Nie
mogła pozwolić sobie na zbyt długi płacz. Musiała wstać,
pozbierać się do kupy i zejść na dół, aby przygotować kolację.
Powoli zachodzące słonce oświetliło kuchnie, dodając jej tym
samym rodzinnego uroku, ale w tym pomieszczeniu żadna rodzina nie
zasiądzie do kolacji, nigdy. Pokiwała smutno głową i zabrała się
za pizzę, którą postanowiła zrobić kilka dni temu. Była
pracochłonna, więc odkładała ją na później, ale dziś musiała
zająć czymś myśli, aby nie dręczyć się sprawą Gandalfa.
Szybko
posprzątała i zabrała się za ugniatanie ciasta. Wyrabiając je,
myślami odpłynęła do Jeremy'ego, który siedział tam samotny i
opuszczony. Ostatnie godziny poświęciła ogierowi, a teraz musiała
pomyśleć o mężczyźnie dwa piętra wyżej. Tak naprawdę nie
chciała tego robić, ale już tak często go wspominała, że stało
się to codziennością. Przyzwyczaiła się do tego tak bardzo, iż
teraz była zdziwiona, że przez ostatnie godziny nie zagościł w
jej myślach ani razu.
-
Głupia idiotko, po co ci to w ogóle? - zapytała samą siebie,
głosem pełnym wyrzutu. Powinna nabrać dystansu do mężczyzny,
powinna zacząć traktować go jak sam tego sobie życzył. Właśnie.
Powinna, ale nie zrobiła tego. Obojętność to ostatnia rzecz, jaką
mogła od siebie wymagać względem Jeremy'ego. Nie potrafiła go
ignorować tak, jak potrafił to on.
Dusząc
pieczarki z cebulą doszła do wniosku, że nie ma innego wyjścia.
Chcąc czy nie musi ustosunkować się do tej decyzji, nie ważne jak
bardzo jej się to nie podoba. Kiedy zaczęła kroić paprykę,
ogórki i cebulę uznała, że muszą zjeść kiedyś kolację razem.
Naprawdę nie umiała myśleć o tej sprawie inaczej. Zależało jej
na tym mężczyźnie i nikt nie mógł jej tego zabronić. On tym
bardziej.
Kiedy
przykryte ścierką ciasto wyrosło, a pieczarki doszły pod
przykrywką, zabrała się za pizzę, na chwilę przestając myśleć
o Jeremym. Coraz lepiej jej szło i uznała, że pobyt w Szkocji
sprawi, iż jej kulinarne zdolności ulegną zdecydowanej poprawie.
Już teraz widziała, jak dobrze sobie radziła i była pewna tego,
co robi.
Pizza
powoli piekła się w piekarniku. W tym czasie Pearl postanowiła
posprzątać i zrobić listę zakupów. Musiała za kilka dni
pojechać do miasta i uzupełnić spiżarnię, aby nie brakło już
niczego. Poszła jeszcze do swojego pokoju, aby zabrać telefon i
zadzwonić do mamy. Starała się codziennie opowiadać jej o tym, co
działo się w zamku. Wysłała jej nawet zdjęcia, które ostatni
zrobiła. Matka była zachwycona okolicą, ale oczywiście zaczęła
narzekać na to, że jest sama pośród wielu mężczyzn. Pearl
musiała za każdym razem ją uspokajać i przekonywać, że nic jej
nie będzie. Jej mama jednak wciąż się martwiła.
Złapała
telefon, a jej wzrok padł na laptop, który leżał na łóżku i
się ładował. Przygryzła dolną wargę. Zawahała się na chwilę,
a potem wzięła również komputer wraz z ładowarką i wyszła z
pokoju.
Nie
wiedziała w jakim to celu zrobiła. Usiadła w kuchni włączyła
laptopa i poczekała aż system się uruchomi. Kiedy wszystko się
załadowało postanowiła sprawdzić pocztę. Jeszcze nie zdążyła
się zalogować, gdy na ekranie pojawiła się chmurka czatu. Jeremy.
Przełknęła ślinkę i kliknęła na migającą wiadomość.
Otworzyło się okno.
