiedy się golił, ale i tak unikał patrzenia na rozległą bliznę, która zaczynała się od linii szczęki, zahaczała o kącik ust, który unosił się w groteskowym półuśmiechu, a potem szła wyżej, na skronie i ginęła gdzieś we włosach nad czołem. Miał również blizny na szyi i prawym ramieniu oraz brzuchu.
         - Tak, masz rację - powiedział zduszonym głosem i odkaszlnął. - Powiem jej o Gandalfie.  - Chciał zakończyć tę rozmowę, ponieważ nie chciał ciągle mówić, myśleć o Pearl.
         - Dziękuję ci. Na pewno się ucieszy. Dobranoc. - Gdy weterynarz się pożegnał, Jeremy mógł odetchnąć z ulgą. Opadł na fotel i odchylił głowę do tyłu. Dłonią potarł powieki i westchnął ciężko. To jakiś koszmar. Ale jednak... gdyby mógł przez chwilę... Nie, wolał nie prowokować losu.
         Zerknął na monitor, gdzie ustawił sobie obrazy z kamery. Postanowił je zamontować w kilku miejscach, ponieważ bał się, że jakaś obca osoba wejdzie do zamku i skradnie coś cennego. Nie był chciwy na bogactwo, ale nie chciał być okradany. W końcu ten zamek i wszystkie działa sztuki należały do jego rodziny od pokoleń.
         Zesztywniał, gdy na jednej miniaturce z obrazów z poszczególnych miejsc dostrzegł Pearl. Szła niepewnym krokiem, a w ręce trzymała tacę. Zacisnął dłonie na poręczach fotela, ale to było silniejsze od niego. Wcisnął przycisk włączający mikrofon.
         - Dobry wieczór - powiedział ochryple. Dziewczyna podskoczyła gwałtownie, znów ją wystraszył. - Przepraszam, że cię wystraszyłem.
         - Nic nie szkodzi. Dobry wieczór... Jeremy. - Uśmiechnęła się łagodnie do kamery, ale z jakiegoś powodu unikała spojrzenia w tę stronę.
       - Jak ci minął dzień? - zapytał i w napięciu oczekiwał odpowiedzi. Idiota, pomyślał z odrobiną autoironii.
         - Dobrze. Byłam dziś w  stajni! - powiedziała radośnie, ale na jej twarzy dostrzegł lekki grymas. Dlaczego?
       - I jak ci się podobają konie? - Oczywiście, że jej się podobają, bo przecież ona kocha zwierzęta, ty imbecylu! skarcił się w myślach. Zorientował się, że robi o nader często i wcale mu się to nie podoba, ale ona była taka... taka idealna, że on sam sobie wydawał się jak niedokończone dzieło Boga,  podczas gdy ona była jak słodki anioł. Cudowna, idealna... Była symbolem radości i życia, była symbolem jego życia, które dawno minęło, a do którego chciałby wrócić.
      - Są piękne! - odpowiedziała z zachwytem, ale pochwycił w jej głosie nieszczerą nutę. Nie wiedział, co mogło to być, ale skoro nie powiedziała, że coś jej się nie spodobało to zapewne nie było to nic istotnego. Ale co mogłoby sprawić, że ten skończenie idealny anioł wydawał się być z czegoś niezadowolony? Zapyta Bobbiego, może on będzie wiedział. - Najbardziej spodobał mi się Lord. I - zaśmiała się radośnie   -  ja jemu też. Nie pozwolił mi odejść od boksu.
       - A to mały flirciarz! Ten koń jest spokojny, więc jeśli zechcesz na nim jeździć to śmiało możesz go pożyczyć. Umiesz jeździć konno? - zapytał nagle.
      - Nie bardzo - mruknęła zawstydzona. Szkoda, że ja cię nie mogę nauczyć, pomyślał rozczarowany, ale zaraz się zreflektował. On miałby dotykać tego ideału? Bał się, że nawet jednym muśnięciem mógłby zaburzyć jej fizjonomię.
       - Nathaniel Saluke może cię nauczyć - powiedział. - Jest chyba w twoim wieku i kocha zwierzęta.
         Po co to powiedział?!
      - Ach, dobrze. - Albo mu się wydawało, albo nie była zadowolona z tego.
      - Na pewno?
    - Tak! Chce się nauczyć jeździć. Kiedyś dziadek zabrał mnie i Candice do stadniny, ale niewiele się nauczyłam, potem już nie miałam kiedy jechać.
     - W takim razie korzystaj z lekcji tutaj. Będzie mi bardzo miło, jeśli będziesz uczyć się jazdy konnej na koniach z zamku. Ale nie wszystkie nadają się pod siodło. Niektóre są chore i kontuzjowane.
      - Ile ich uratowałeś?
      - Około dziesięciu. Ale w stajni mam pięć, bo reszta znalazła domy zastępcze.
      - Prowadzisz adopcje koni? - Wydawała się być zaskoczona, ale i szczęśliwa.
      - Tak.Większość koni jest bardzo młodych i można ich używać pod siodło lub do bryczki. Po co mają stać całe życie w boksie?
     - No właśnie. Szkoda, by widziały tylko to jedno miejsce, skoro mają siłę i energię by poznawać świat i cieszyć się nim. Konie, w ogóle wszystkie zwierzęta, nie mają takie wyboru jak ludzie i często są skazane na ciasne pomieszczenia, w których panuje mrok.
         Kiedy Pearl poszła zrozumiał, że jej wypowiedź miała drugie dno. Ona mówiła też, co mogłoby się wydać irracjonalne, o nim. Ale dlaczego? I po co w ogóle? Nie, to nie miało sensu.

