26.9.12

11. Prezent

         Bobbie wyjechał. Pearl uświadomiła to sobie, gdy wynajęty na lotnisku samochód zniknął za drzewami, a ona pozostała sama na dziedzińcu. Wiatr poruszał gałęziami, które szumiały lekko. Spojrzała do góry i dostrzegła zachmurzone niebo. Od dwóch dni pogoda była fatalna, co rzutowało na jej humor, ale nie tylko to... Była smutna, bo Jeremy od pamiętnej rozmowy nie odezwał się do niej ani słowem, choć ona mówiła "dzień dobry" za każdym razem, gdy weszła do pokoju. W końcu skapitulowała i stwierdziła, że może zapomnieć o nim... Albo zapomnieć o tym, by wyciągnąć go na świat. Może to jednak po części jej wina? Westchnęła ciężko i zrezygnowana weszła do zamku. Rozejrzała się po salonie, który w tej chwili wydał się taki pusty i zbyt duży dla niej samej. Potem powolnym krokiem przeszła korytarzem do kuchni. Wszędzie było tak cicho, aż zadrżała na myśl o tych miesiącach, które przyjdzie jej tu spędzić. Już teraz czuła się przytłoczona wielkością i spokojem zamku. Weszła do kuchni i zamarła. Na blacie stał otwarty i włączony laptop. Podeszła do niego niepewnie. Od razu dostrzegła małą kopertę migającą na pasku zadań. Kliknęła na nią.

         Jeremy: Droga Pearl, ten laptop jest dla Ciebie. Mam nadzieję, że prezent Ci się podoba. Dzięki niemu będziemy się porozumiewali w razie potrzeby. Podłączyłem Cię do sieci, cały czas będziesz online.

         Z rozszerzonymi oczami wpatrywała się w monitor. Na pulpicie było zdjęcie zamku od strony ogrodów. Był tutaj, stał... A potem przeszedł korytarzem aż do schodów i wspiął się na nie. Uciekł szybko, bo bał się, że go zobaczy. Palcami musnęła klawiaturę, a potem obudowę. W końcu postanowiła odpisać.

         Pearl: Dziękuję Ci. Prezent jest wspaniały, choć nie wiem, czy powinnam go przyjąć. Nie wypada mi.

         Wysłała i odeszła od komputera, gdy po chwili usłyszała cichy dźwięk. Nowa wiadomość. Pędem rzuciła się z powrotem do laptopa i drżącą dłonią kliknęła na kopertę. Serce waliło jej jak oszalałe.

         Jeremy: Właśnie że wypada. Przyjmij go ode mnie, proszę. To będzie część mojej zapłaty. Poza tym, jak będziemy się kontaktować? Internet to najlepszy sposób.

         Internet to nie najlepszy sposób do komunikacji z Tobą,  pomyślała Pearl, ale zamiast tego napisała:

          Pearl: W takim razie bardzo Ci dziękuję. Obiecuję, że go nie zepsuję.
           Jeremy: Dlaczego miałabyś go zepsuć?
         Pearl: To jeden z moich ukrytych talentów. Potrafię zepsuć wszystko, co tylko się da. I wcale się nie zdziwię, jak zepsuję laptop.       
         Jeremy: Jakoś nie mogę w to uwierzyć, ale jeśli stanie się tak, jak mówisz to mogę go naprawić. Dla mnie to nie będzie problem, bo lubię się "bawić" takimi rzeczami. 
         Pearl: Uważaj na słowa, bo jeszcze mogą obrócić się przeciwko Tobie. Od tej pory będziesz miał ręce    pełne roboty. 
      Jeremy: Świetnie! Mi to nie przeszkadza. A tak w ogóle, to co dziś na śniadanie? Trochę zgłodniałem.
         Pearl: Może być jajecznica z bekonem?
         Jeremy: Mniam, nie mogę się doczekać.
         Pearl: Dobrze. Idę pichcić.
         Jeremy: W takim razie do zobaczenia... Albo do spisania?
         Pearl: Do spisania.

