7.11.13

20. Odrobina nadziei

Nie mogła pozwolić sobie na zbyt długi płacz. Musiała wstać, pozbierać się do kupy i zejść na dół, aby przygotować kolację. Powoli zachodzące słonce oświetliło kuchnie, dodając jej tym samym rodzinnego uroku, ale w tym pomieszczeniu żadna rodzina nie zasiądzie do kolacji, nigdy. Pokiwała smutno głową i zabrała się za pizzę, którą postanowiła zrobić kilka dni temu. Była pracochłonna, więc odkładała ją na później, ale dziś musiała zająć czymś myśli, aby nie dręczyć się sprawą Gandalfa.
Szybko posprzątała i zabrała się za ugniatanie ciasta. Wyrabiając je, myślami odpłynęła do Jeremy'ego, który siedział tam samotny i opuszczony. Ostatnie godziny poświęciła ogierowi, a teraz musiała pomyśleć o mężczyźnie dwa piętra wyżej. Tak naprawdę nie chciała tego robić, ale już tak często go wspominała, że stało się to codziennością. Przyzwyczaiła się do tego tak bardzo, iż teraz była zdziwiona, że przez ostatnie godziny nie zagościł w jej myślach ani razu.
- Głupia idiotko, po co ci to w ogóle? - zapytała samą siebie, głosem pełnym wyrzutu. Powinna nabrać dystansu do mężczyzny, powinna zacząć traktować go jak sam tego sobie życzył. Właśnie. Powinna, ale nie zrobiła tego. Obojętność to ostatnia rzecz, jaką mogła od siebie wymagać względem Jeremy'ego. Nie potrafiła go ignorować tak, jak potrafił to on.
Dusząc pieczarki z cebulą doszła do wniosku, że nie ma innego wyjścia. Chcąc czy nie musi ustosunkować się do tej decyzji, nie ważne jak bardzo jej się to nie podoba. Kiedy zaczęła kroić paprykę, ogórki i cebulę uznała, że muszą zjeść kiedyś kolację razem. Naprawdę nie umiała myśleć o tej sprawie inaczej. Zależało jej na tym mężczyźnie i nikt nie mógł jej tego zabronić. On tym bardziej.
Kiedy przykryte ścierką ciasto wyrosło, a pieczarki doszły pod przykrywką, zabrała się za pizzę, na chwilę przestając myśleć o Jeremym. Coraz lepiej jej szło i uznała, że pobyt w Szkocji sprawi, iż jej kulinarne zdolności ulegną zdecydowanej poprawie. Już teraz widziała, jak dobrze sobie radziła i była pewna tego, co robi.
Pizza powoli piekła się w piekarniku. W tym czasie Pearl postanowiła posprzątać i zrobić listę zakupów. Musiała za kilka dni pojechać do miasta i uzupełnić spiżarnię, aby nie brakło już niczego. Poszła jeszcze do swojego pokoju, aby zabrać telefon i zadzwonić do mamy. Starała się codziennie opowiadać jej o tym, co działo się w zamku. Wysłała jej nawet zdjęcia, które ostatni zrobiła. Matka była zachwycona okolicą, ale oczywiście zaczęła narzekać na to, że jest sama pośród wielu mężczyzn. Pearl musiała za każdym razem ją uspokajać i przekonywać, że nic jej nie będzie. Jej mama jednak wciąż się martwiła.
Złapała telefon, a jej wzrok padł na laptop, który leżał na łóżku i się ładował. Przygryzła dolną wargę. Zawahała się na chwilę, a potem wzięła również komputer wraz z ładowarką i wyszła z pokoju.
Nie wiedziała w jakim to celu zrobiła. Usiadła w kuchni włączyła laptopa i poczekała aż system się uruchomi. Kiedy wszystko się załadowało postanowiła sprawdzić pocztę. Jeszcze nie zdążyła się zalogować, gdy na ekranie pojawiła się chmurka czatu. Jeremy. Przełknęła ślinkę i kliknęła na migającą wiadomość. Otworzyło się okno.

