20.1.13

14. Lekcja jazdy konnej

Z dedykacją dla Failly. Za wszystko. Za jej głębokie refleksje, za to, że Rozalia jest taka prawdziwa, za to, że "siedzisz w mojej głowie" i wypisujesz wszystkie myśli. I za Kubę, najfajniejszego chłopaka pod słońcem. I jeszcze dziękuję za Twoje komentarze, a także przepraszam za moją nieobecność u Ciebie.




          Pearl wstała niewyspana i zła. Słowa Jeremy'ego wciąż jej dudniły w umyśle. Miała ochotę pójść do niego, energicznie nim potrząsnąć i wykrzyczeć wszystkie słowa, których nie wypowiedziała z powodu braku odwagi. Ostatnia rozmowa chyba na zawsze pozostanie jej w pamięci. Nie tylko dlatego, że to był jej pierwszy raz, gdy się na niego zdenerwowała, ale dlatego, że oboje zaczęli rozmawiać na ten temat. A to było już coś. Jednak zdawała sobie sprawę, że czeka ją długa droga do tego, aby jej zaufał. Ale wiedziała, że chyba już nigdy nie ujrzy jego twarzy. Czuła się tak, jakby rozmawiała z duchem, który nie chce się przed nią zmaterializować. Musiała jednak porzucić ten temat, to walka z wiatrakami i demonami, które osaczyły właściciela Crathes. Powinna być bardziej wyrozumiała, zwłaszcza, że Jeremy nie może mieć pewności co do jej intencji. Nie zna jej przecież na tyle długo, by móc się ujawnić. Mogła przecież przesadzić i zbyt duży nacisk sprawił, że Jeremy po prostu znów zaczął być zamknięty w sobie i bronić się rękami i nogami przed drugim człowiekiem. Nie mogła wywierać na niego presji, przecież on ma uczucia, które, jak zauważyła, łatwo można było zranić. Powinna trochę poczekać, ale ileż można?
         Wszędzie panował spokój. Kiedy przechodziła przed portretem Jeremy'ego przystanęła i przyjrzała mu się uważnie. Stał w otoczeniu brązu i zieleni. Jego kobaltowe oczy nie wyrażały żadnych uczuć. Czy taki był osiem lat temu, czy może malarz nie potrafił uchwycić błysku? Uwierzyła w to drugie. Patrzyła prosto w oczy martwej postaci na płótnie. Czy byłaby tak odważna, gdyby przyszło jej stanąć twarzą w twarz z prawdziwym Jeremym? Jak wtedy by się zachowała? A co, jeśli zawiodłaby go? Albo zareagowała nie tak, jak trzeba? Mogłaby go zranić i nawet nie wiedziałaby czym. Pomyślała jednak, że trochę wstrząsu przydałoby się Blackbournowi.
         Nie mogła wiecznie stać przed obrazem, więc ostatni raz spojrzała w piękne oczy chłopca i powoli skierowała się ku schodom. Jej kroki tłumił ręcznie robiony dywan, ciągnący się przez cały długi korytarz. Kiedy dotarła do schodów i zatrzymała się przez chwilę, spojrzała w stronę skąd przyszła. Na końcu tej części zamku znajdowały się schody, które prowadziły do pokojów Jeremy'ego. Wystarczyłoby parę kroków, by znaleźć się na tamtym piętrze i odszukać człowieka, który jest więźniem własnego zamku.
         Z westchnieniem opuściła piętro i skierowała się do kuchni. Chyba za bardzo się przejmowała. Nie powinna tego robić, bo w końcu ona i Jeremy są dla siebie zupełnie obcymi ludźmi.
         Szybkim krokiem weszła do kuchni i w pół kroku zamarła. Na blacie stał wazon z największym bukietem kwiatów jaki widziała do tej pory. Różnokolorowa wiązanka wypełnia swoim słodkim zapachem całe pomieszczenie. Oczarowana i zaskoczona podeszła do wazonu i delikatnie muskała kolejne płatki różnych kwiatów. W końcu jej wzrok padł na kartkę. Przeczytała ją i uśmiechnęła się pod nosem, choć serce zaczęło dudnić jej w piersi. Był tutaj, uświadomiła to sobie z nagłą ostrością i już nie potrafiła przerwać obrazów, które napływały kolejnymi falami.
         Jeremy w ogrodzie z naręczem kwiatów. Jeremy wchodzący do kuchni, szukający dzbana na bukiet. I w końcu Jeremy piszący przeprosiny... Westchnęła. Gdyby zeszła parę minut wcześniej zapewne napotkałaby go gdzieś na schodach.
         Postanowiła mu podziękować, ale zrobi to, gdy przyniesie mu śniadanie

