NECCO: No cóż, chyba nie powinnam w ogóle się odzywać. Jestem.
Ciemność
otoczyła ich miękką zasłoną. Nad ich głowami gwiazdy mrugały wesoło, a majestatyczny księżyc wytoczył swe duże ciało
tuż nad ogród, rozrzucając po nim swe jasne światło, lecz jakby
na polecenie właściciela ogrodu ominął ten mały zakątek,
otoczony ze wszystkich stron bujną roślinnością i cieniem.
Jeremy
próbował uspokoić rozszalałe nerwy, ale nadaremnie. Obecność
Pearl w jego ulubionym miejscu przyprawiła go o szybsze bicie serce,
które tłukło się boleśnie o żebra. Co robić? Jak z nią
porozmawiać? Jak uzmysłowić jej, że nie powinna tu przychodzić?
Stała
tak blisko, a jednocześnie była tak daleko. Mógł teraz podejść
do niej, przyciągnąć ją do siebie, mocno pocałować i pokazać,
jak bardzo jej pragnie i potrzebuje. Nie uczynił jednak żadnego
ruchu. Stał jak rażony piorunem i milczał, nie bardzo wiedząc, co
jeszcze ma powiedzieć. Myśli uciekły z głowy, pozostawiając
irytującą pustkę.
-
Nie wiedziałam, że tu przychodzisz – powiedziała w końcu Pearl,
przerywając nieznośną ciszę. Jeremy nabrał powietrza w płuca i
wypuścił je ze świstem. Nie mógł się skupić, świadomość
fizycznej obecności Pearl w tym miejscu rozproszyła jego czujność.
Wszystko wokół zaczęło drżeć.
-
Teraz już wiesz – powiedział w końcu gburowatym głosem. Nie
chciał, aby zabrzmiało to w ten sposób, ale mała część jego
umysłu była zła na dziewczynę, że tu wtargnęła. Odetchnął i
postąpił krok do przodu, wiedział, że go nie zobaczy, a jeśli
nawet, to na pewno przestraszy się jego widoku i zapewne zrozumie w
co się pakuje.
-
Przepraszam, nie chciałam – szepnęła cicho, zaskoczona jego
słowami.
-
Nic nie szkodzi. Na przyszłość, pamiętaj, że nie chcę abyś tu
przychodziła, tak będzie lepiej. - Lepiej? Lepiej dla niej, czy dla
niego? Myślał w tej chwili tylko i wyłącznie o sobie, nie
pomyślał o tym, że ją rani. Źle się z tym czuł, ale
jednocześnie nie potrafił temu zapobiec, słowa same wyskakiwały z
jego ust.
Niemal
czuł, jak dziewczyna wstrzymuje oddech urażona i zaskoczona jego
zachowaniem. Był gburem, nieokrzesanym i prostackim. Jeśli teraz
nie przestanie straci z nią kontakt, ich cienka więź zerwie się i
będzie mógł tylko patrzeć jak dziewczyna odchodzi zraniona.
-
Pójdę już – szepnęła cicho i ruszyła do wąskiego przejścia,
obok którego stał. Nie ruszył się z miejsca, nie uciekł, więc
gdy dziewczyna przechodziła obok niego poczuł jak powietrze tężeje,
a on sam zaczyna płonąć. Przełknął nerwowo ślinę, prosząc
Boga o wytrwałość. To była bardzo ciężka próba jego
wytrzymałości. W tej chwili marzył, aby choć przez chwilę
dotknąć jej skóry, zapewne miękkiej i pachnącej kwiatami. -
Dobranoc – powiedziała na odchodnym i zniknęła między liśćmi
żywopłotu. Pozostał po niej jedynie delikatny zapach.
Kiedy
odeszła, Jeremy jeszcze przez jakąś godzinę rzucał się wokół
ławki, niczym ranne zwierzę. Nie mógł sobie wybaczyć, że tak ją
potraktował. Jak to się stało, że stał się takim prostackim
bucem? Przystanął pod rzeźbą dziewczyny i musnął palcami
kamienny policzek marmurowej niewiasty. Musiał się uspokoić,
nabrać dystansu i wyrzucić z głowy tę dziewczynę. Ona nie była
dla niego! Zauroczył się nią, gdyż wydała mu się taka idealna,
aż za bardzo. Gdyby to była rzeczywiście miłość to zapewne
pozwoliłby się jej zobaczyć, a on wciąż ją ranił, odpychał od
siebie i starał się ukryć w cieniu.