Jeremy: Dzień dobry! Cieszę się, że w końcu Cię widzę na czacie. Jak czuje się Gandalf?
Pearl: Dzień dobry. Sama nie wiem. Chyba jednak popełniłam błąd, ratując mu życie. Teraz to widzę. Myślę, że Gandalf jest już na straconej pozycji, ale wmawiam sobie, że wcale tak nie jest.
Jeremy: Jest aż tak źle? Niemożliwe. I nie mów tak, bo to, co zrobiłaś było bardzo odważne. Daj mu jeszcze trochę czasu. Sama prosiłaś mnie, żebym go nie skreślał tak od razu.
Pearl: Masz rację, ale weterynarz powiedział, iż obawia się, że ogier może nie wyjść z tego stanu w jakim się znalazł. Może być sprawny fizycznie, ale jego psychika jest totalnie w strzępach. Nie da się z niej już nic poskładać. Przynajmniej tak to teraz wygląda.
Jeremy: Poszukam jakiegoś zaklinacza koni albo coś w tym stylu. Może on inaczej spojrzy na tę sprawę i pokaże nam, co robimy źle. Pearl, nie martw się, zobaczysz, że wszystko będzie dobrze.
Pearl: Nie wiem, Jeremy. Łatwo powiedzieć. Teraz wydaję mi się, że popełniłam błąd...
Jeremy: Przestań. Nie zamartwiaj się. Pearl, proszę Cię, nie martw się niepotrzebnie. Okaże się, że jednak wszystko będzie dobrze, a Ty niepotrzebnie nabijałaś sobie głowę czarnymi myślami.
Pearl: Nie wiem, zobaczymy to w najbliższej przyszłości. Poszukam kogoś, kto pomoże nam przy Gandalfie. Jaką cenę jesteś skłonny zapłacić temu komuś?
Jeremy: Każdą. Pearl, stać mnie na to, aby zapewnić każdemu zwierzęciu profesjonalną opiekę psychologa czy weterynarza.

Ich rozmowę przerwała kuchenka, która oznajmiła głośnym piknięciem, iż pizza jest gotowa. Wyjęła ją i postawiła na blacie, aby nieco przestygła.

Pearl: Dziś na kolację będzie pizza. Może być?
Jeremy: Mój Boże, właśnie nieświadomie spełniłaś moje marzenie! Chciałem Ci kiedyś to zaproponować, ale nie wiedziałam, czy zechcesz ją dla mnie zrobić.
Pearl: Pisz śmiało, jeśli będziesz miał na coś ochotę. Naprawdę postaram się to zrobić, jak najlepiej umiem, choć nie obiecuję cudów.
Jeremy: Nie doceniasz się. Smakują mi Twoje potrawy, Pearl, więc nie umniejszaj swoich umiejętności! Lubię Twoje potrawy i gdyby to było możliwe, chciałbym, żebyś została tutaj już zawsze, bo nigdzie nie znajdę takiej gosposi jak Ty.
Pearl: Dziękuję Jeremy, to strasznie miłe, co mówisz, naprawdę. I uważaj, żebym nie stała się próżna przez Twoje komplementy.

Dziewczyna specjalnie pominęła drugą część jego wiadomości, gdyż w jej sercu odezwał się tępy ból. Mógł ją zatrzymać. Wystarczyło jedno, proste słowo: zostań. A ona spełniłaby jego prośbę, przeciwstawiając się matce i Candice. Zostałaby i porzuciła myśl o studiach. Ale on chciał jedynie przyjaźni, więc nie mogła mu tego dać. Wolała wyjechać i zaszyć się w mieszkaniu, rzucić się w wir pracy i nauki niż pozwolić zatracić się we wspomnieniach o nim. Boże, czyżby się w nim zakochała? Przecież to niemożliwe, skoro niewiele się z nim kontaktowała. Czy aby przypadkiem nie popełnia głupoty? Potrząsnęła głową i skupiła się na rozmowie.

Jeremy: Ty? Próżna? Nigdy. Jesteś na to zbyt inteligentna.
Pearl: Pizza zaraz będzie.
Jeremy: To w takim razie już zacieram ręce.