***

         Wyszła z pokoju na drżących nogach, a serce waliło jej jak oszalałe. Czuła, że na policzki wystąpiły jej głębokie rumieńce. Rozmowa z Jeremim była dla niej czymś niezwykłym i rozmawiał z nią znacznie dłużej niż mogła przypuszcza. A gdy powiedział " dobranoc, Pearl" wiedziała, że tej nocy nie zaśnie. Miał taki piękny głos, choć gdyby dłużej się w niego wsłuchać to można było usłyszeć jakieś zniekształcenie, które prawdopodobnie powoduje mikrofon. Nie mniej jednak, głos miał piękny, aż przeszedł ją dreszcz, gdy do niej przemówił. Nadal czuła ciepłe fale, które przepływały przez jej ciało i czuła się tak dziwnie...
         W kuchni posprzątała i poszła do siebie. Bobbie również już zniknął w  pokoju, bo chciał zadzwonić do Candice, a jutro miał stać wcześniej, ponieważ obiecał, że pojedzie do Aberdeen po duże zakupy, bo już wyjeżdżał niedługo, więc chciał ją zaopatrzyć na tyle, by nie musiała sama nigdzie jechać.
         Idąc pustymi i trochę przerażającymi korytarzami miała wrażenie, że jest obserwowana. Oczywiście mogła sobie to wyobrazić, ponieważ wokół niej znajdowało się mnóstwo obrazów i rzeźb. Kiedy doszła do galerii, gdzie znajdowały się portrety rodziny Jeremiego spojrzała w stronę, gdzie znajdował się jego portret. Nie widziała zbyt wiele, ponieważ wokół panował półmrok, ale i tak już znała go na pamięć. Miał takie piękne oczy, brązowe włosy i przystojną twarz. Stała tam przez chwilę i wpatrywała się w niego.
         - Szkoda, że nie mogę cię zobaczyć na żywo... - szepnęła i ruszyła dalej. Doszła do swojego pokoju. Odwróciła się na moment, ale nie dostrzegła niczego podejrzanego. Zamek był trochę przerażający.
         Wzięła gorący prysznic i przebrała się w  swoją ulubioną piżamę, a potem postanowiła zadzwonić do matki.
         - Dobry wieczór, mamo - przywitała się z nią radośnie, gdy kobieta odebrała telefon.
         - Och, Pearl, córciu! Jak dobrze cię słyszeć! - zaświergotała do słuchawki. Skrzywiła się, gdyż wywnioskowała z tonu matki, że spodziewała się, iż nie odezwie się do niej i to ją utwierdzi w przekonaniu, że Jeremy jednak coś jej zrobił. Ten mężczyzna boi się pokazać ludziom więc jakim cudem miałby ją skrzywdzić? No, ale to była matka. Robiła z igły widły i miała bujną wyobraźnię, nad którą nigdy nie panowała.