Będzie
dla nich lepiej, jeśli utrzymają dystans, który dziś im narzucił.
*
Pearl
powoli wspinała się po schodkach, ale nogi nie chciały jej
słuchać. Zmuszała się, aby wejść do pokoju i zatrzasnąć
drzwi. Najlepiej tak głośno, by usłyszał ten dureń. Niech wie,
że ją uraził, po raz kolejny. Tak naprawdę to nie chciała teraz
kłaść się na łóżku, chciała pobiec do Jeremy'ego i powiedzieć
mu, że... No właśnie, co powinna mu powiedzieć? Albo co powinna
zrobić? Zachowywał się wobec niej gburowato. Dobrze, naruszyła
jego prywatność, ale skąd, u licha, miała wiedzieć, że to jest
tylko jego zakątek, do którego nikt nie powinien wchodzić?
Przecież nie było tam żadnej tabliczki, a i sam Jeremy nic nie
wspominał, że nie może zaglądać do pewnej części ogrodu. Ani
Nate ani nawet Adalbert też nie wspominali, że Blackbourn zabrania
poruszać się po niektórych częściach posiadłości.
Zła
na cały męski ród, uderzyła pięścią w poduszkę.
-
Idź do diabla, Jeremy! - powiedziała, a potem wybuchnęła płaczem.
Sama nawet nie wiedziała dlaczego, w końcu nie zdarzało jej się
tak często płakać. Najwidoczniej Jeremy potrafi przyprawić o łzy
każdego. No cóż, pomyślała, skoro tak bardzo zależy mu na
zachowaniu prywatności to ja nie będę się do niego wtrącać,
niech tu zgnije – dumny i uparty jak stary osioł, postanowiła
Pearl i poczłapała do łazienki.
Kolejny
dzień przyniósł to, czego się spodziewała – milczenie. Ona
trwała w gniewnym postanowieniu, że nie odezwie się do niego, on
natomiast najwidoczniej postanowił dążyć do utwierdzenia jej w
przekonaniu, że jest tylko gburowatym panem zamku o zbyt wielkim
ego.
Z
hukiem zostawiła mu śniadanie i dumnie unosząc brodę wyszła z
pokoju. Tak samo było z obiadem i kolacją. Przez cały dzień
milczeli.
Kolejne
dni nie różniły się niczym od poprzedniego. Oboje udawali, że
tej drugiej osoby nie ma, że tamtej nocy nie było i nie doszło do
spotkania. Pearl jednak nie mogła tego tak po prostu zapomnieć. W
jej głowie wciąż przewijały się obrazy tamtej chwili i jakoś
nie chciały z niej wyjść, jakby na złość, jakby chciały ją
podręczyć.
Nadeszła
sobota. Pearl nie wiedziała, czy lekcja jazdy konnej nadal była
aktualna, bo ostatnim razem spotkanie z Nathanielem nie wypadło za
szczęśliwie, ale to była jej wina.
Gotując
obiad starała się nie myśleć ani o Jeremym, ani o Nathanielu.
Obaj zachowywali się, jakby pozjadali wszystkie rozumy. Nie miała
zamiaru przebywać w towarzystwie takich ludzi. Obaj są siebie
warci, prychnęła w duchu mieszając.
Ostatnio
skupiła się na trudniejszych daniach, które znalazła w książce
kucharskiej, gdyż chciała przynajmniej w połowie być tak dobrą,
jak Candice. Nie oszukiwała się i nie udawała, że jej potrawy
były wyśmienite, choć z jakichś powodów Blackbournowi smakowały.
Ostatnio, jak przesoliła zupę, Jeremy uważał, że była dobra.
Ciekawe, czy teraz też tak będzie uważał, pomyślała, dosypując
do gotującego się pierwszego dania zmieloną papryczkę chili.
Spróbowała kropelkę zupy i już po chwili biegła do kranu z wodą.
Bardzo ostre.