Dziewczyn podniosła się z krzesła i sięgnęła po nóż. Choć posiłek nadal był gorący pokroiła go i trzy spore kawałki ułożyła na talerzu, a potem polała je obficie ketchupem. Do szklanki nalała coli i postawiwszy wszystko na tacy zaniosła do pokoju. Z bijącym sercem weszła do środka. Bała się spojrzeć w kamerę gdyż nie wiedziała, co by wtedy zrobiła. Mogła zrobić z siebie kompletną idiotkę Kiedy postawiła tacę z jedzeniem, usłyszała głoś Jeremy'ego.
- Już tutaj czuję wspaniały zapach - powiedział Jeremy, a Pearl poczuła przebiegające po plecach dreszcze.
- Nie przesadzaj - bąknęła niepewna i uśmiechnęła się nieśmiało. Jego głos sprawił, że wszystko w niej drżało. Westchnęła rozdzierająco i przez chwilę poczuła się jak zakochana idiotka, która robi maślane oczy do swego ukochanego. No cóż, chyba najwidoczniej nią była, skoro reagowała w ten sposób.
- Pizza już jest. O Jezu, tak jak myślałem. Pachnie cudowanie. Boże, Pearl, chyba dam ci podwyżkę, jesteś warta każdych pieniędzy - mruknął zadowolony.
Dziewczyna poczuła mrowienie w dole brzucha i już wiedziała, że to co w tej chwili doświadczyła nie miało nic wspólnego z uczuciami, jakimi go obdarzyła... To było pożądanie. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie czuła. William nie umiał w niej wzbudzić fizycznego pragnienia, a Jeremy nawet jej nie dotknął, nawet nie wiedziała jak wyglądał, a potrafiła go zapragnąć z siłą o jaka nawet się nie podejrzewała. Nie mogła się temu poddać, nie pozwoli aby fizyczne przyciąganie zdominowało jej uczucia, gdyż bała się tego, co mogłaby zrobić. Nie miała serca dawać Jeremy'emu złudnej nadziei, bo jeśli on jej nie chcę to czy mogła obudzić w nim coś więcej niż przyjaźń? Nie mogła, choć bardzo chciała aby mężczyzna patrzył na nią nie jak na przyjaciółkę, lecz jak na młodą kobietę.
- Wracam do kuchni, muszę jeszcze posprzątać.
- Dobrze, ale mam nadzieję, że nie znikniesz z czatu?
- Nie, oczywiście, że nie. - Posłała mu radosny uśmiech i wyszła. Cóż, chciał przyjaźni to będzie ją miał, bez względu na to, co ona czuła. Nie mogła dopuści do przekroczenia granic, które wyznaczył Jeremy Blackbourn, choć bardzo chciała.
Kiedy weszła do kuchni, rozejrzała się dookoła i stwierdziła, że jednak pomieszczenie nie wymaga jej interwencji, więc zabrała laptopa na górę i wygodnie ułożyła się na łóżku.

Pearl: Jak pizza? Smakuje?
Jeremy: No jasne! Mam nadzieję, że Ty również postanowiłaś zjeść kolację?
Pearl: Ja sobie dziś odpuszczę. Nie mam apetytu. To chyba przez sprawę z Gandalfem, bardzo się tym przejęłam i nadal mam żołądek zawiązany w supeł.
Jeremy: Pearl, proszę Cię, nie martw się na zapas. Przecież istnieje szansa, że wyjdzie z tego.
Perl: Oczywiście, że istnieje, ale jest ona tak mała, że teraz jej nie widzę. Nie wiem, co zrobię, jeśli okaże się, że nasze starania poszły na marne. Załamię się.
Jeremy: Ani mi się waż! Bo pójdę do ciebie i mocno Tobą potrząsnę. Nie chcę, żebyś się smuciła. Zrobimy wszystko, aby wyciągnąć Gandalfa z tego dołka.
Pearl: Chciałabym, żebyś tu był. Tak bardzo chcę się do kogoś przytulić.

Słowa same wystukały się na klawiaturze. Pearl przez chwilę patrzyła oszołomiona na ekran laptopa. O Boże, co ona zrobiła! Zamknęła oczy i pomyślała, że za chwilę spłonie ze wstydu.

Jeremy: Ja też bym tego chciał.

Poczuła jak serce zaczyna coraz szybciej walić. Przełknęła nerwowo ślinkę i przygryzła wargę. Może powinna teraz spróbować?