         - Tak, mamo. Jak widzisz, nic mi nie jest, a zamek jest taki piękny. Tu jest jak w bajce. Jeremy jest wspaniały, choć bardzo wystraszony i nie lubi się pokazywać ludziom. Bobbie mówi, że cały czas siedzi na ostatnim piętrze i nigdy, nigdzie nie wychodzi. - Musiała to powiedzieć, żeby ją uspokoić, ale nie wiedziała, czy to zadziała. Miała tylko nadzieję, że przynajmniej nie będzie zarzucać ją wątpliwościami.
         - Ach, tak - odparła nieprzekonana. No tak...
      - Cieszę się, że tu przyjechałam. Poznałam kilku nowych ludzi. I wiesz? Ogrodnikiem Jeremiego jest brat Forsytha! Tego Forsytha!
     - Masz na myśli tego pisarza? - zapytała całkowicie zaskoczona. Odetchnęła z ulgą, bo teraz zajmie ją czymś, co oderwie jej myśli od czarnych scenariuszy, jakie już zaczęła tworzyć.
     - Tak! Już z nim rozmawiałam i on opowiedział trochę o swoim bracie. - Potem opowiedziała jej jakie okolice zamku są piękne, powiedziała o stadninie, lecznicy i schronisku. O wszystkim mówiła z taką radością, że matka nawet nie przerwała jej zachwytów, które płynęły z jej ust.
     - Uważaj na siebie - powiedziała na końcu, gdy Pearl zaczęła się żegnać. - Dobrze?
      - Tak, mamo, będę uważała. Dobranoc.
     - Dobranoc! - Rozłączyła się i usiadła na łóżku. Nie będzie wspominała o Jeremim, a jeśli matka zapyta ją o niego to po prostu odpowie ogólnikowo.
         Położyła się i zapatrzyła przez chwilę na biały sufit. Jeremy... Była tu dwa dni, ale on całkowicie zawładnął jej myślami. Chciała go poznać, chciała wydobyć go z tej skorupy, w którą się zaszył z obawy przed bólem i cierpieniem. Może i wiedziona była również tą niezdrową ciekawością, by zobaczyć jego twarz, ale głównie chciała, aby Jeremy poczuł się swobodny we własnym zamku. Nie chciała wyjechać stąd mając świadomość, że nie zrobiła nic, żeby mu pomóc. Tylko co w tej sprawie uczynić? Nie znała go na tyle, by poprosić go aby się jej pokazał. Tak na dobrą sprawę to w ogóle go nie znała i nie miała prawa żądać od niego takiego aktu odwagi. Nawet Bobbie, jego najbliższy przyjaciel, nie potrafił go wyprowadzić na słońce, więc jakim sposobem jej się to uda? Nie uda jej się. Nie, może jednak będzie inaczej, jeśli będzie cierpliwa, ale nie miała zbyt wiele czasu. Cóż, pomyślała, spróbuję, nie zaszkodzi. Uśmiechnęła się do swoich myśli i zasnęła.