         Śniadanie dla pana zamku nie wymagało specjalnych przygotowań. Ot, zwykłe kanapki, czy płatki z mlekiem. Dziś przygotowała mu jajecznicę z grzybami, do tego kawę oraz dwa rogale francuskie. 
         Wszystko położyła na tacy i poszła do pokoju. Łokciem otwarła drzwi i tyłem weszła do pokoju. Skupiła się na tym, co niosła, więc, gdy tylko usłyszała znajomy głos w głośnikach niemal upuściła wszystko na podłogę.
         - Pearl! Dzień dobry, Pearl. Jak się masz? - zapytał niepewnie Jeremy. Wiedziała, że nie wiedział, czy mu wybaczyła, czy może nadal się na niego gniewa. Cóż, sprawa była trudna, a jego wczorajsze słowa ją uraziły, ale w końcu musi wykazać się cierpliwością. No i przecież pracowała dla niego, więc oboje powinni podtrzymywać ich relacje na przyjaznej stopie, żeby potem nie dochodziła do sytuacji jak ta z wczoraj.
         - Dziękuję, dobrze - odpowiedziała i skrzywiła się lekko, gdy w jej głosie zabrzmiała uraza. Ale dlaczego miała ułatwiać mu zadanie? Obraził ją, nawet jeśli zrobił to nieświadomie to jednak sprawił, że poczuła się jak natrętna idiotka.
             - Zostało mi wybaczone, czy jeden bukiet nie wystarczy? - zapytał głosem pełnym napięcie i wyczekiwania.
               Co miała zrobić?
          - Myślę, że jeden bukiet wystarczy - powiedziała powoli i odstawiła tace na półkę. Nacisnęła guzik i posłała śniadanie na górę. Z tyłu usłyszała z głośników westchnienie pełne ulgi. Naprawdę mu zależało, czy miała tylko takie omamy słuchowe?
        - Naprawdę nie chciałem cię urazić, Pearl. Uwierz mi, że moje słowa były nieprzemyślane i nie nie było ich celem obrażenie cię... I... Nie gniewaj się już - dodał jeszcze i usłyszała ciche, bezradne westchnięcie. Nie, po prostu nie mogła ciągle się gniewać. Była po prostu bezradna wobec jego słów, głosu i właśnie tego cichego westchnienia, które rozległo się w głośnikach i wypełniło pokój.
      - Dobrze, Jeremy. Nie gniewam się już - powiedziała i uśmiechnęła się do kamery, jednocześnie czując się głupio, że rozmawiają w ten sposób. On ją widzi, a ona jego nie...
          - Dziękuję, Pearl - odparł. 
         W pokoju zapadła na chwilę niezręczna cisza. Pearl panicznie szukała w głowie jakiegoś tematu do rozmowy, ale każda z myśli pierzchła w inną stronę. Z kłopotu wybawił ją Jeremy.
          - Podobają ci się kwiaty? - wykrztusił nareszcie.
          - Kwiaty? No jasne! Są piękne, dziękuję. To największy bukiet jaki dostałam w życiu. 
          - To dobrze. Bałem się, że nie będzie odpowiedni. Wczoraj napisałem coś, czego nawet nie myślałem. Nie chciałem - dodał jeszcze i znów zamilkł. Pearl westchnęła jedynie.
          - Lepiej będzie, jeśli już zapomnimy o tej sprawie i postaramy się nie prowokować takich słów, dobrze? - Takie wyjście z tej sytuacji wydało jej się najodpowiedniejsze, choć może niezbyt satysfakcjonujące, przynajmniej dla niej. Jeremy na pewnie będzie zadowolony z tego, że machnęła na to ręką. Ona wolała lepiej to przedyskutować i postarać się przekonać go do siebie, a także do jej punktu widzenia, ale jak wcześniej stwierdziła: potrzeba na to wszystko czasu.
          - Myślę, że masz rację. Obiecuję, że będę myślał nad każdym słowem.
          Pearl nie była przekonana do jego słów. W końcu mogła znów coś zrobić lub powiedzieć, co wyprowadziłoby go z równowagi. Jednak przemilczała swoje wątpliwości i z uśmiechem na ustach kiwnęła głową. Pożegnała się, przy okazji życzą Jeremy'emu smacznego i wyszła. 