         Kiedy Jeremy poszedł Pearl poczuła się dziwnie samotna. Bobbie pojechał, a on siedział, gdzieś tam na górze, natomiast ona była tu, wśród pustych pokoi, które nikt od lat nie zamieszkiwał. Poczuła dreszcze, choć wcale nie było jej zimno, ponieważ policzki miała rozpalone do czerwoności. Rozmowa z nim tak na nią wpłynęła i wiedziała, że to idiotyczne. Potrząsnęła głową i zabrała się za jajecznicę, która, jak później skosztowała była lekko przesolona, a ponieważ nie chciała zawieść Jeremy'ego zrobiła nową. Ta już była dobra. Do jajecznicy dodała podsmażony bekon, który oczywiście odszukała w przylegającej do kuchni spiżarni. Nałożyła mu hojną porcję, choć nie była pewna, czy będzie to dla niego zdrowe. Przecież on nigdzie nie wychodzi! Ale tamtej pamiętnej nocy, gdy przemierzał korytarze zamku wcale nie wyglądał na mężczyznę z obfitą tuszą. Wręcz przeciwnie. Był szczupły. Ach, pomyślała, przecież musiał mieć siłowanie! Zabrała talerz z jajecznicą, herbatą i dwoma rogalikami z czekoladą.
         Przeszła korytarzem, aż dotarła do małego pomieszczenia, w którym znajdowała się winda kuchenna. Łokciem otworzyła drzwi i ostrożnie weszła do środka. Z bijącym sercem podeszła do okienka i postawiła tacę z jedzeniem. I wtedy dostrzegła, że brakuje chleba. Szybko pobiegła do kuchni i na małym talerzyku przyniosła trochę ciemnego pieczywa. Nacisnęła guzik i winda powędrowała do góry. Nic jednak się nie stało. Nic nie powiedział. Rozczarowana wyszła.
         Kiedy posprzątała uznała, że zażyje trochę świeżego powietrza i pospaceruje po ogrodzie. Znów weszła przez żelazną furtkę i odetchnęła głęboko. Słodka woń kwiecia otoczyła ją i wypełniła nozdrza. Świeże i czyste powietrze oczyściło jej umysł i uspokoiło napięte nerwy. Postanowiła, że da sobie spokój z Jeremym. Po co ma się martwić? Przecież to obcy człowiek i jeśli wybrał życie w zamknięciu to nie jej sprawa. Ale szybko porzuciła te myśli, ponieważ obudziło się w niej współczucie i wyrzuty sumienia. Nie mogła tak myśleć. Nie powinna... To samotny i cierpiący człowiek. No, ale co mogła zrobić? Była w kropce. Czas, pomyślała, musi dać sobie trochę czasu. Nie sobie, ale jemu. Jeremy musi przywyknąć do niej, nabrać zaufania.
         Skierowała się pod rozłożysty dąb, który stał pośrodku dużego ogrodu. Oparła się o pień i obserwowała otoczenie. W pewnym momencie jej wzrok padł na jedno z okien. Dostrzegła tam postać. Jeremy, pomyślała z bijącym sercem. Mężczyzna jednak szybko zniknął. Chciała, aby wyszedł do niej...
         Jeśli miała być szczera to nudziło jej się i to bardzo. Nie wiedziała, co ze sobą zrobić. W końcu stwierdziła, że jeszcze raz pójdzie do stajni. Za nim jednak udała się tam wstąpiła do kuchni po kilka jabłek i marchewek. Oczywiście poczęstuje nimi Lorda i inne konie. Znów szła aleją, którą przemierzała parę dni temu. Podwórko było puste; psy gdzieś poszły, a wszelki drób siedział w kącie i przysypiał lub znosił jaja. Uśmiechnęła się. Weszła do stajni i od razu przywitało ją radosne rżenie Lorda. Podeszła do niego i podała mu jabłko. Koń natychmiast je skonsumował i dopraszał się o jeszcze, ale Pearl odsunęła się od niego, gdy wyciągnął pysk po kolejny przysmak.
         - O nic z tego, zostaw też coś dla innych! - powiedziała ze śmiechem, gdy koń skubnął ją delikatnie zębami w ramie. Pocałowała go w pysk i podeszła do Ironii. Kiedy klacz zjadła, Pearl przeszła obok boksu Lorda, który wystawił łeb poza boks i zaczął nim potrząsać. Czarna grzywa falowała, a grzywka opadła mu na oczy.
         - Cześć - usłyszała w pewnym momencie. Odwróciła się i niemal przewróciła oczami, gdy zobaczyła, kto stoi obok boksu Ironii. Nate opierał się ramieniem o drzwi i podrzucał w ręce dojrzałe jabłko. Na jego ustach gościł przyjazny uśmiech.
