22.9.13

19. Powrót Gandalfa

Weterynarz zaprowadził ich do miejsca, gdzie trzymał Gandalfa. Weszli powoli do środka i Pearl dostrzegła, że koń stoi unieruchomiony w poskromie weterynaryjnym. Głowę miał opuszczoną, a grzywa opadła mu na pysk. Wstrzymała oddech, gdy jego potężne ciało całe zesztywniało na ich widok. Uniósł łeb i łypnął na nich groźnie, powoli przechodząc w stan poddenerwowania. Zacisnęła szczęki i podeszła do niego bliżej, choć jednocześnie bała się, że koń zerwie się i skoczy w jej stronę, tratując ją. Ale przecież nie mógł tego zrobić, miał gips na nodze, który skutecznie uniemożliwił mu jakiekolwiek poruszanie się, a nie mówiąc już o bieganiu i wierzganiu.
Stał dumny i nieposkromiony, choć w stroju, który podtrzymywał go, aby odciążyć bolącą nogę powinien sprawiać wrażenie raczej skrępowanego i pokonanego. Gandalf jednak patrzył na nich dumnie, jakby to on był tutaj panem sytuacji. Jakby to nie on potrzebował pomocy, lecz ludzie, którzy stali w grupce niedaleko i patrzyli na niego niepewnie. Zwłaszcza ta jasnowłosa dziewczyna, która choć tak dzielnie go broniła teraz trzymała się od niego z daleka. Czując jak bardzo się go boją, koń zaczął się rzucać, aby wystraszyć ich jeszcze bardziej, udowodnić, że może więcej. Zdrową przednią nogą zaczął bić o beton, a tylnymi wierzgać, do tego doszły jeszcze jęki i rżenie. Gdy spojrzał w oczy Marcusowi jego agresja nasiliła się. Gdyby był tylko wolny stratowałby tego człowieka i zostałaby z niego tylko mokra plama, nic więcej.
Weterynarz odwrócił się do grupki, którą przyprowadził i westchnął ciężko, celnie unikając wyczekującego, pełnego nadziei wzroku Pearl. Ciężko było kłamać przy dziewczynie, która była tak wrażliwa i broniła konia przed śmiercią. Obawiał się jednak, że wszystko szło na marne. Jej determinacja, jej postawa - to nic nie da, jeśli koń nadal będzie tak gwałtowny, a agresja będzie włączała mu się za każdym razem, gdy zobaczy człowieka.
- No cóż - zaczął, a potem spojrzał prosto w oczy dziewczynie - jak widać, Gandalf stał się gorszy, niż poprzednio. To tylko i tak mała namiastka tego, co może nam pokazać. Jest tak nieobliczalny, że nawet Pumpkin zrobiła się przy nim nerwowa, choć Bóg wie dlaczego jest przy niej taki spokojny.
- Może brakuje mu dobrego seksu? - zagadnął Nate i szturchnął łokciem Pearl, która natychmiast pokraśniała zmieszana.
- Nate - powiedział rozbawiony Greg i uśmiechnął się pobłażliwie.
- Jak go wsadzimy do przyczepy? - zapytał rzeczowym tonem Marcus, skutecznie mordując dobre nastroje, jakie na chwilę zapanowały wśród reszty. Pearl zmroziła go spojrzeniem, lecz on zbył ją jedynie lekkim prychnięciem.
- Na razie wyjdźmy. Niech się uspokoi, a potem wstrzyknę mu środek usypiający. W tym czasie pokażę wam lecznicę i oprowadzę po okolicy.
Wyszli i zostawili szalejącego ogiera w spokoju.
Kiedy znaleźli się na zewnątrz, otoczyła ich gromada psów, która powitała ich wcześniej i razem z nimi ruszyła na obchód posiadłości. Dopiero teraz Pearl uświadomiła sobie, że Greg mieszka na bardzo rozległym terenie, gdzie pracowało kilku stażystów. Jak wyjaśnił mężczyzna, jego podopieczni mieszkali w domku znajdującym się na skraju posesji, tuż nad małym jeziorkiem, w którym można było ochłodzić się w upalne dni.