          Śniadania zjadła w ekspresowym tempie i wyszła. Dziś miała rozpocząć pierwszą z kilkunastu lekcji jazdy konnej. Cieszyła się, że Nate będzie jej nauczycielem, choć w głębi ducha wolałaby, by jego miejsce zajął ktoś inny. Skarciła się jednak w myślach. Nie powinna porównywać tych dwóch facetów. Obaj różnili się od siebie, obaj żyli zupełnie inaczej. Lubiła Nate'a, ale był typem chłopaka, który doskonale zdawał sobie sprawę, że podoba się dziewczynom. Mogła z nim spędzać czas, rozmawiać i jeździć konno, ale to wszystko na co mogła pozwolić w ich znajomości. Zdawała sobie sprawę, że jej nowy znajomy zapewne będzie dążył do zacieśnienia więzi. A ona tego nie chciała. Na razie jednak nie będzie się tym martwiła. Odłoży to na później.
          Stajnia mieściła się z tyłu zamku, a szło się do niej długą alejką, obsadzoną drzewami i otoczoną polami, na której pasło się bydło. Szkockie krowy majaczyły w oddali, a ich rude futro połyskiwały w słońcu. Wielkie rogate stworzenia stały w grupkach lub leżały na trawie, żując trawę powoli. Słońce świeciło wysoko, pieszcząc promieniami ziemię. Lekki wiaterek poruszał się wśród drzew i traw. Panowała przyjemna, wiejska atmosfera. Dzisiejszy poranek był pogodny, co oczywiście miało wpływ na jej humor, który z każdą minutą stawał się coraz lepszy.
          W końcu weszła na podwórko i odruchowo spojrzała w kierunku miejsca, gdzie Gandalf miał wypadek. Zadrżała pod wpływem tych nieprzyjemnych wspomnień, ale jednocześnie poczuła przypływ dumy. Ocaliła go i koń miał szansę na wyzdrowienie. Wiedziała, że Jeremy mu pomoże, bo właśnie to robił dla zwierząt. Pomagał im, miał na to środki i miejsce. Crathes było nie tylko wspaniałą budowlą, ale także ostoją dla wszelkiego stworzenia. To był niewielki raj i każdy człowiek, a także zwierzę mogło odnaleźć tu spokój i odzyskać harmonię. Wierzyła, że i Gandalf dzięki temu magicznemu zakątkowi uspokoi się i pozwoli się oswoić.
          Pomieszczenie, gdzie znajdowały się konie było duże i długie. Budynek wybudowano zapewne wiele lat temu, ale czerwona cegła jedynie dodawała uroku stajni, a także otoczeniu. Drewniane drzwi skrzypnęły głośno. Odwróciła się w tamtą stronę i dostrzegła Nathaniela, który prowadził osiodłanego już Lorda. Kary ogier szedł spokojnie obok chłopaka, ale zobaczywszy ją uniósł wysoko łeb i zastrzygł uszami. Oczywiście miała dla niego przekąskę.
          - Cześć, piękna. Gotowa na pierwszą lekcję? - Nate uśmiechnął się do niej uroczo i podał jej lejce, przy okazji całując ją w policzek. Dziewczyna przyjęła wodze i przełożyła je przez głowę Lorda.
          - Nie mogę się już doczekać, mistrzu! - Uśmiechnęła się do niego i odwróciła się do konia, by dać mu jabłko, które uwielbiał. Pochłonął je w sekundę i oczywiście domagał się więcej. Nie miała już żadnego przysmaku, ale solennie mu obiecała, że następnym razem przyniesie więcej. 