Jeremy:
Dzień dobry! Cieszę się, że w końcu Cię widzę na czacie. Jak
czuje się Gandalf?
Pearl:
Dzień dobry. Sama nie wiem. Chyba jednak popełniłam błąd,
ratując mu życie. Teraz to widzę. Myślę, że Gandalf jest już
na straconej pozycji, ale wmawiam sobie, że wcale tak nie jest.
Jeremy:
Jest aż tak źle? Niemożliwe. I nie mów tak, bo to, co zrobiłaś
było bardzo odważne. Daj mu jeszcze trochę czasu. Sama prosiłaś
mnie, żebym go nie skreślał tak od razu.
Pearl:
Masz rację, ale weterynarz powiedział, iż obawia się, że ogier
może nie wyjść z tego stanu w jakim się znalazł. Może być
sprawny fizycznie, ale jego psychika jest totalnie w strzępach. Nie
da się z niej już nic poskładać. Przynajmniej tak to teraz
wygląda.
Jeremy:
Poszukam jakiegoś zaklinacza koni albo coś w tym stylu. Może on
inaczej spojrzy na tę sprawę i pokaże nam, co robimy źle. Pearl,
nie martw się, zobaczysz, że wszystko będzie dobrze.
Pearl:
Nie wiem, Jeremy. Łatwo powiedzieć. Teraz wydaję mi się, że
popełniłam błąd...
Jeremy:
Przestań. Nie zamartwiaj się. Pearl, proszę Cię, nie martw się
niepotrzebnie. Okaże się, że jednak wszystko będzie dobrze, a Ty
niepotrzebnie nabijałaś sobie głowę czarnymi myślami.
Pearl:
Nie wiem, zobaczymy to w najbliższej przyszłości. Poszukam kogoś,
kto pomoże nam przy Gandalfie. Jaką cenę jesteś skłonny zapłacić
temu komuś?
Jeremy:
Każdą. Pearl, stać mnie na to, aby zapewnić każdemu zwierzęciu
profesjonalną opiekę psychologa czy weterynarza.
Ich
rozmowę przerwała kuchenka, która oznajmiła głośnym piknięciem,
iż pizza jest gotowa. Wyjęła ją i postawiła na blacie, aby nieco
przestygła.
Pearl:
Dziś na kolację będzie pizza. Może być?
Jeremy:
Mój Boże, właśnie nieświadomie spełniłaś moje marzenie!
Chciałem Ci kiedyś to zaproponować, ale nie wiedziałam, czy
zechcesz ją dla mnie zrobić.
Pearl:
Pisz śmiało, jeśli będziesz miał na coś ochotę. Naprawdę
postaram się to zrobić, jak najlepiej umiem, choć nie obiecuję
cudów.
Jeremy:
Nie doceniasz się. Smakują mi Twoje potrawy, Pearl, więc nie
umniejszaj swoich umiejętności! Lubię Twoje potrawy i gdyby to
było możliwe, chciałbym, żebyś została tutaj już zawsze, bo
nigdzie nie znajdę takiej gosposi jak Ty.
Pearl:
Dziękuję Jeremy, to strasznie miłe, co mówisz, naprawdę. I
uważaj, żebym nie stała się próżna przez Twoje komplementy.
Dziewczyna
specjalnie pominęła drugą część jego wiadomości, gdyż w jej
sercu odezwał się tępy ból. Mógł ją zatrzymać. Wystarczyło
jedno, proste słowo: zostań. A ona spełniłaby jego prośbę,
przeciwstawiając się matce i Candice. Zostałaby i porzuciła myśl
o studiach. Ale on chciał jedynie przyjaźni, więc nie mogła mu
tego dać. Wolała wyjechać i zaszyć się w mieszkaniu, rzucić się
w wir pracy i nauki niż pozwolić zatracić się we wspomnieniach o
nim. Boże, czyżby się w nim zakochała? Przecież to niemożliwe,
skoro niewiele się z nim kontaktowała. Czy aby przypadkiem nie
popełnia głupoty? Potrząsnęła głową i skupiła się na
rozmowie.
Jeremy:
Ty? Próżna? Nigdy. Jesteś na to zbyt inteligentna.