Cały obszar podzielony był na dwie części: na część prywatną oraz część należącą do kliniki, więc dzięki temu chore zwierzęta nie miały styczności z tymi należącymi do rodziny Smadley'a. Posiadał on trzy konie i cztery psy. W domu oczywiście trzymał kota, papugę i dwa chomiki. Pearl była zachwycona taką ilością zwierząt u Grega. Bardzo chciała mieć psa, ale jej matka nie chciała się zgodzić, nawet na małego yorka, choć gustowała w dużych psach.
Nie mogła nacieszyć oczy piękną okolicą porośniętą drzewami i krzewami. W końcu usiedli na werandzie domu, gdy właściciel już oprowadził ich po wszystkich zakątkach. Widzieli jego wspaniałe konie: Demon - duży srokaty ogier, Lawenda - nieduża klaczka o myszatej sierści. Pumpkin nie było, gdyż Anabella, jego córka, wybrała się na przejażdżkę, więc jej boks stał pusty.
- Powinna niedługo wrócić, więc będziecie mieli okazję ją poznać - powiedział, gdy pojawił się w drzwiach domu niosąc tacę z lemoniadą i pierniki domowej roboty. Pearl odmówiła słodyczy, ale z wielką chęcią napiła się orzeźwiającego napoju. Spacer w słońcu całkiem ją wyczerpał i sprawił, że było jej bardzo gorąco, ale najwidoczniej nie przeszkadzało to Nathanielowi, który niemalże kleił się do niej i rozmawiał cicho. Ona sama nie miała nic przeciwko cichej konwersacji, ale chłopak powoli zaczął naruszać jej przestrzeń osobistą, więc gdy tylko na chwilę oderwał się od rozmowy z nią, zmieniła pozycję i uśmiechnęła się do Grega, który zapewne zauważył "zaloty" chłopaka i jej nieco sztywne zachowanie. Posłał jej porozumiewawcze spojrzenie i wdał się w ożywioną dyskusję z Marcusem na temat leczenia dzikich zwierząt.
Ona natomiast ani na chwilę nie przestała myśleć o tym, co widziała w stajni. Tak bardzo się bała, że Gandalf nigdy nie wyjdzie z tego agresywnego zachowania i wszyscy zdecydują, że powinni go uśpić. Ta sytuacja była mocno skomplikowana, więc zaczęła mieć wątpliwości, czy aby na pewno dobrze zrobiła ratując konia. Ale jak mogła stać tak bezczynnie i patrzeć, jak mordują zwierzę, które przecież nie jest w stanie powiedzieć człowiekowi, co robi źle? Teraz jednak miała wrażenie, że Marcus miał rację - po prostu odwlekła to, co nieuniknione. Ale skąd miała wiedzieć, jak jest naprawdę? Każdy powinien dostać szansę, a ona mu ją dała, czy właśnie dlatego powinna mieć teraz wyrzuty sumienia? Bo chciała pomóc? Jęknęła w duchu i spojrzała na Grega, który nadal rozmawiał z Marcusem. Porozmawia z nim, jeśli znajdzie chwilę, aby móc poradzić się go i zapytać o realne szansę na wyprostowanie Gandalfa.
Po kilkunastu minutach weterynarz przeprosił ich na chwilę i poszedł sprawdzić, co z ogierem. W tym czasie między nią, Marcusem i Nathanielem zapanowała krępująca cisza. Pearl jednak nie miała ochoty na rozmowę, wolała oddawać się coraz czarniejszym myślom, jeszcze bardziej zagrzebując się w rosnącym poczuciu winy. Nie wiedziała, co teraz zrobić i jak postąpić, ale musiała uczynić wszystko, by ogier wyszedł z tego. Porozmawia o tym z Jeremym. Na samą myśl o właścicielu Crathes ogarnęła ją bolesna tęsknota i czułość, pomieszczana z gniewem i irytacją.