          Nate obserwował Pearl, gdy ta gruchała do konia wesoło i musiał sam przed sobą przyznać, że dziewczyna była warta zachodu. Wiedział, że uważała go za damskiego łamacza serc i trochę racji miała, ale nie był żadnym Casanovą. Po prostu raz, czy dwa razy zdarzyło mu się porzucić dziewczynę, która była w nim zakochana. Teraz jednak spotkał taką, która, owszem, lubiła go, ale nie chciała niczego więcej. Dała mu do zrozumienia, że nie jest nim zainteresowania, co oczywiście podziałało na niego jak afrodyzjak. Stała się dla niego czymś więcej niż zwykłą dziewczyną. 
          - Poczekaj! Zapomniałem przynieść ci toczek. On jest najważniejszy! - Pobiegł szybko do stajni i po dwóch minutach przybiegł w dłoni dzierżąc kask. Ubrała go i po chwili już siedziała na grzbiecie konia. - No to w drogę! - Machnął ręką w kierunku wąskiej ścieżki, okalonej ze wszystkich stron żywopłotem. Nathaniel złapał wodzę i poprowadził ją w tamtą stronę.
          Nie zauważyła jej wcześniej. Nic zresztą dziwnego, w końcu mała dróżka obrośnięta była trawą i wysokim żywopłotem. Ukryta pod zielonym listowiem nie rzucała się w oczy. Nate szedł pewnie i szybko, natomiast ona przemierzała drogę wierzchem i dzięki temu miała zdecydowanie lepszy widok na okolice. Nie ma nic piękniejszego niż świat widziany z końskiego grzbietu. Wszystko wydawało się inne, mniejsze i piękniejsze. Uniosła oczy w górę i dostrzegła bezchmurne niebo w kolorze idnygo. Oczy Jeremy'ego, pomyślała Pearl.  Jednak szybko wróciła do rzeczywistości, gdy roślinność ustąpiła miejsca niskiej trawie i kilku drzewom posadzonym wokół placu.
          Nate szybko wyjaśnił jej, że to tutaj skrzywdzone konie wylegują się w słońcu, tarzają w piachu i starają się wrócić do normalnego życia. Padok podzielony był białymi żerdziami na kilka mniejszych kwadratów, w których przebywało kilka koni. Gdzieś z tyłu dostrzegła również trzy sarny oraz małego oseska, brykającego po zagrodzie.
          - Są śliczne! - powiedziała zachwycona, gdy małe stadko zastrzygło wielkimi uszami i spojrzało na gości. Wielkie oczy obserwowały je w skupieniu i Pearl pojęła skąd wzięło się powiedzenie " sarnie oczy".
          - Te sarny są nowe. Są u nas od kilku dni. Niedawno zostały znalezione u jakiegoś gospodarza, który źle je traktował. Podobno złapał je w lesie i zabrał do domu. Biedne nie miały co jeść i jedna z nich ma uszkodzone kopytko, ale dojdzie do siebie. - Pearl ostatni raz spojrzała w kierunku małego stadka i stwierdziła, że Jeremy był człowiekiem na właściwym miejscu. Dzięki niemu dzikie zwierzęta miały szanse na powrót do lasu.
          Nathaniel poprowadził konia do pustej zagrody. 
          - No dobrze, piękna, widzę, że ładnie wsiadasz na konia i trzymasz się dobrze w siodle, więc od razu przejdziemy do jazdy - zaordynował głosem prawdziwego instruktora.
          - Mówisz jak jakiś nauczyciel - powiedziała zaczepnie i uśmiechnęła się do niego ironicznie.
     - Gdyby to była szkoła, to kazałbym ci się ubrać w szkolny mundurek i te seksowne zakolanówki, czy jak to się nazywa... - mruknął lekko rozbawiony. Pearl dostrzegła jego taksujące spojrzenie, które w końcu zatrzymało się na jej nogach. 
          - Czy już? - zapytała nieco zirytowana i spojrzała na niego niechętnie, ale w duchu nawrzucała sobie trochę, gdyż to ona sprowokowała go do tych słów. Jednak wszelka złość na niego uleciała, gdy zobaczyła jego spojrzenie, dokładnie takie samo, jakie widziała u saren. Nie mogła się na niego gniewać, no po prostu nie mogła.
          - No dobrze, mała, aby poruszyć konia z miejsca, co jest banalne, wystarczy delikatnie musnąć go piętami po boku. Lord jest bardzo inteligentnym koniem, więc szybko zrozumie o co ci chodzi, więc nie musisz byt mocno go dotykać, aby ruszył się z miejsca. Spróbuj - zachęcił ją i delikatnie dotknęła boki ogiera na co ten postąpił krok do przodu, potem kolejny, aż w końcu zaczął powoli przechadzać się po padoku. Dumna spojrzała w kierunku Nate'a i pochwyciła jego spojrzenie. - Brawo mała! Mówiłem, że to banalne. Każdy początkujący to potrafi. Skręcanie konia jest równie banalne. Po prostu, gdy chcesz skręcić w lewo to po prostu delikatnie pociągnij wodzę i naciśnij prawą łydką bok konia. Prawa wodza niech pozostaje w ciągłym kontakcie z szyją konia... 
          