         - Ach, to ty - powiedziała tylko i wróciła do Lorda, który domagał się pieszczot.
       - Nie lubisz mnie, co? - zagadnął i skrzywił się lekko, gdy dostrzegł na jej twarzy lekki grymas.
        - Nie lubię pewnych siebie gości, którzy myślą, że każda panna padnie im do stóp i złoży należny hołd.
        - Ale ja wcale tego nie oczekuję, że padniesz mi do nóg i będziesz bić czołem pokłony - odpowiedział i podszedł do niej. Pearl zmierzyła go uważnym spojrzeniem, a potem lekko poczerwieniała.
        - Uhm - mruknęła i pogłaskała ogiera po miękkim pysku.
        - Mam dla ciebie propozycję. Daj mi szanse, przekonaj się czy rzeczywiście jestem takim dupkiem za jakiego mnie uważasz. Zgoda?
          - Nie uważam cię za dupka - skłamała pośpiesznie.
       - Może i nie, ale na pewno tak o mnie pomyślałaś. - Roześmiał się, gdy ujrzał na jej policzkach dwie czerwone plamy. - To jak? Dasz mi jeszcze jedną szansę? Zostańmy przyjaciółmi, co?
         Pearl wahała się, bo nie wiedziała, czy powinna ufać Nate'owi. No dobrze, może zbyt pochopnie go oceniła i powinna go za to przeprosić, ale nie znała go, był dla niej zupełnie obcym człowiekiem. Ale skoro prosił o jeszcze jedną szansę to widocznie zależy mu na tym, by myślała o nim dobrze.
          - Dobrze - powiedziała z westchnieniem i z wahaniem uścisnęła wyciągniętą dłoń.
      - Świetnie. To może chcesz zwiedzić resztę stajni? Nie widziałaś wszystkich koni. - Kiwnęła głową na znak zgody i poszła za chłopakiem.
          Nate znał imiona wszystkich zwierząt znajdujących się w stajni. Były tu dwa ogiery hanowerskie i jeden wałach, trzy arabskie klacze i jeden holsztyn. Reszta koni była krzyżówką różnych ras. Jednym z takich koni był Lord. Był coś pomiędzy hanowerem i angloarabem. Nathaniel opowiedział jej również kilka historii koni, których uratowano z rzeźni lub z targu, gdzie bito biedne zwierzęta. Stali właśnie przy boksie dereszowatej klaczy, która z uwielbieniem lizała ręce Nate'a.
      - Caro wygląda teraz pięknie, ale wcześniej była utuczona, gdyż właściciel chciał ją sprzedać jak najlepiej. Miała problemy z sercem, ale na szczęście Blackbourn ma dużo kasy i opłacił jej operację, a potem wzięliśmy się za jej dietę.  Nasza mała pieszczoszka - mruknął i pogłaskał konia po ciemnej grzywie. Mała? pomyślała rozbawiona Pearl. Caro wcale nie była taka mała. Klacz miała zapewne jakieś sto osiemdziesiąt centymetrów w kłębie i była dość potężna. Widać było, że to koń typowo zimnokrwisty,
         Zwiedzanie stajni i poznawanie koni zajęło im godzinę. Przy każdym stali kilka minut i rozmawiali. Jabłek i marchewek nie wystarczyło dla każdego, więc obiecała sobie, że innym razem przyniesie dla tych, które nie jadły.
         - Dziękuję za to, że mi pokazałeś konie - powiedziała i uśmiechnęła się do niego. Po tym czasie spędzonym razem z nim musiała zmienić o nim zdanie. Nate okazał się bardzo fajny i widać, że kochał zwierzęta równie mocno jak ona.
      - Ależ proszę bardzo. Cała przyjemność po mojej stronie - odparł z czarującym uśmiechem.
       - Może... hm, masz ochotę przyjść do zamku? Zostałam sama, bo Bobbie wyjechał, a Jeremy... - urwała, gdy zdała sobie sprawę, że powiedziała znacznie więcej niż chciała. - Wpadnij do mnie czasem. Możesz przyjść dziś na obiad - powiedziała, choć nie była przekonana, czy dobrze zrobiła.
         - Och, na pewno przyjdę! Czuję się zaszczycony.
        - Dobrze, to zapraszam na piętnastą - powiedziała i pożegnała się z Nathanielem. Kiedy wychodziła ze stajni, czuła na sobie jego wzrok.