Szybko jednak odsunęła od siebie myśli o Blackbournie i skupiła się na tym, co się działo wokół. W tym samym momencie na drewnianą werandę weszła wysoka dziewczyna. Czarne włosy związane miała w koński ogon. Oficerki na jej długi nogach stukały rytmicznie na drewnianej podłodze. Ubrana była w jasne bryczesy i luźną koszulkę w niebiesko-białe paski. Gdy ich dostrzegła, podeszła do nich z promiennym uśmiechem i przywitała się grzecznie. Usiadła na ławce ustawionej pod drewnianą barierką i zaczęła ich przyjaźnie zagadywać.
- A gdzie tata? - zapytała, gdy już dowiedziała się powodu ich przybycia.
- Poszedł właśnie do Gandalfa - odparł Nate i uśmiechnął się do dziewczyny.
- Słyszałam, że twoja klacz ma na niego dobry wpływ. Czy to prawda? - zapytała Pearl, ciekawa tego, w jaki sposób Pumpkin sprawiła, że ogier stał się przy niej spokojny.
- Tak, to prawda. To było dość zaskakujące, bo gdy przywieźli waszego konia, miałam wrażenie, że to demon, istny szatan, który próbował roznieść lecznicę taty w drobny mak.
- Jak w ogóle do tego doszłaś, że ogier potrzebuje spokojnej klaczy? - Pearl zarzucała ją pytaniami, bo chciała dowiedzieć się czegoś, co sprawiłoby, że mogłoby się udać wyciągnąć Gandalfa z tego stanu, w jakim obecnie się znajdował.
- W zasadzie to sam Gandalf nam to powiedział - odpowiedziała z uśmiechem na ustach. Anabella przyjrzała jej się uważnie i kiwnęła z uznaniem głową. Pearl dostrzegła w jej oczach podziw i sympatię. Dziewczyna również czuła to samo, co córka weterynarza. Już w tej chwili zaimponowała jej, choć nie zrobiła zbyt wiele, ale wyczuła w niej bardzo duże pokłady miłości do zwierząt, więc miała u niej bardzo dużego plusa, a dodatkowo na jej korzyść przemawiał fakt, iż dziewczyna prawdopodobnie była w jej wieku, może starsza, i czuła, że mogą się dogadać, a przyjaźń z nią mogła okazać się bardzo ważna.
- W jaki sposób? - tym razem do rozmowy wtrącił się Marcus. Anabella przeniosła spojrzenie niebieskich oczu z Pearl na mężczyznę i uśmiechnęła się do niego promiennie.
- Kilka dni temu Gandalf stał na zewnątrz. Mój ojciec uznał, że przyda mu się trochę świeżego powietrza, choć wyprowadzenie go na podwórko było bardzo trudnym zadaniem i nie chodziło już o to, że był bardzo nerwowy, ale miał nogę w gipsie. Jak zwykle musiał nam udowodnić, że to on jest silniejszy, że to on ma tutaj władzę. Akurat przyglądałam się całemu zdarzeniu z boku, bo właśnie wracałam z przejażdżki. Kiedy tylko ogier spostrzegł moją klacz, od razu wiedziałam, że to jej towarzystwo może mieć na niego jeśli nie zbawienny, to na pewno znaczący wpływ. I tak jakoś się stało, że oboje wylądowali przy poskromie i Gandalf ani razu nie wierzgnął, nawet nie próbował jej ugryźć, co więcej, kiedy stażyści wprowadzali go do stajni on posłusznie kuśtykał za nimi. Tak więc, od tego momentu staramy się, by oba konie przebywały ze sobą jak najdłużej.