-
Smacznego, Blackbourn – mruknęła, kładąc na tacy zupę, obok
niej stovies. Długo szukała czegoś szkockiego, a kiedy natknęła
się na haggis z obrzydzeniem przewróciła stronę dalej i spotkała
właśnie przepis na stovies, który był po prostu mieszanką
ziemniaczano-cebulową, smażona z mielonym mięsem. Tutaj również
nie pożałowała chili. I jak na złość nie dodała żadnej
szklanki z sokiem, czy choćby wodą.
Pachnące
dania zaniosła do pokoju i już po chwili kierowała swe korki do
pokoju, gdzie chciała się przebrać w wygodniejsze ubrania do jazdy
konnej. Gdy weszła do sypialni jej wzrok padł na łóżko. Leżały
na nim rozłożone trzy pary bryczesów, do tego komplet koszulek i
wysokie oficerki. Podeszła oszołomiona do łóżka i przyjrzała
się nowym rzeczom. Obok leżała kartka, a na nim napisane pochyłym
pismem słowa:
Aby
dobrze Ci się jeździło. Jeremy.
Wyrzuty sumienia opanowały jej umysł i
kazały jej biec do pokoju, prosząc pana zamku, aby nie jadł
obiadu. Szybko jednak zwolniła przed schodami. Duma jednak wygrała.
Jeśli zje trochę mocniej przyprawiony obiad, to nic mu nie będzie,
od tego się nie umiera. Musi mu jakoś udowodnić, że ma pazur i
nie jest grzeczną, potulną lalą, tylko ładnie wyglądającą na
półce. Jak się poczęstuje chilli to może wybije mu z głowy
takie zachowanie.
Wróciła
do pokoju, ubrała ciemne bryczesy, granatową koszulkę polo, a na
nogi założyła oficerki. Wszystko było idealnie dopasowane, jakby
Jeremy znał jej rozmiar na wylot. Jakoś będzie musiała mu
podziękować, nie chciała wyjść na niewdzięcznicę. Jednak na
razie Jeremy musi dostać nauczkę, więc z podziękowaniami się
powstrzyma.
Ścieżkę
do stajni znała na pamięć, więc szybko dotarła na miejsce i od
razu zaczęła poszukiwania Nate'a.
-
Nate? - zawołała, gdy nie znalazła go w stajni. - Nate! -
krzyknęła, gdy była już na zewnątrz. - Gdzieś ty polazł? -
mruknęła i ruszyła w kierunku stodoły.
-
Szukasz mnie, gwiazdo? - tuż za plecami usłyszała dobrze znajomy
głos. Mimowolnie odwróciła się z lekkim uśmiechem na ustach.
Nate stał nieopodal ze skrzyżowanymi na piersi rękoma.
-
Szukam. Umówiliśmy się ostatnio na jazdę, pamiętasz? - mruknęła
cicho i podeszła bliżej.
-
Pamiętam – odpowiedział z uśmiechem i zbliżył się do niej. W
jego oczach dostrzegła jakiś błysk, który na chwilę rozświetlił
jego niebieskie oczy. - Chodź, pomożesz mi osiodłać Lorda. -
Wyciągnął w jej stronę dłoń, którą po chwili wahania ujęła.
W
stajni przywitało ich znajome rżenie. Lord wyczuł ją i rozpoznał
jej głos, gdy rozmawiała z Narthnielem o jego studiach.
-
Dzień dobry, przystojniaku – przywitała się cicho i cmoknęła
go w miękkie chrapy.
-
Ale mu dobrze – mruknął Nate, który oparł się o przeciwległy
boks i obserwował jak Pearl grucha wesoło do ogiera, który
wyglądał na szalenie zadowolonego. Lord jakby w odpowiedzi na słowa
Nate'a uniósł wysoko kształtny łeb i zarżał donośnie. - Nie
popisuj się, cwaniaku. No dobra, moja piękna – zwrócił się do
Pearl - pokaż mi jak siodłasz naszego kozaka. - Nathaniel odepchnął
się od drzwi boksu i ruszył w stronę siodlarni, skąd przyniósł
siodło, ogłowie i toczek.
-
Czy my przypadkiem się nie cofamy? Nie chcę cię pouczać, ale
pierwsza lekcja powinna chyba zacząć się właśnie od siodłania i
zakładania ogłowia.