          Jazda konna okazała się bardzo przyjemna i zbyt szybko jej zleciała. Pokochała Lorda i widziała w nim doskonałego wierzchowca dla siebie. Nate natomiast był bardzo cierpliwym i mądrym instruktorem. Choć ciągle do niej mówił, ona widziała w głowie dany manewr. Na padoku spędzili całą godzinę i gdy zeskoczyła z grzbietu karego już nie mogła się doczekać kolejnej jazdy, na którą umówili się w sobotę o szesnastej, gdyż dopiero wtedy Nathaniel będzie miał czas. Kiedy zapytała go, dlaczego dopiero wtedy będą mogli potrenować, Nate odpowiedział:
          - Studiuję. - Uśmiechnął się do Pearl, gdy dostrzegł na jej twarzy zdumienie.
          - Naprawdę? A co? - zapytała, nie ukrywając przy tym ciekawości, jaką w niej obudził.
          - Weterynarię - mruknął, zadowolony z ożywienia Pearl i złapał ją za dłoń, gdy dziewczyna podawała mu wodze, splótł swoje palce z jej i oboje ruszyli do środka, aby rozsiodłać i wyczyścić Lorda.
          Przechodząc obok boksu Ironii, Pearl przystanęła przy klaczy i przywitała się z nią, a potem razem z Nate'am rozsiodłała Lorda i pomogła mu go wyczyścić. Sierść konia lekko lśniła od potu, ale szybko uporali się z tym i już po paru minutach ogier stał czysty i suchy. Dostał również drugie śniadanie.
         - Czas na mnie - powiedziała Pearl, gdy usiedli na słomianych kostkach tuż obok drzwi prowadzących do stodoły. Pogryzali jabłka, które Nathaniel skądś wyczarował. 
          - Zostań jeszcze chwilę. Chyba możesz mieć odrobinę wolnego czasu? - Nate nie ukrywał, że jest rozczarowany.
          - Oczywiście, że mogę, ale pracuję dla Jeremy'ego i muszę wywiązywać się z powierzonych mi obowiązków, ale postaram się zajrzeć do ciebie po obiedzie. - Poklepała go po kolanie i wstała. - Poza tym, zbliża się pora obiadu. Muszę coś dla niego przygotować.
          - No dobrze, ale trzymam cię za słowo. Widzę cię w stajni o piętnastej i ani minut później, jasne, mała? - Pearl kiwnęła głową i pożegnała się z chłopakiem. Jednak nie uszła zbyt daleko, gdy mocna dłoń zacisnęła się na jej nadgarstku, a po chwili wylądowała w ramionach chłopaka. Nate uśmiechnął się do niej łobuzersko i pocałował ją delikatnie. Oddała pocałunek, starając się zaangażować w to, co robiła, ale podświadomie czuła, że jej nie wychodzi. Łatwo odzyskała rozum i odsunęła się delikatnie od Nathaniela, kręcąc przy tym głową. 
          - To taki mały buziak na pożegnanie - mruknął cicho, zamszowym głosem i przysnął się do niej, lecz postąpiła krok do tyłu. - No, okej, rozumiem... - dodał tylko i jakby w ogóle nie zrażony zachowaniem dziewczyny, uśmiechnął się do niej, a potem odszedł w kierunku stajni pogwizdują coś wesoło.
          Pearl natomiast szła w ciszy. W głowie miała totalny mętlik i nie wiedziała, co robić. Nie chciała pogłębiać znajomości z Nathanielem. Oczywiście, chciała mieć towarzysza, bo w zamku czułaby się samotna, ale na pewno nie widziała nowego znajomego w roli jej chłopaka. Nie pasował jej i wiedziała też, że ich związek byłby raczej płytki, a także bardzo krótki. Wszystko jednak z niej wyparowało, gdy weszła do zamku kuchennymi drzwiami. To miejsce sprawiło, że poczuła się spokojna i pewna siebie. 
          Poszła się odświeżyć i przebrać przed obiadem.

___

Here I am. No cóż... Nie wiem, co powiedzieć. Może po prostu tylko tyle, że jestem cholernie zmęczona i mam ochotę pieprznąć się w pierzyny i spać do końca życia, czasami tylko budzić się, żeby coś zjeść i poczytać. Tylko tyle. Dobranoc, kochani.

Edit: Jak widać na blogu pojawił się nowy szablon. Jestem nim wprost zachwycona i często wchodzę na Zamkową, żeby się nim po prostu nacieszyć;) Głupia jestem, ale jestem wzrokowcem i lubię nacieszyć oko pięknymi rzeczami. Autorką tego cudeńka jest Shy, której jeszcze raz bardzo dziękuję i oczywiście jeszcze skorzystam z Twoich umiejętności, jeśli znajdziesz tylko chęć i czas<3


8 komentarzy:

  1. Bardzo się cieszę, że dodałaś nowy rozdział <3 Przeczytam go w najbliższym czasie ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano, bolało jak pisałam, ale jest dobrze. Nie spieszy się;)

      Usuń
    2. Ach, rozdział był śliczny! Nie zdziwiłam się, że Pearl miała niezbyt optymistyczne myśli na początku, ale po przeprosinach Jeremiego i tych kwiatach nadzieja chyba odżyła na nowo, prawda? Mimo to czuć było tego lekkiego foszka, kiedy zanosiła do Blackbourna śniadanie ;D To było takie urocze. I wreszcie opisałaś pierwszą lekcję zajęć konnych Pearl. Nate pozytywnie zaskoczył mnie tymi studiami, jakoś tak brałam go zwykle za chłopka roztropka, a tu proszę. Cieszę się, że przybliżyłaś jego postać, mimo że dość widocznie narzuca się dziewczynie. Bardzo ładnie ukazujesz (może nawet nieświadomie) różnice między relacjami Pearl z Jeremim i relacją Pearl - Nate. Nate jest pewny siebie, sympatyczny i grzeczny, ale nie oszukujmy się. Ona chce tylko jednego :) I bardzo, ale to bardzo nie mogę się doczekać ich pierwszego spotkania, na które pewnie każesz nam długo poczekać jeszcze. Podczas czytania już wyobrażałam sobie Pearl pędzącą na koniu w świetle zachodzącego słońca. Ach, cudownie. Pozdrawiam serdecznie i czekam na ciąg dalszy ;*