         Dzień wstał pochmurny i deszczowy, to jednak nie zepsuło jej dobrego humoru.  Bobbie już pojechał, ale obiecał przyjechać na lunch, ewentualnie najpóźniej zjawi się na obiedzie. Szybko przygotowała śniadanie składające się z wiejskiego sera, masła, tostów, chleba razowego, dżemu i miodu oraz kawy i soku pomarańczowego. Pomyślała jednak, że to będzie zbyt mało dla Jeremiego i dodała kilka plasterków żółtego sera, szynki i pomidora. Ułożyła wszystko na tacy i zaniosła do pokoju.
         - Dzień dobry - powiedziała wesoło. Miała nadzieję, że Jeremy odpowie jej, bo nie chciała zrobić z siebie idiotki, która gada do siebie.
         - Dzień dobry, Pearl - usłyszała w mikrofonie. Była zaskoczona, ale również szczęśliwa. Odwróciła się do kamery i uśmiechnęła się promiennie. Miała nadzieję, że Jeremy powoli przekona się do niej i otworzy się przed nią. - Wiesz, zapomniałem ci powiedzieć wczoraj, ale dzwonił weterynarz. Powiedział, że Gandalf jedną nogę ma złamaną, a  drugą bardzo potłuczoną. Zapewne przez kilka dni będzie go bolała, ale szybko wydobrzeje. Ma również stłuczone płuca, jednak to jest drobnostka  w porównaniu z  nogami.
          -  Cieszę się, że Gandalf będzie żył.
         - I to dzięki tobie. Gdybyś nie wstawiła się za nim, koń dawno już by nie żył, ponieważ wszyscy pracownicy zamku spisali go na straty. A szkoda, bo to piękny koń - dodał. Taką miała ochotę wejść tam do niego, przytulić go i powiedzieć, że jego też ocali... Zrobiłaby z siebie totalną kretynkę. Wyśmiałby ją albo wyrzucił z pokoju, może nawet kazał wracać do Anglii.
         - Nie przesadzajmy... - odpowiedziała skromnie.
         - Nie bądź skromna, Pearl. Uratowałaś mu życie, bo ja nie byłem w stanie. Nie było mnie tam, gdy potrzebował mojej pomocy. Mam blizny, które mnie tu trzymają i czuję się winny temu, że nie potrafiłem zapobiec tej sytuacji. Cieszę się, że ty jednak odważyłaś się i stanęłaś w obronie konia. Potrzebował kogoś takiego - powiedział głucho i odchrząknął. - Cóż, dziękuję ci za śniadanie. Wczorajsza kolacja była bardzo pyszna. Miłego dnia. - I już po chwili czerwona lampka migała pod kamerą.
         Pearl wyszła z uczuciem, że Jeremy powiedział coś, czego nie chciał jej mówić. Nie robiła tego specjalnie. Nie chciała, by tak szybko zaczął mówić o tym, że siedzi w zamku przykuty przez blizny. Najpierw chciała poznać go, jako człowieka, który ma swoje zainteresowania, plany, marzenia. Dopiero potem, gdy nabrałby do niej zaufania, chciała, aby powiedział jej o bliznach i o tym, co go dręczy. Teraz jednak miała wątpliwości, czy będzie w stanie wydobyć od niego choć kilka słów. Nie wiedziała kogo winić za to, że odkrył się przed nią. Możliwe, że Jeremy po prostu zapędził się w słowach. Miała nadzieję, że nie zrzuci na niej winy i nie będzie zły, bo ostatnią rzeczą jakiej pragnęła to zły Jeremy.

         Bobbie przyjechał na lunch. Zrobił zakupy tak duże, iż kilkanaście razy musieli wychodzić do samochodu. Siatki umieścił w bagażniku, na tylnym siedzeniu i z przodu, na miejscu pasażera.
         - O matko, ale tego nakupiłeś. Mam nadzieję, że nie będę musiała jechać do miasta przez te parę miesięcy - powiedziała i złapała papierową torbę. Zajrzała do środka i dostrzegła na wierzchu mrożonego kurczaka oraz kilka wędlin.
         - Jeśli będzie mało, to zawsze możesz kogoś wysłać z zamku. Myślę, że Adalbert na pewno z tobą pojedzie - powiedział i przytrzymał je drzwi. Kiedy weszli do kuchni zaczęli rozpakowywać niezliczoną ilość zakupów. Bobbie coś tam do niej mówił, ale ona była zajęta myśleniem o Jeremim.

_______

Wena coś mi nadal szwankuje, przynajmniej, jeśli chodzi o ten blog...


5 komentarzy:

  1. Jaki piękny szablon tutaj masz! Ach, cudowny. I ten nagłówek, który nastraja, a do tego muzyka. Cudo, cudo, cudo!
    Jeremy podoba mi się coraz bardziej, a szczególnie w chwili jak na początku rozdziału mówił w myślach o ideale Pearl. Jak anioł, cudowne piękno. Ale mógłby na chwilę przestać gadać o tych bliznach. Jak na końcu rozdziału, gdzie blizny trzymają go w pokoju. A gówno prawda, że tak powiem, trzyma go lęk przed Pearl. A ona tak bardzo chce go poznać, ach...
    No i uratowali konia :)).
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, chociaż to nie ja powinna dziękować, lecz hindsight, bo ona go dla mnie zrobiła. Muzyka rzeczywiście piękna. Ostatnio obejrzałam Upiora w operze i na YT znalazłam tę piosenkę, która idealnie pasuje ( tak mi się wydaję ) do Jeremiego.