-
Cofamy się, moja słodka, ale
spokojnie, jeszcze sobie pobrykasz na Lordzie – odpowiedział ze
śmiechem i podał jej ogłowie.
Okazało
się, że siodłane wymaga trochę cierpliwości, zwłaszcza, jeśli
chodziło o ogłowie, które zaczęło się zsuwać z pyska ogiera,
gdy chciała poprawić wędziło.
-
Może mnie ugryźć – poskarżyła się, gdy Nate kazał jej wsunąć
do pyska Lorda kciuk i palec wskazujący, aby ułatwić włożenie mu
wędzidła.
-
Nie ugryzie cię, zaufaj mi i jemu.
Posłusznie
wykonała to, o co ją prosił i w końcu koń miał już w pysku
wędzidło. Szybko poprawiła podgardle i zajęła się siodłaniem.
Narzuciła czaprak, potem siodło i zapięła popręgi. Kiedy
skończyła, stanęła obok Lorda i z szerokim uśmiechem zadowolenia
ptarzyła na swoje dzieło.
-
Doskonale, słowiczku, a teraz wyprowadź go z boksu i chodźmy na
padok – rzucił Nate i wymaszerował z boksu jako pierwszy. Pearl
pociągnęła ogiera za wodze i ruszyła do wyjścia. Podkowy ogiera
wystukiwały miarowy rytm na betonie.
Lekcja,
która trwała ponad półtorej godziny zakończyła się bolesnym
upadkiem Pearl, gdy ta próbowała wziąć niewielką przeszkodę
złożonej z żerdzi i dwóch starych opon. Za wcześnie podniosła
się z siodła i Lord potknął się, a ona nieprzygotowana
przeleciała przez jego głowę. Stłukła sobie obojczyk i plecy.
Jęcząc i stękając przy pomocy Nate'a wstała i powoli podeszli do
trawy, gdzie usiadła ciężko.
-
Przepraszam, to moja wina. Powinnaś jeszcze się sporo nauczyć, a
ja kazałem ci skakać. Przykro mi. - Pearl spojrzała na niego i
uśmiechnęła się pocieszająco. Nate wyglądał na skruszonego.
Zrobiło jej się żal, bo całą winę za wypadek wziął na siebie,
a to ona zbyt wcześnie uniosła się w strzemionach. Nate był
dobrym nauczycielem.
-
To nie twoja wina, Nathanielu. - Uśmiechnęła się, choć wszystko
ją bolało, a dłoń Nate'a zaczęła powoli sunąć ku górze, aż
zatrzymała się na udzie.
-
Pearl, nie patrz na mnie w ten sposób, bo twoje oczy... Uwiodłabyś
nawet świętego! - wybuchnął i wstał gwałtownie, przeczesując
drżącą dłonią czuprynę. Nagle miła atmosfera ulotniła się, a
jej miejsce zastąpiło napięcie.
-
O co ci właściwie chodzi? - zapytała zirytowana jego zachowaniem.
Właściwie nie zrobiła nic, co mogłoby spowodować ten nagły atak
na nią. Czy rzeczywiście była taka irytująca, czy to on miał
dziwne zachwiania nastroju? Nie wiedziała, ale po krótkim namyśle
stwierdziła, że chłopak ma dziwne wahania nastrojów. - Zresztą,
nie ważne – mruknęła. Wstała i podeszła do konia. - Muszę już
wracać.
-
Już? - zapytał. Jego ton nagle złagodniał. Pearl spojrzała na
niego niepewnie, nie bardzo wiedząc, co o nim myśleć.
-
Tak. Przepraszam. - Pociągnęła konia za uzdę i ruszyła do
stajni.
Tak
naprawdę miała ochotę zostać tutaj z Nathanielem, ale z drugiej
strony była ciekawa tego, co dzieje się w zamku. Była mściwa.
Nawet bardzo, ale chciała udowodnić temu nadętemu pacanowi, że
nie może wiecznie ranić tych, którym zależy na jego dobru. Jej
zależało. Chciała mu pomóc z czystej bezinteresowności, a on
traktował ją jak namolną muchę.
Lord
posłusznie kroczył za nią, a kiedy doszli do stajni Pearl
odwróciła się i rozejrzała wokół. Nigdzie nie było Nate'a.