      Usuń
  2. Witam Serdecznie Autorkę Tego Opowiadania! (Duże litery są efektem zamierzonym, wszelkie podobieństwo do pisma Pokemonów jest przypadkowe.)
    Dobrze pomijając ten... oryginalny początek. Chciałabym powiedzieć, że kocham takie historie, jak ta. Lekka, przyjemna i nie wymagająca myślenia, jednym słowem - odprężająca. Po tych wszystkich blogach gdzie bohaterowie walczą o losy świata, w międzygalaktycznych bitwach, bo była, to bardzo miła odmiana. Zresztą zawsze miałam dziwny pociąg do romansów.
    Czytając Twoje opowiadanie, przypomniała mi się książka "Czarny Anioł". Jest strasznie zbliżona, pod względem fabuły - głównie chodzi tu o oszpeconego mężczyznę i piękną kobietę, która zamieszkuje jego domostwo z przyczyn takich, a nie innych - ten fakt, jednak spotęgował przyjemność jaka płynęła z czytania.
    Odnoście całości utworu. Cóż... prawdę mówiąc wydaje się dość prosty. Schematyczny. Mężczyzna - pokrzywdzony przez los, kobieta - piękna i dobra. Spotykają się. Co z Tego wynika? Miłość. Zawsze tak było, jest i będzie. Nie oszukujmy się. Ale nie tylko to się liczy. Ważne jest, to jakie będą wykreowane postacie, wątki poboczne, tło wszystkich wydarzeń. U Ciebie, to wszystko jest - według mnie - cudowne. Zaczynając od naprawdę urzekającego miejsca akcji, którym jest rezydencja(zamek?), który opisałaś w magiczny sposób. Wydaje się taki przytulny, ale majestatyczny zarazem. Poza tym mam słabość do staromodnych wystrojów, długich ciemnych korytarzy i łóżek z baldachimem (szkoda tylko, że Pearl takiego nie dostała, ale fakt, że o nim wspomniałaś jest budujący XD ). Odnoście postaci, to Pearl wydaje się być naprawdę idealna, trochę za bardzo idealna. Jest piękna, inteligentna, kocha zwierzęta, jest wyrozumiała, troskliwa, przebojowa, nieśmiała... Trochę za dużo tych cech pozytywnych. Dodaj jej parę wad, albo przynajmniej spraw aby nie sprawiała wrażenia "Panny Idealnej". Ludzie nie lubią za idealnych postaci. Staja się wtedy zbyt nudne, zaczynają irytować. Póki co lubię ją i staram się jakoś przymknąć na to oko. Ale z czasem stanie się, to zbyt męczące. Rozumiem jeszcze, że na początku każdy chce wywrzeć jak najlepsze wrażenie na innych, ale nie popadajmy w skrajności. Drugą główną postacią jest Jeremy. On jest... uroczy no. Kurde, jak na dwudziestosześcioletniego faceta jest naprawdę słodki i uroczy. Chociaż, jego strach jest momentami zbyt z hiperbolizowany. Rozumiem, że może się bać tego jak ludzie zareagują, szczególnie, że w przeszłości był super przystojny i dziewczyny za nim szalały, jednak przyjaciele są przy nim i Pearl daje mu do zrozumienia, ze nie ma czego bać, że jest po jego stronie. Mam szczerą nadzieję, że w najbliższym czasie przełamie lody i nareszcie dojdzie do ich spotkania. Chciałabym jeszcze poruszyć jedną kwestię, jak już jestem przy Jeremym. Nie spodobała mi się tylko jedna rzecz. Jeremy stoi sobie w ogrodzie, opiera się o pień drzewa i nagle sobie myśli: Kocham Pearl! Nie jest to trochę zbyt... naiwne i niemożliwe. Ludzie nie budzą się rano i nie uświadamiają sobie "O kurcze! Przecież ja ją kocham!". To jednak troszkę trwa i przede wszystkim trzeba się bliżej poznać. A on mimo iż wie, że Pearl jest piękna i taka cudowna, to nie zna jej. To najbardziej wydawało mi się absurdalne w tym wszystkim, szczególnie jak mówimy o takiej prawdziwej... poważnej miłości. A nie zauroczeniu. Na koniec, parę słów o Nacie. Na początku wkurzał mnie. Nie lubię takich cwaniaczków, podrywaczy. Ale potem, z czasem przekonałam się do niego. Aczkolwiek jestem prawie pewna, że sporo namiesza w życiu naszych bohaterów. Na koniec, koniec, ten ostateczny, dodam, że pokochałam Twoją playlistę!
    Pozdrawiam.