Pearl:
Pizza zaraz będzie.
Jeremy:
To w takim razie już zacieram ręce.
Dziewczyn
podniosła się z krzesła i sięgnęła po nóż. Choć posiłek
nadal był gorący pokroiła go i trzy spore kawałki ułożyła na
talerzu, a potem polała je obficie ketchupem. Do szklanki nalała
coli i postawiwszy wszystko na tacy zaniosła do pokoju. Z bijącym
sercem weszła do środka. Bała się spojrzeć w kamerę gdyż nie
wiedziała, co by wtedy zrobiła. Mogła zrobić z siebie kompletną
idiotkę Kiedy postawiła tacę z jedzeniem, usłyszała głoś
Jeremy'ego.
-
Już tutaj czuję wspaniały zapach - powiedział Jeremy, a Pearl
poczuła przebiegające po plecach dreszcze.
-
Nie przesadzaj - bąknęła niepewna i uśmiechnęła się nieśmiało.
Jego głos sprawił, że wszystko w niej drżało. Westchnęła
rozdzierająco i przez chwilę poczuła się jak zakochana idiotka,
która robi maślane oczy do swego ukochanego. No cóż, chyba
najwidoczniej nią była, skoro reagowała w ten sposób.
-
Pizza już jest. O Jezu, tak jak myślałem. Pachnie cudowanie. Boże,
Pearl, chyba dam ci podwyżkę, jesteś warta każdych pieniędzy -
mruknął zadowolony.
Dziewczyna
poczuła mrowienie w dole brzucha i już wiedziała, że to co w tej
chwili doświadczyła nie miało nic wspólnego z uczuciami, jakimi
go obdarzyła... To było pożądanie. Nigdy wcześniej czegoś
takiego nie czuła. William nie umiał w niej wzbudzić fizycznego
pragnienia, a Jeremy nawet jej nie dotknął, nawet nie wiedziała
jak wyglądał, a potrafiła go zapragnąć z siłą o jaka nawet się
nie podejrzewała. Nie mogła się temu poddać, nie pozwoli aby
fizyczne przyciąganie zdominowało jej uczucia, gdyż bała się
tego, co mogłaby zrobić. Nie miała serca dawać Jeremy'emu złudnej
nadziei, bo jeśli on jej nie chcę to czy mogła obudzić w nim coś
więcej niż przyjaźń? Nie mogła, choć bardzo chciała aby
mężczyzna patrzył na nią nie jak na przyjaciółkę, lecz jak na
młodą kobietę.
-
Wracam do kuchni, muszę jeszcze posprzątać.
-
Dobrze, ale mam nadzieję, że nie znikniesz z czatu?
-
Nie, oczywiście, że nie. - Posłała mu radosny uśmiech i wyszła.
Cóż, chciał przyjaźni to będzie ją miał, bez względu na to,
co ona czuła. Nie mogła dopuści do przekroczenia granic, które
wyznaczył Jeremy Blackbourn, choć bardzo chciała.
Kiedy
weszła do kuchni, rozejrzała się dookoła i stwierdziła, że
jednak pomieszczenie nie wymaga jej interwencji, więc zabrała
laptopa na górę i wygodnie ułożyła się na łóżku.
Pearl:
Jak pizza? Smakuje?
Jeremy:
No jasne! Mam nadzieję, że Ty również postanowiłaś zjeść
kolację?
Pearl:
Ja sobie dziś odpuszczę. Nie mam apetytu. To chyba przez sprawę z
Gandalfem, bardzo się tym przejęłam i nadal mam żołądek
zawiązany w supeł.
Jeremy:
Pearl, proszę Cię, nie martw się na zapas. Przecież istnieje
szansa, że wyjdzie z tego.
Perl:
Oczywiście, że istnieje, ale jest ona tak mała, że teraz jej nie
widzę. Nie wiem, co zrobię, jeśli okaże się, że nasze starania
poszły na marne. Załamię się.
Jeremy:
Ani mi się waż! Bo pójdę do ciebie i mocno Tobą potrząsnę. Nie
chcę, żebyś się smuciła. Zrobimy wszystko, aby wyciągnąć
Gandalfa z tego dołka.