Opowieść Anabelli była zaskakująca i dobrze rokowała, skoro ogier tak łatwo uległ klaczy. Teraz powinni jakoś to obrócić, aby reagował w ten sam sposób na ludzi. Ale w tym przypadku mogło to być nieco trudniejsze, zwłaszcza, że to od człowieka doznał wiele krzywd. To człowiek maltretował go, bił i głodził, więc nie spodziewała się, że aby Gandalf tak szybko odzyskał spokój przy człowieku.
- Twój tata mówił, że klacz go ignoruje - zaczął Nate, który do tej pory raczej niewiele powiedział. Siedział i przysłuchiwał się rozmowie.
- Tak. Po prostu ignorowała jego końskie zaloty, to wszystko, choć moja Pumpkin stała się przez to teraz trochę nerwowa, ale długi galop skutecznie ją z tego stanu wyleczył.
- A czy mogłabym zobaczyć twoją klacz? - odezwała się Pearl.
- No jasne, chodź. Ktoś jeszcze jest chętny? - Na ochotnika zgłosił się Nate i w trójkę udali się do stajni, którą już wcześniej widzieli. Pumpkin jak się okazało zasłużyła na swoje imię, bo kolorem przypominała małą świeżą dynie. Anabella twierdziła, że klacz jest rasy palomino, ale jej sierść była bardziej pomarańczowa niż izabelowata, to jednak nie odejmowało uroku niewielkiej klaczce, która patrzyła na nich bystro i radośnie. Dziewczyny weszły do boksu i zaczęły głaskać Pumpkin, która natychmiast poddała się ich pieszczotom. Nate został na zewnątrz i z lekkim półuśmiechem obserwował spokojną scenę, jaka rozgrywała się tuż przed nim.
- Tato opowiadał mi, że uratowałaś Gandalfa - zagadnęła po chwili córka weterynarza. Pearl uśmiechnęła się, niepewna tego, co ma powiedzieć.
- Tak? A co mówił? - zapytała nerwowo, bo też nie wiedziała, co Greg naopowiadał córce.
- Ogólnie z jego radosnego trajkotania wywnioskowałam, że kochasz zwierzęta i jesteś wspaniała. Miał rację. Widać po tobie, jak uwielbiasz wszelkie żywe stworzenie. I gdyby nie ty, Gandalf już by... Zastrzelili by go.
- Teraz zastanawiam się, czy dobrze zrobiłam - westchnęła przeciągle i spojrzała na chłopaka, który wyprostował się i zmierzył ją surowym spojrzeniem.
- A co to ma znaczyć? - zapytał ostro i otworzył boks, po czym wszedł do niego i stanął tuż przed Pearl.
- To znaczy, że teraz, gdy widzę, jak Gandalf się zachowuję odnoszę wrażenie, że możliwe, iż popełniłam błąd. Nie wiem, czy z tego wyjdzie, a mimo to... Łudzę się, liczę na cud.
- Och, przestań! Marcus nagadał ci bzdur, a ty niepotrzebnie wzięłaś to sobie do serca. Zrozum, że nikt z nas nie wie, jak to się wszystko potoczy. Równie dobrze, nasz szatan uspokoi się przy odpowiedniej pomocy. Nie czuj się winna, że uratowałaś mu życie! - Głos Natahniela był spokojny i stanowczy. Dodał jej sił i wlał w serce kolejną dawkę nadziei.
- On ma rację - Anabella kiwnęła w stronę Nate'a głową i uśmiechnęła się promiennie do Pearl. - Nikt na sto procent nie wie, jak to się wszystko skończy, ale póki jest nadzieja, trzeba walczyć o tego konia, zasłużył na lepsze życie.
Oni mieli całkowitą rację, ale z drugiej strony... Ta niepewność była wyczerpująca. Musiała jednak uzbroić się w cierpliwość i czekać i uważnie obserwować. Jednak to nie ona miała decydujący głos w tej sprawie i musiała o tym pamiętać.