Szybko rozsiodłała ogiera, wyczyściła i nakarmiła, a gdy
kończyła go poić w drzwiach boksu pojawił się jej instruktor.
-
Jeśli chcesz to jutro mam czas. Możemy dokończyć dzisiejszą
lekcję – odpowiedział po chwili milczenia. Spojrzał na nią
wyczekująco. Pearl wzruszyła jedynie ramionami.
-
Dobrze, jeśli chcesz.
-
Nie, jeżeli ty chcesz. Nie będę cię zmuszał, jeśli nie masz
ochoty, jasne? Pearl, przepraszam za wcześniejszy wybuch.
Westchnęła
ciężko i potrząsnęła głową. Miała zbyt miękkie serce i nie
potrafiła się długo gniewać.
-
Nic nie szkodzi. Nie gniewam się.
-
To może w takim razie dasz się zaprosić się do kina? Jutro o
siedemnastej? Jak skończymy jazdę to się wybierzemy. Puszczają
serię starych filmów.
-
No cóż... Bardzo chętnie, ale nie wiem czy mam jakiekolwiek
wychodne. Zapytam Jeremy'ego.
-
Dobrze, daj znać, jak będziesz mogła. - Pearl dostrzegła w jego
twarzy przebłysk niechęci, gdy tylko wypowiedziała imię
Blackbourna.
Bardzo
chętnie zapytałaby go o to, dlaczego za nim nie przepada, ale nie
zrobiła tego. Kiedyś się dowie.
Idąc
ścieżką do zamku napotkała pana Adalberta, który jechał
taczkami w stronę ogrodu. Uśmiechnął się do niej i grzecznie
przywitał.
-
Dzień dobry – przywitała się i przystanęła.
-
Co słychać w zamku? Jeremy jest grzeczny? - zapytał i podszedł do
niej, odstawiając na bok taczki.
-
Nie – odpowiedziała po chwili wahania. Nie sądziła, aby pan
Forsyth umiał jej cokolwiek powiedzieć na ten temat, ale był
bardzo mądry i straszy, więc z doświadczenia powinien wiedzieć,
jak zachować się w podobnej sytuacji. Dlatego właśnie
opowiedziała mu wszystko, co do tej pory zaszłą między nią, a
jej pracodawcą, a także o tym, jak dosypała mu chili do obiadu.
Jej opowieść zwieńczył śmiech starszego pana.
-
To nie jest śmieszne – mruknęła niezadowolona z tego, że
zamiast ją wesprzeć, doradzić czy po prostu pocieszyć on śmiał
się z jej ostatniego wybryku.
-
Trochę jest, bo Jeremy siedząc w swych pokojach będzie musiał się
zmagać nie tylko z głodem, ale także z ostrą zgagą. Pearl,
myślę, że Jeremy doskonale zdaje sobie z tego sprawę, co zrobił.
Na pewno bardzo żałuje i wkrótce cię przeprosi. Zobaczysz. Tylko
daj mu czas, bo on bardzo cierpi i biedny chłopak już tyle lat jest
sam, że sam nie wie, co teraz zrobić. - Jego łagodny uśmiech i
jasne oczy sprawiły, że po plecach przebiegł jej dreszcz. Nie
wiedziała, czy powinna rzeczywiście być wyrozumiała, czy lepiej
zastosować kurację szokującą. W tej sytuacji nie widziała
rozwiązania. Po prostu chyba go nie było. Może pan Adalbert miał
rację, ale przecież mógł się mylić. Może Blackbourn wie, że
zachował się idiotycznie, ale wcale nie musiało tak być. Przecież
on bronił swej prywatności, więc poniekąd miał rację.
Im
dłużej o tym myślała, tym większy miała mętlik w głowie.
-
Ja w ogóle nie rozumiem! Jest uparty jak osioł. Z jednej strony
trochę go rozumiem, ale z drugiej... Nie. Nie może wiecznie odcinać
się od ludzi.
-
Masz rację, ale jego też musisz zrozumieć, w końcu ma blizny, a
człowiek z takimi obrażeniami doskonale zdaje sobie sprawę, że
ludzie widząc takie obrażenia mogą poczuć odrazę lub strach. On
chroni przede wszystkim siebie, bo nie chce zostać odrzuconym.