Pearl:
Chciałabym, żebyś tu był. Tak bardzo chcę się do kogoś
przytulić.
Słowa
same wystukały się na klawiaturze. Pearl przez chwilę patrzyła
oszołomiona na ekran laptopa. O Boże, co ona zrobiła! Zamknęła
oczy i pomyślała, że za chwilę spłonie ze wstydu.
Jeremy:
Ja też bym tego chciał.
Poczuła
jak serce zaczyna coraz szybciej walić. Przełknęła nerwowo ślinkę
i przygryzła wargę. Może powinna teraz spróbować?
Pearl:
Więc dlaczego ciągle uciekasz? Dlaczego wciąż się przede mną
chowasz? Czy pokazanie mi twarzy byłoby takie straszne?
Jeremy:
Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym Cię wziąć w ramiona. Kiedy
byłem u Ciebie, a Ty zapytałaś mnie, czy możesz mnie pocałować,
spanikowałem i uciekłem. Od dawna o tym marzę, ale widzisz, nie
jestem wart tego, by Cię dotykać. Gdybyś mnie zobaczyła... Nasza
znajomość przestałaby być dla Ciebie ważna. Mam szpetną twarz i
moje towarzystwo przestałoby Ci się podobać. Nie mogę liczyć na
nic więcej, niż rozmawianie z Tobą poprzez kamerę i Internet.
Chciałbym być normalny.
Pearl:
Ile razy mam jeszcze napisać, powiedzieć, że dla mnie nie liczy
się Twój wygląd? Że nie boję się tego, co opisujesz w tak
okropny sposób. Rozumiem, że możesz być niepewny mojej reakcji,
ale zrozum, że nigdy bym Cię nie skrzywdziła! Poza tym, nie mów,
że nie jesteś wart, bo to totalna bzdura! I mam wrażenie, że to,
co jest między nami nic dla Ciebie nie znaczy. Ja bardzo chciałabym
aby nasza znajomość zeszła z tych sztucznych rozmów na czacie.
Chcę porozmawiać z Tobą w cztery oczy. Tak jak było to w moim
pokoju. Wiesz jakie to było fantastyczne uczucie stać niedaleko
Ciebie? Czułam, że cała drżę i cieszyłam się, że do mnie
przyszedłeś. Bardzo chciałabym abyś mnie w końcu przytulił.
Jeremy:
Lepiej będzie, jeśli zamkniesz dziś w nocy pokój.
Pearl:
Otworzę szeroko drzwi i będę na Ciebie czekała.
Jeremy:
Dlaczego piszesz mi takie rzeczy? Pearl, czy Ty masz pojęcie, jak to
na mnie działa? Nie jestem z kamienia.
Pearl:
Ja też nie. Myślisz, że ja nic nie czuję, nie pragnę? Nie
tęsknie? Nie myśl, że tylko Ty możesz odczuwać.
Jeremy:
Zakończmy ten temat, bo robi się nie bezpieczny. Proszę, Pearl.
Nie możemy się w to bawić.
Pearl:
Ja też Cię proszę. Jedno spotkanie twarzą w twarz. Czy to tak
wiele?
Jeremy:
Daj mi czas, potrzebuję go na przemyślenie tego i owego.
Pearl: Dziękuję. To bardzo wiele dla mnie znaczy.
Nie
mogła w to uwierzyć, że w końcu Jeremy przynajmniej postara się
przemyśleć sprawę spotkania. To już coś. Odetchnęła z ulga i
zatraciła się w rozmowie z mężczyzną. Nawet nie zorientowała
się, gdy zrobiło się wyjątkowo późno. Spojrzała na telefon i
niemal jęknęła. Było wpół do pierwszej! Czas tak leciał
szybko, gdy kontaktowała się z panem zamku. Pożegnała się szybko
i poszła wziąć prysznic. Nie mogła przestać się uśmiechać i
wciąż to robiła, gdy zasypiała.
Poranek
okazał się bardzo słoneczny i zapowiadał się gorący dzień.
Pearl wstała zaraz po dziewiątej i migiem zeszła na dół, aby
zabrać się na jedzenie. W trakcie, gdy przygotowywała posiłek
ktoś zapukał do drzwi. Zamarła na chwilę, a potem podeszła do
nich i otworzyła je szeroko. W progu stał Nate oraz pan Adalbert.