____

Czyli coś tam się dzieję:)

10 komentarzy:

  1. Przepraszam za narobienie zaległości ;) Przeczytałam również poprzedni rozdział i muszę przyznać, że robi się coraz goręcej w głowach Pearl i Jeremiego. Gdyby mogli się spotkać twarzą w twarz, uczucie prędzej by wybuchło, chyba w oka mgnieniu. Już czuć między nimi chemię, podejrzewam, że za jakiś czas będą w sobie zakochani. Niestety jest jeszcze Nate. Czyżbyś szykowała jakiś trójkącik miłosny, jakieś zawirowania? Przyznam, iż byłoby to ciekawe, ciekawe. Jeremy czasem mówi za dużo, a pewnie wkrótce dorwie go zazdrość o dziewczynę. Pięknie opisujesz emocje obojga, są takie prawdziwe i niekłamane. Oni naprawdę pasowaliby do siebie idealnie.
    Co do Pearl, to ciągle mnie zadziwia oraz raduje jej szaleńcza miłość do zwierząt! Sama chciałabym na co dzień mieć możliwość do opieki nad końmi, to takie cudowne zwierzęta.
    Nie mogę się doczekać chwili spotkania i tego, jak opiszesz reakcję Pearl na widok Blackbourna. Ech, uwielbiam to opowiadanie, tę nutę romansu w nim zawartą oraz ten zamek, w którym tkwi prawdziwa magia :) Nie mogę doczekać się ciągu dalszego. Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A szablon jest śliczny i idealnie odzwierciedla to opowiadanie ;3

      Usuń
    2. Ale nie przejmuj się. Nie mam o to do Ciebie pretensji. Masz przecież szkołę, swoje blogi i innych czytelników;) Ciesze się, że jednak czytasz:) Podziwiam Cię, że w ogóle masz ochotę i czas:*

      Myślę, że tak, ale za nim do tego dojdzie oboje muszą się porządnie zastanowić nad sobą i pomyśleć, czego w życiu oczekują. Zwłaszcza Jeremy, który ma spore problemy, bo przecież uważa się za kogoś brzydkie, odstręczającego.
      Planuję, ale na razie nie jestem na takim etapie, choć na pewno będą małe zawirowania. Postaram się.
      Dziękuję. Bardzo się staram by wyszły mi one jak najlepiej. Chce, żeby wszystko było prawdziwe, a nie naciągane.

      Tez jej zazdroszczę. Bardzo, ale to bardzo chciałabym móc spędzać czas z końmi, ale niestety, nie mam takiej możliwość. Obiecałam sobie jednak, że gdy tylko znajdę pracę pojadą do stadniny i wezmę kilka lekcji. Tak, konie są wspaniałe i kochane.

      Wiesz? Ja też się nie mogę doczekać;) To na pewno będzie przede wszystkim wzruszający moment, przynajmniej taką mam nadzieję.

      Hahaha, dziękuję. Dlatego wybrałam Szkocję, bo ten kraj jest magiczny i wszystkie jego zamki właśnie takie są.