Po chwili usłyszeli wołanie.
- To mój tata, chodźmy. - Wyszli z bosku klaczy.
- Nate, chodź, pomożesz nam, a wy dziewczyny trzymajcie się od Gandalfa z daleka. Nie wiem, co może mu odbić.
Mężczyźni ruszyli przed siebie, a dziewczyny przystanęły nieopodal zaparkowanego tuż przed stajnią samochodu.
Doskonale wiedziały, że nie powinny się ruszać z miejsca, choć Pearl nie mogła stać spokojnie. Obawiała się o zdrowie konia, który mógłby sobie zrobić krzywdę podczas transferu do przyczepy.
Po kilku sekundach usłyszały donośne rżenie ogiera i jakieś stuki, potem jednak wszystko się uspokoiło i nastąpiła błoga cisza, trochę przerażająca zważywszy na to, jakie zwierzę wyprowadzają na zewnątrz. W końcu z półmroku stajni wyłonił się najpierw Nate, potem Greg, a na samym końcu Marcus - cała trójka prowadziła konia, który na głowie przerzuconą miał szmatkę. Szedł powoli, utykając, a mężczyźni trzymali go mocno za postronki i uwiąz. Koń jednak nie szarpał się, ani nawet nie drżał.
- Pewnie mój ojciec podał Gandalfowi środki uspokajające. I to bardzo silne - dodała, gdy zaniepokojona Pearl przyglądała się prowadzonemu zwierzęciu.
- Czy to nie jest niebezpieczne? - zapytała, gdy w końcu dotarło do niej to, co powiedziała jej nowa znajoma.
- Trochę tak, ale pewnie w jego stanie emocjonalnym inna dawka nie wchodziła w grę, w końcu był silnie pobudzony. Czasami przedawkowanie takich leków może spowodować śmierć u zwierzęcia. Ale nie obawiaj się - dodała z uspokajającym uśmiechem, gdy zobaczyła przestraszoną minę Pearl - Gandalf jest dużym koniem, więc nic mu nie grozi.
- Mam nadzieję - szepnęła cicho.
Mężczyźni podprowadzili spokojne zwierzę pod przyczepę i powoli zaczęli wprowadzać je do środka. Na chwilę zawahał się, gdy stanął na drewnianym pomoście, ale przynaglony do ruchu w końcu postawił jedno kopyto, a zaraza po nim kolejne i takim sposobem znalazł się w środku. Marcus i Nate szybko wyskoczyli ze środka, Greg został jedynie po to, by sprawdzić czy z Gandalfem wszystko w porządku.
W końcu wyszedł i zamknęli klapę do przyczepy, która poruszyła się, gdy koń zaczął wiercić się niespokojnie. Pożegnali się szybko, a dziewczyny obiecały sobie, że na pewno się odwiedzą.
- Przyjadę dziś do was wieczorem, żeby sprawdzić, co z ogierem - powiedział Greg i pomachał im na pożegnanie, gdy powoli ruszyli w stronę wyjazdu.
Droga minęła im na uporczywym milczeniu. Każdy miał wyostrzone zmysły, gdyż oczekiwali nagłego ataku ze strony konia. Nie wiedzieli, co ich czeka, gdy środek uspokajający przestanie działać. Musieli się spieszyć.
W końcu wjechali na podwórko, a kilku pracowników stajni przystanęło niedaleko, aby w razie jakichkolwiek problemów pomóc przy Gandalfie. Pearl wyskoczyła z samochodu i podeszła do ogrodzenia, skąd miała dobry widok. Musiała zobaczyć, czy Gandalf będzie jeszcze pod wpływem leków, czy znów może zacznie pokazywać swój narowisty charakter. Wyprowadzili konia z przyczepy i zaprowadzili do stajni, gdzie panował wesoły harmider. Kiedy ulokowali go w boksie, który znajdował się na samym końcu stajni, oddalony od reszty koni, czekali, aż koń zacznie wracać do siebie.