-
Może ma pan rację – westchnęła i przysiadła na taczkach. - Co
nie zmienia faktu, że bardzo mnie wkurzył kilka dni temu. Mógł
przynajmniej postawić tabliczkę, że nie wolno tam nikomu wchodzić.
Skąd mogłam wiedzieć?!
-
Myślę, że po prostu nie spodziewał się, że ktoś tam zajrzy.
Niewiele osób wchodzi do ogrodu. Ale nie martw się, wszystko się
ułoży. Jeremy, choć zachowuje się w ten sposób, ma dobre serce.
- Pearl popatrzyła na swojego rozmówcę. Może mieć nawet i złote
serce, ale na razie pokazał się od tej gorszej strony. Powinna
chyba dać mu szansę. Kolejną w ciągu kilku dni. Znali się
niedługo, a już mieli kilka kotni, a ostatnia jest
najpoważniejsza.
-
Mam nadzieję, że ma pan rację. Chyba powinnam wykazać się
większą cierpliwością.
-
Och, to na pewno. I nie martw się, w końcu znajdziecie do siebie
drogę, tylko musicie najpierw pokonać kilka przeszkód –
powiedział Adalbert i podszedł do taczek. Pearl automatycznie z
nich zeszła i spojrzała zaskoczona na starszego pana. On jedynie
uśmiechnął się do niej i z wesołym gwizdaniem ruszył przed
siebie.
Jaką
znów drogę? No cóż, najwidoczniej rzeczywiście musi do niego
jakoś dotrzeć. Pytanie tylko, jak?
Jeremy
wyjrzał na korytarz. Było tak cicho i spokojnie. Za spokojnie.
Cisza zaczęła coraz bardziej mu ciążyć, a od kilku dni wręcz
jej nienawidził. To było jak oskarżenie. Za każdym razem, gdy
kładł się do swego pustego łóżka słyszał, jak ciemność
krzyczy do niego i oskarża.
Dobrze,
zawinił. Po raz kolejny udowodnił Pearl, że jest zwykłym dupkiem
i nikim więcej. Ale czy nie miał prawo zareagować odruchowo? Nie
planował tego, po prostu stało się. Słowa oskarżenia same
wypłynęły z jego ust. Przecież obiecał, że już więcej jej nie
zrani. A zrobił to. Najwidoczniej w ogóle nie powinien niczego
obiecywać, bo nie potrafił dotrzymać słowa.
Albo
Pearl się przyzwyczai albo wyjedzie stąd nim on zdąży zebrać się
na przeprosiny. Strój do jazdy konnej, który zamówił dla niej
parę dni temu położył jej na łóżku w czasie, gdy ona pichciła
dla niego piekielny obiad. Zrozumiał oczywiście aluzję. To była
kara za to w jaki sposób wygonił ją z ogrodu. No cóż,
najwidoczniej jego mała Pearl miała pazurki i potrafiła zadrapać.
Uśmiechnął się lekko i wszedł do pokoju.
Gdyby
nie to, że tak strasznie bał się ujrzeć w jej oczach przerażenie
albo nie daj Boże litość to pokazałby się jej już nawet w tej
chwili. Ale to nie było możliwe. Strach objął go swymi mocnymi
ramionami i nie zamierzał wypuścić. Musi jeszcze poczekać, bo
czas gra tu pierwsze skrzypce. Niech dziewczyna przyzwyczaja się do
niego, a on powoli będzie dojrzewał do decyzji.
cudowne ...... życzę weny
OdpowiedzUsuńDziękuję:) Przyda się.
UsuńBooooziu, Jeremy. Tuliłabym biedaczka i tuliła. No z jednej strony bardzo mi go szkoda, ale z drugiej zdenerwowało mnie jak zareagował. Jak taki panicz od siedmiu boleści. ; __ ; z tym ostrym daniem się udało, hehehe. :D No i nasz Nate. ;> Nie lubię go. No nie wiem czemu ale działa mi na nerwy. Oby Jeremy nie zgodził się na żadne kino, a jak już to tylko z nim. <3
OdpowiedzUsuńCzekałam niecierpliwie na nową notkę i ją mam. :D Mam nadzieje, że nowa będzie szybciej! :D
No wiem, to może być lekko wkurzające, zwłaszcza, że Pearl nie chce wyrządzić mu krzywdy, ale nie ma się co dziwić. Boi się biedak, więc potrzeba mu czasu, żeby się ogarnąć.