      Dziękuję, ale komplementy należą się hindsight, ona go dla mnie wykonała;)

      Usuń
    3. Ja bym naprawdę chciała czytać o wiele więcej opowiadań, ale cóż, jest jak jest. Nie decyduję o szybkości upływania czasu ani o tym, ile go mam w zanadrzu. Mimo wszystko do Ciebie zawsze zajrzę, serio ;* Chciałabym, aby Jeremy wreszcie wyszedł z ukrycia, bo Pearl na pewno by go pokochała takim, jakim jest. I żyliby sobie długo i szczęśliwie. A twarz zapełniona bliznami? Mnie to nawet podnieca (co brzmi okrutnie, biorąc pod uwagę cierpienie drugiej osoby). O, ja też uwielbiam konie! Często robię przelewy na jakieś akcje z nimi związane, głównie chodzi o to, aby uratować jakiegoś zwierzaka przed rzeźnią. To smutne, ale jest naprawdę wiele chętnych ludzi, skorych do pomocy.

      Usuń
  2. Jeju, no! Niech on zejdzie do niej, pogada, przecież ona go nie zje, ale na jej miejscu bym to zrobiła już dawno. <3
    Chociaż te rozmowy...mogłaby tak naprowadzić go na ten drażliwy temat, może by się w końcu przekonał. W stylu, że widziała już tyle ludzi z bliznami i tam jego się nie wystraszy - taka bajera. <3 może by uwierzył, mwahahaha.
    Plus Nate, może jakaś scena zazdrości...;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zejdzie, nie bój się. Zjeść go nie zje, ale on się boi odrzucenia, co sprawia, iż siedzi w pokojach i zgrzyta zębami z gryzoty.
      Wszystko w swoim czasie;)
      Och, Nate na pewno namiesza;)

      Usuń
  3. Hm, zaczyna się robić ciekawie. Może, gdy Jeremy zauważy, że Pearl coś kręci z Natem, to ruszy dupsko z pokoju?
    Ale miły prezencik zrobił dziewczynie, chociaż tak mogą sobie pogadać. Jeszcze tylko instalacja Skype i mogą normalnie gadać, heh. Normalnie...
    Jeremy naprawdę zaczyna działać mi na nerwy tym swoim zachowaniem : (

    Pozdrawiam,
    zapraszam na drugie opowiadanie
    navnlos-barn.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to już zależy tylko od Jeremiego;)
      Oj tak, miły, ale z tym Skajpajem to na pewno nic nie wypali. Niestety.
      A komu nie działa? Ale właśnie o to mi chodzi, b bohater wywoływał emocje;)

      Usuń
  4. Och, marzyłaby mi się odrobina zazdrości ze strony Jeremy'ego. Ich internetowa rozmowa była całkiem sympatyczna, ale póki Jeremy nie ruszy tyłka i nie przyjdzie do Pearl osobiście, guzik z tego będzie. Mam nadzieję, że Nate go zdopinguje do jakiegoś działania, bo teraz tylko ogląda ją przez kamerę i wzdycha! Och, Jeremy, przecież wiesz, co tracisz!;)

    A tak w ogóle to dobrze, że spotkała się z Natem, bo po wyjeździe Bobbiego musi się czuć w tym wielkim domu bardzo samotna. I znowu - Jeremy, może byś ją pocieszył? xD no, ale mam nadzieję, że jakoś sobie sama poradzi. A Jeremy pewnie w końcu zbierze się na odrobinę odwagi - albo pomoże im przypadek, za co trzymam kciuki:)

    Całuję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marzenia się spełniają;)
      Trzeba coś z tym zrobić i ktoś musi uczynić pierwszy krok, ale kto, tego nawet ja nie wiem. Nie mniej jednak na pewno kiedyś to nastąpi.
      Wie, doskonale zdaje sobie z tego sprawę, ale trzyma go strach i przeświadczenie, że starci ją, gdy tylko spojrzy na niego.

      Nate jest dobrym chłopakiem i nie raz nie dwa jej pomoże, albo po prostu dotrzyma jej towarzystwa, które teraz najbardziej jest potrzebne.

      :*

      Usuń

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Breatherain, Terriblecrash, KrypteriaHG oraz Rose Perdu. Lily James oraz Beneath You Beautiful.