      Tak, Jeremy potrafi być wrażliwy, szczególnie, jeśli chodzi tu Pearl, która zrobiła na nim ogromne wrażenie;)
      Pewnie nie chce o nich myśleć, ani nawet o nich mówić, ale nie widzi najwyraźniej tego, że sam siebie krzywdzi. Nie chce jej wystraszyć. Według niego jest brzydki i woli ukryć się w swoich pokojach, niż potem cierpieć z powodu odrzucenia.
      No chce, ale Jeremy na razie się boi.

      Usuń
  2. Ach, ach, Jeremy coraz bardziej mnie irytuje. Czy on nie widzi, że jego, nazwałabym to, problemy psychiczne, które trzymają go w czterech ścianach domu i nie pozwalają wyjść do ludzi, nie sprawiają, że cierpi na tym wyłącznie on? To widać choćby po tym rozdziale, bo przecież Gandalfowi być może nie stałoby się nic złego, gdyby tylko Jeremy pilnował majątku jak prawdziwy właściciel i był obecny wszędzie tam, gdzie go potrzebują. A tak? Gdyby nie Pearl, koń straciłby życie i mogłabym o to winić wyłącznie jego. Bo to jego wina, on powinien wiedzieć, co się w jego majątku dzieje! Nie doglądając niczego, to mu wkrótce wszystko zdziczeje, i też wyłącznie on będzie za to odpowiedzialny, a nie, na przykład, niekompetentni pracownicy. Wrrr!

    Za to te myśli na temat Pearl... No dobrze, tutaj mam mieszane uczucia. Z jednej strony tak ładnie się o niej wyraża, tak ładnie porównuje ją do anioła, tak ładnie uważa za skończony ideał. A z drugiej - no i jeszcze uważa, że nie jest jej wart ;/ Jezu, a ja myślałam, że to moje bohaterki mają problem z samooceną! Aż chciałoby się go porządnie walnąć głowę, żeby się w niej wreszcie coś poprzestawiało! xD

    No. A ogólnie to mi się, oczywiście, bardzo podobało. :D

    Całuję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie widzi. Przynajmniej nie w tej chwili. Myślę, że on po prostu wmawia w siebie, że jest tak, a nie inaczej, choć blizny ma spore. On widzi w sobie kogoś, kto mógłby straszyć wyglądem, ale nie dostrzega też, że jest również kimś, kogo można na przykład polubić, bo jest taki lub taki.
      I masz rację. Gdyby nie Pearl ten koń na pewno zostałby zastrzelony. Ale myślę, że Pearl obwiniałaby też siebie samą. W końcu to ona była naocznym świadkiem i gdyby nie zrobiła nic, to ponosiłaby taką samą odpowiedzialność, co Jeremy.
      Hahaha, tak, masz rację, ale jemu się wydaję, ze zamek pozostawia w rękach dobrych ludzi, którzy mają się opiekwoać tym, co im zostawiał. Przecież płaci im za to. Ale spokojnie, nie irytuj się tak;)

      Ach, chodzi o to, że on jest facetem i ma takie niskie poczucie wartości? Wróć, on nie ma żadnego poczucia własnej wartości. No cóż, tu znów można zwalić winę na blizny. On po prostu chce się podobać, przecież wcześniej był przystojny, a dla niego Pearl jest symbolem piękna, czegoś, co on dawniej miał, a utracił kilka lat wcześniej.
      Tak, też mam taką ochotę, ale dajcie mu czas:)

      Cieszę się!

      :*

      Usuń
  3. JEREMY SIĘ ODEZWAŁ! Co Ty ze mną robisz? Niedługo i Jeremy wejdzie na półkę. Chociaż...swoimi bliznami myślę, że zostałby za półką bo by się bał pokazać, ale i tak bym go lofciała. :D
    Naprawdę podziwiam Pearl, że daje radę tak gotować obiadki kiedy na górze siedzi taki sex i gada do niej przez domofon, wykorkowałabym już dawno! :D

    OdpowiedzUsuń

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Breatherain, Terriblecrash, KrypteriaHG oraz Rose Perdu. Lily James oraz Beneath You Beautiful.