Właśnie dlatego Pearl zrobiła sobie z kilku kostek słomy siedzenie, które zaścieliła kocem przyniesionym przez Nate i usiadła na tym prowizorycznym, ale jakże wygodnym posłaniu. Chłopak poszedł do swoich zajęć, ale widziała go kątem oka, jak kręcił w pobliżu. Coś wynosił, coś wywoził, karmił konie.
Nikt nie musiał długo czekać, aż koń w pełni powróci do swojego nerwowego zachowania.
Uniósł swój kształtny łeb, rozejrzał się wokół i już po chwili po stajni rozniósł się jego głośne rżenie, a potem dało się słyszeć, jak bije kopytami po ścianie i drzwiczkach. Dobrze, że stał unieruchomiony przez brezent umieszczony pod jego brzuchem. Mężczyźni już wcześniej wywiercili dziurki w suficie i przykręcili grube haki, na które zapięli łańcuchy. Stał w tym prowizorycznym „poskromie”, by odciążyć chorą nogę, ale to i tak nic nie dało. Miał bardzo dużo siły i najwidoczniej gips nie przeszkadzał mu, aby wierzgać i kopać. Wręcz przeciwnie. Wydawało się, że noga wcale nie jest usztywniona i może nawet biegać na niej. Niestety, rzeczywistość była inna i Pearl mogła jedynie patrzyć jak zwierze próbuję wydostać się z wiszących noszy, tylko po to, by pokazać ludziom, iż nie da się go okiełznać.
Dziewczyna ze łzami w oczach patrzyła, jak ogier szamocze się w boksie. Nadzieja nagle zaczęła ją opuszczać. Boże, chyba się pomyliła. Jeden jedyny raz w życiu odważyła się przeciwstawić drugiemu człowiekowi myśląc, że dobrze robi. Najwidoczniej jednak źle zrobiła. Naprawdę źle postąpiła. Marcus miał rację. Ten koń powinien zostać uśpiony, bo cierpiał bardziej niż mogła przypuszczać. Ze szlochem wybiegła ze stajni, po drodze potrącając Nathaniela i Marcusa. Chłopak chciał ją zatrzymać, ale jego towarzyszy zagarnął go szybko do stajni.
- Zostaw ją, niech popłacze w samotności - usłyszała jeszcze tylko, a potem pędem udała się w stronę zamku. Zignorowała pana Adalberta, który pomachał jej na powitanie.
Kiedy w końcu znalazła się w swoim pokoju pozwoliła sobie na głośne łkanie. W ostatnich dniach zbyt często płakała, ale po prostu musiała wyrzucić z siebie wszystkie emocje, które teraz się gromadziły. Musiała dać im upust, bo bała się, że zwariuje.
Myliła się, co do Gandalfa. Miała nadzieję, że uda im się go uratować. Gdzieś jej bardziej racjonalna część umysłu podpowiadała jej, że w walce o ogiera może ponieść klęskę. Nie spodziewała się jednak, że tak szybko.

1 komentarz:

  1. Wcześniej nie rozumiałam, dlaczego Pearl jest taka uparta. Rozumiałam, że chciała ratować zwierzę, ale nie za wszelką cenę, skoro Gandalf stanowi zagrożenie nie tylko dla innych, ale przede wszystkim dla siebie. Teraz, kiedy sobie zdała sprawę, że może właśnie przedłuża to, co jest nieuniknione, bardzo mi jej żal. Może właśnie dlatego, że jej starania pójdą na marne. Czekam jednak, jak ta sprawa się rozwiąże ;)
    Pozdrawiam ciepło! :)

    OdpowiedzUsuń

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Breatherain, Terriblecrash, KrypteriaHG oraz Rose Perdu. Lily James oraz Beneath You Beautiful.