    [polowanie-czas-zaczac.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, strasznie Ci dziękuję za ten długi i jakże budujący komentarz! Nawet nie wiesz, jak miło mi się go czytało. Oby więcej takich komentarzy.
      Ja też przepadam za takimi historiami i też czytałam Czarnego Anioła. Brakowałoby mi właśnie takiego opowiadania, bo zawsze wszędzie postacie są idealne, każda z nich. Ja tutaj postawiłam na mężczyznę z bliznami na twarzy. Oczywiście trochę zaczerpnęłam z Sandemo, niemniej jednak starałam się aby ta historia była bardziej moja.
      Owszem, miłość będzie, a ja kocham szczęśliwe zakończenia, więc tutaj nie będzie inaczej, ale ważne jest, co będzie poprzedzało ten happy end. Bardzo starałam się oddać urok i całą otoczkę zamku ( bo to jest zamek w Szkocji ), choć nigdy tam nie byłam, wiec będzie mi ciężko, ale widać go na zdjęcie w nagłówku.
      Ja również uwielbiam taki wystój wnętrz i kocham wszystko, co związane jest z epoka wiktoriańska i nie tylko. A Pearl nie ma takiego łóżka, bo po prostu nie chciałam, aby sypialnie w zamku powtarzały się. Uznałam, że trochę inności przyda się tylko po to, by taki wystrój nie znudził się.
      Co do postaci, to po głębszym przemyśleniu masz rację. Pearl jest słodka i idealna. Popracuję nad tym, by dodać też jej wad, bo nie ma ludzi idealnych. Choć muszę Ci powiedzieć, że według Jeremy'ego jest wcieleniem wszelkich cnót.
      Każdy z moich czytelników lubi Jeremy'ego, bo właśnie taki jest. Nie jest typowym, aroganckim samcem, choć wcześniej tak właśnie się zachowywał. Może rzeczywiście trochę przesadziłam z tym strachem, ale z drugiej strony jego paniczny lęk wiąże się też z tym, że niewielu ludzi widziało go po wypadku, prócz kilku lekarzy, rodziny, dziewczyny i przyjaciela, a także pana Forsytha, ogrodnika zamku Crathes.
      Ale on wcale się w niej nie zakochał. Jeremy tylko tak myśli, bo po prostu pierwszy miał styczność z taką osobą, jak Pearl i wrażenie jakie na nim zrobiła wywołało u niego efekt zauroczenia. Na taką prawdziwą, głęboką miłość przyjdzie czas, a do tego wiedzie długa droga.
      Ha! Bo Nate właśnie taki ma być. Wkurzający, ale po bliższym poznaniu można go polubić. I jest inny niż Jeremy, co sprawi, że Pearl będzie miała mętlik w głowie;)
      Dziękuję, wciąż dodaje nowe piosenki, bo wydaję mi się, że nowe utwory dodają urokowi opowiadaniu.
      Dziękuję Ci jeszcze raz za taki długi komentarz, bardzo się cieszę, że spodobało Ci się moja opowiadanie. Dla mnie będzie samą przyjemnością pisać rozdział dla takich czytelników jak Ty.
      Wpadnę na Twój blog, jak tylko znajdę chwilę czasu. Na razie mam go mało, ale myślę, że do niedzieli na pewno postaram się zjawić tam z komentarzem.

      Pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Heej

    Dziękuję za dedykację. Jeszcze nigdy nikt takiej pięknej dla mnie nie napisał :3
    Wybacz, że nie skomentowałam wcześniej. Komentarz zaczęłam pisać już wczoraj, ale dzięki mojej inteligencji wszystko poszło się... No wiesz gdzie... No... Zniknęło w czeluści internetu, o tak, tak brzmi lepiej.

    Czytając ten rozdział po raz pierwszy zapragnęłam się tam znaleźć. Nie chodzi mi o florę czy faunę, z resztą - do zwierząt nigdy nie byłam i nie jestem szczególnie przywiązana, nie cieszy mnie ich obecność. Zapragnęłam jednak tego spokoju, ciszy... Nie wiem, czy to wynik samego opowiadania, czy tego, że aktualnie mam wszystkiego dość i gdybym mogła - rzuciłabym to wszystko w cholerę...