UsuńNate chyba mało kto lubi, choć tak naprawdę nie ma powodów;)
Widzisz więc, że cierpliwość popłaca. Ja też mam nadzieję, że dodam szybciej notkę.
Wiesz co, ja jestem całym sercem za Natem xD Jestem pewnie na przegranej pozycji, w dodatku w opozycji, ale trudno. Nate team! xD
OdpowiedzUsuńNo dobra, potrafię zrozumieć Jeremiego, ale właściwie wydaje mi się, że Pearl już i tak wiele dla niego zrobiła, a on jest nadal uparty. Boże, przecież było ciemno! Nie zauważyłaby tej blizny, dlaczego on z nią tak po prostu nie porozmawiał, a taka rozmowa naprawdę mogłaby wiele w nich zmienić. Więcej czasu? Hm, nie mam pojęcia, ale jeśli Jeremy się nie ogarnie, to będzie za późno.
I tak długo kazałaś czkać... Mam nadzieję, że kolejny rozdział będzie szybciej ;)
Ojej, pierwsza osoba, który lubi Nate'a. Ja też go lubię, choć może czasami jest taki arogancki lub po prostu zawadiacki, ale jest jednocześnie uroczy:) #nateteam
UsuńTak naprawdę Jeremy chyba nie zdaje sobie sprawy, co Pearl dla niego zrobiła. On wciąż myśli w kategoriach: wystraszy się czy się ie wystraszy. Nadal nie może się przekonać, czy rzeczywiście powinien jej zaufać, ale też nie ma się czemu dziwić, w końcu tyle lat żył sam i jakoś nikt specjalnie nie interesował się losem prócz jego przyjaciela. Ale co jedna osoba może zrobić? Chyba niewiele.
No, jeśli się nie ogarnie to rzeczywiście może być za późno. Zobaczymy.
Postaram się. Już zaczynam pisać.
No! Jestem, przepraszam za poślizg. Mam ochotę jeszcze bardziej zdefasonować buźkę Jeremy'emu, bo naprawdę zachował się jak ostatni buc i cham. I rozkładam bezradnie ręce za odpowiedź Pearl (Przepraszam, nie chciałam), której nie powstydziłaby się kompletnie zahukana przez męża kura domowa. Ej, widziałabym na jej miejscu Helen, coś podejrzewam, że ona nie ograniczyłaby się do tak beznadziejnego komentarza, tylko porządnie się odgryzła! ;> ale taak, wiem, bo Pearl jest taka dobra i łagodna, i delikatna, i w ogóle. Cholera, znowu dochodzę do wniosku, że mam nieodpowiedni charakter.
OdpowiedzUsuńI chyba z tego właśnie względu Nate jest nieodpowiedni dla niej, bo traktuje ją trochę za lekko (chyba że mu przejdzie), a szkoda, bo on się przynajmniej na nią nie drze z byle powodu. I ma wyrzuty sumienia, że doprowadził ją do wypadku, a słusznie. Kto to widział, na drugiej lekcji jazdy konnej brać przeszkody? XD
A ostry obiad Pearl jako zemsta - bezcenne! :D
Całuję!
No tak, Jeremy jak zwykle pokazał "klasę".
UsuńAj tam, od razu kura domowa. Może Pearl nie chciała zniżać się do poziomu Jeremy'ego? Bo on sam przecież zachował się właśnie tak, jak się zachował i nie ma sensu wszczynać z nim bezsensownej kłótni, choć nie ukrywam, że Pearl straciła okazję do tego, aby z nim porozmawiać w cztery oczy.
Helen to w ogóle by zrobiła coś nieoczekiwanego i jeszcze Jeremy padłby na zawał.
Masz bardzo odpowiedni charakter, to raczej ja jestem trochę wypaczona.
Nate jej zbytnio nie docenia. No nie, ale często się obraża;)
Tak, też mi się podobał. A pomysł wpadł mi, gdy jadłam zupę i okazało się, że było za dużo pieprzu :)
Ja równie! <3