Obaj mieli zmartwione miny, ale gdy tylko ujrzeli jej radosną minę
popatrzyli na siebie zaskoczeni.
-
Czy wszystko w porządku? - zagadnął pierwszy starszy pan.
-
Tak, oczywiście. Czuję znacznie lepiej - dodała jeszcze, ponieważ
wiedziała, że chodziło mu o wczoraj. Wpuściła ich do środka. -
Zjedzcie ze mną śniadanie. - Mężczyźni pokiwali zgodnie głowami
i weszli głębiej do pomieszczenia.
Szybko
zajęła się szykowaniem posiłku. Przygotowała dla nich talerzyki,
kubki i podstawiła im zapełniony półmisek. Były na nim wędliny,
sery, pomidory i ogórki. Podobny, lecz mniejszy zrobiła dla
Jeremy'ego. Zaparzyła mu herbatę i wszystko postawiła na tacy.
-
Poczekaj, pomogę Ci - powiedział Nate, gdy Pearl wybrała się ze
śniadaniem dla pana zamku.
-
Dzięki. Otwórz je - wskazała głową drzwi, za którymi znajdował
się niewielki pokój. Chłopak wykonał pospiesznie polecenie i
przepuścił ją w drzwiach. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego
z wdzięcznością i weszła do środka. - Idź do kuchni, ja zraz
przyjdę. - Poczekała, aż Nate wyjdzie z pokoju i dopiero wtedy
skierowała twarz w stronę kamery. Nie przeszkadzałoby jej to
wcale, gdyby Nathaniel byłby obok niej, ale jej rozmowy z Jeremy'm
były dla niej wyjątkowe, intymne, zwłaszcza po wczorajszym.
-
Dzień dobry, Pearl - przywitał się Jeremy. Dziewczyna natychmiast
zadrżała na dźwięk jego głosu, szybko jednak wzięła się w
garść.
-
Dzień dobry, Jeremy. Jak ci się spało?
-
Fatalnie. Całą noc myślałem o naszej wczorajszej rozmowie.
-
I co? Wymyśliłeś coś? - zapytała drżącym głosem. Bała się
mieć nadzieję. Nie chciała tego, ale po prostu nie mogła się
powstrzymać, zbyt jej zależało, aby wyciągnąć go z tego cienia.
-
Nie, niestety. Najwidoczniej jedna noc to za mało, Pearl.
-
Dobrze, nie spiesz się. Mamy czas, prawda?
Jednak
zastanawiała się, czy rzeczywiście go mieli. Przecież będzie tu
tylko do września, więc zostało mu jeszcze kilka tygodni. Nie
mogła czekać.
ale nie niespodzianka ! jestem twoja fanka i uwielbiam twoje opowiadanie poprawiłaś mi humor ponieważ jestem przeziębiona:P
OdpowiedzUsuńdziękuje za dodanie odcinka
Jeremy z tym swoim strachem był słodki tylko do pewnego momentu. Teraz naprawdę mnie irytuje. Mogłabym powiedzieć, że to jest męska wersja mojej Sandry xD Podziwiam Pearl za cierpliwość, bo jeśli facet nie potrafiłby wykrzesać z siebie odrobiny odwagi, to dałabym sobie z nim spokój, szczególnie, że gdzieś czai się przecież Nate :) Błagam, niech Jeremy się ogarnie i pokaże, że naprawdę ma jaja ;D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :D
Mamciu, Jeremy, mój biedaczek. Jeny, ma na pewno teraz taki mętlik w głowie, tyle czasu nie spotykał się z ludźmi, a tutaj taka Pearl...jeny, niech zejdzie do niej, na serio, bo może naprawdę się trochę ogarnie psychicznie. Dziewczyna na pewno mu w tym pomoże. Czekam na dalej. <3
OdpowiedzUsuńCudowne! Uwielbiam to opowiadanie i ogromnie się cieszę, że w końcu sprawy między Pearl a Jeremim postępują!:D wręcz nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału^^
OdpowiedzUsuń