    Było kilka zdań, w których zmieniłabym szyk zdania lub formę wyrazu...
    "Słowa Jeremy'ego wciąż jej dudniły w umyśle. Miała ochotę pójść do niego, potrząsnąć nim i nakrzyczeć." na Słowa Jeremy'ego wciąż dudniły w jej...
    Miała ochotę pójść do niego, energicznie nim potrząsnąć i wykrzyczeć wszystkie słowa, których nie wypowiedziała z powodu braku odwagi. No dobra, trochę się rozpisałam, poniosło mnie.

    Nathaniel... Jak na razie lubię jego postać. Są aroganccy faceci, którzy nie mają jakichkolwiek zahamowań i aroganccy faceci, którzy mimo wszystko wiedzą, kiedy coś przerwać zanim będzie za późno. Podoba mi się ta jego pewność siebie, jest taka... Seksowna.
    Zgadzam się z opinią Tusi a propos Pearl. Ludzie nie lubią idealnych postaci. Mogłaby... Nie wiem... Hmm... Pomylić przyprawy i zanieść jakieś świństwo Jeremy'emu... Ona oczywiście z wypiekami na twarzy, a on rozbawiony, ale jednak wykrzywiający grymas nie schodzi mu z twarzy z powodu niecodziennego smaku posiłku. Przecież to więcej niż pewne, że nie kazałby jej zwolnić ;)


    Zaczęłam się zastanawiać jak to wszystko się dalej potoczy (tak, oczywiście, teraz zastanawiam jak to się skończy, a kiedy będzie mi dane przeczytać ostatni rozdział będę zawiedziona, bo to już koniec). Zaczęłam wyobrażać sobie ich pierwsze spotkanie. I wiesz co wymyśliłam? Ciemność; noc idealnie zakryłaby lękliwą naturę Jeremy'ego... Nieśmiałe dłonie błądzące po swoich twarzach...
    Chociaż, jak już wspominałam, nie przepadam za zwierzętami to jednak nie mogę się doczekać momentu gdy Pearl będzie mogła dosiąść konia samodzielnie, bez Nate'a. No wiesz - wiatr we włosach, uczucie bezgranicznej wolności, człowiek i koń jako jedność połączona w niezrozumiały sposób...



    To chyba na tyle, miło było coś w końcu u Ciebie przeczytać. No i jeszcze raz dziękuję za dedykację <3
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma za co. Na pewno jednak znalazłyby się lepsze, ale chciałam napisać tyle, aż w końcu nie napisałam prawie nic;) Ok, rozumiem. Też tak mam.

      Ja mam podobne odczucia, co do właśnie tego miejsca, więc doskonale Cię rozumiem. Tak dwa tygodnie wystarczyłoby mi. Wyciszyłabym się i nabrała nowych sił.

      Już zmieniłam:) Dziękuję za pokazanie błędów <3

      Oj tak, sam Nate jest seksowny i bardzo pociągający, jak na młodego faceta, a poza tym kobiety mają do takich samców słabość. Nie ukrywam, że ja też, oj mam.

      No wiem, ale już z tą zupą mnie wyprzedziłaś. Bo właśnie coś takiego znajdzie się w następnym rozdziale. I nie będę ukrywać, że częściej będą jej się przytrafiały takie wpadki. Myślę też nad wadami charakteru, ale i tak już pokazał jej przynajmniej jedna skazę: jest nadgorliwa w stosunku do Jeremy'ego.

      Nie, Ty nie możesz komentować moich rozdziałów, bo rzeczywiście siedzisz mi w głowie:) Oczywiście żartuję. Właśnie o czymś takim myślałam:)
      Och już teraz Ci zdradzę, że nie raz będzie udawała się na takie przejażdżki, tylko po to by zebrać myśli lub ochłonąć.

      Samej też mi jakoś weselej, gdy w końcu napisałam coś na Zamkowej. Bardzo tęskniłam za tym opowiadaniem.

      Usuń
  4. Ja się tak nie bawię. Czemu dzisiaj, cokolwiek przeczytam to jest...wkurzające. No bo to Jeremy miał ją pierwszą pocałować, weeeeeeeeeeeź, złamałaś mi serce. Nie lubię Cię. <3
    W ogóle szablon, przepiękny bo Jeremy na nim jest. KIEDY ONI SIĘ ZOBACZĄ?! Matko, ja umrę przez Ciebie, będziesz miała mnie na sumieniu.

    OdpowiedzUsuń

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Breatherain, Terriblecrash, KrypteriaHG oraz Rose Perdu. Lily James oraz Beneath You Beautiful.