Pearl: Więc dlaczego ciągle uciekasz? Dlaczego wciąż się przede mną chowasz? Czy pokazanie mi twarzy byłoby takie straszne?
Jeremy: Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym Cię wziąć w ramiona. Kiedy byłem u Ciebie, a Ty zapytałaś mnie, czy możesz mnie pocałować, spanikowałem i uciekłem. Od dawna o tym marzę, ale widzisz, nie jestem wart tego, by Cię dotykać. Gdybyś mnie zobaczyła... Nasza znajomość przestałaby być dla Ciebie ważna. Mam szpetną twarz i moje towarzystwo przestałoby Ci się podobać. Nie mogę liczyć na nic więcej, niż rozmawianie z Tobą poprzez kamerę i Internet. Chciałbym być normalny.
Pearl: Ile razy mam jeszcze napisać, powiedzieć, że dla mnie nie liczy się Twój wygląd? Że nie boję się tego, co opisujesz w tak okropny sposób. Rozumiem, że możesz być niepewny mojej reakcji, ale zrozum, że nigdy bym Cię nie skrzywdziła! Poza tym, nie mów, że nie jesteś wart, bo to totalna bzdura! I mam wrażenie, że to, co jest między nami nic dla Ciebie nie znaczy. Ja bardzo chciałabym aby nasza znajomość zeszła z tych sztucznych rozmów na czacie. Chcę porozmawiać z Tobą w cztery oczy. Tak jak było to w moim pokoju. Wiesz jakie to było fantastyczne uczucie stać niedaleko Ciebie? Czułam, że cała drżę i cieszyłam się, że do mnie przyszedłeś. Bardzo chciałabym abyś mnie w końcu przytulił.
Jeremy: Lepiej będzie, jeśli zamkniesz dziś w nocy pokój.
Pearl: Otworzę szeroko drzwi i będę na Ciebie czekała. 
Jeremy: Dlaczego piszesz mi takie rzeczy? Pearl, czy Ty masz pojęcie, jak to na mnie działa? Nie jestem z kamienia.
Pearl: Ja też nie. Myślisz, że ja nic nie czuję, nie pragnę? Nie tęsknie? Nie myśl, że tylko Ty możesz odczuwać.
Jeremy: Zakończmy ten temat, bo robi się nie bezpieczny. Proszę, Pearl. Nie możemy się w to bawić.
Pearl: Ja też Cię proszę. Jedno spotkanie twarzą w twarz. Czy to tak wiele?
Jeremy: Daj mi czas, potrzebuję go na przemyślenie tego i owego.
Pearl: Dziękuję. To bardzo wiele dla mnie znaczy.

Nie mogła w to uwierzyć, że w końcu Jeremy przynajmniej postara się przemyśleć sprawę spotkania. To już coś. Odetchnęła z ulga i zatraciła się w rozmowie z mężczyzną. Nawet nie zorientowała się, gdy zrobiło się wyjątkowo późno. Spojrzała na telefon i niemal jęknęła. Było wpół do pierwszej! Czas tak leciał szybko, gdy kontaktowała się z panem zamku. Pożegnała się szybko i poszła wziąć prysznic. Nie mogła przestać się uśmiechać i wciąż to robiła, gdy zasypiała.

Poranek okazał się bardzo słoneczny i zapowiadał się gorący dzień. Pearl wstała zaraz po dziewiątej i migiem zeszła na dół, aby zabrać się na jedzenie. W trakcie, gdy przygotowywała posiłek ktoś zapukał do drzwi. Zamarła na chwilę, a potem podeszła do nich i otworzyła je szeroko. W progu stał Nate oraz pan Adalbert. Obaj mieli zmartwione miny, ale gdy tylko ujrzeli jej radosną minę popatrzyli na siebie zaskoczeni.
- Czy wszystko w porządku? - zagadnął pierwszy starszy pan.
- Tak, oczywiście. Czuję znacznie lepiej - dodała jeszcze, ponieważ wiedziała, że chodziło mu o wczoraj. Wpuściła ich do środka. - Zjedzcie ze mną śniadanie. - Mężczyźni pokiwali zgodnie głowami i weszli głębiej do pomieszczenia.
Szybko zajęła się szykowaniem posiłku. Przygotowała dla nich talerzyki, kubki i podstawiła im zapełniony półmisek. Były na nim wędliny, sery, pomidory i ogórki. Podobny, lecz mniejszy zrobiła dla Jeremy'ego. Zaparzyła mu herbatę i wszystko postawiła na tacy.
- Poczekaj, pomogę Ci - powiedział Nate, gdy Pearl wybrała się ze śniadaniem dla pana zamku.
- Dzięki. Otwórz je - wskazała głową drzwi, za którymi znajdował się niewielki pokój. Chłopak wykonał pospiesznie polecenie i przepuścił ją w drzwiach. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością i weszła do środka. - Idź do kuchni, ja zraz przyjdę. - Poczekała, aż Nate wyjdzie z pokoju i dopiero wtedy skierowała twarz w stronę kamery. Nie przeszkadzałoby jej to wcale, gdyby Nathaniel byłby obok niej, ale jej rozmowy z Jeremy'm były dla niej wyjątkowe, intymne, zwłaszcza po wczorajszym.
- Dzień dobry, Pearl - przywitał się Jeremy. Dziewczyna natychmiast zadrżała na dźwięk jego głosu, szybko jednak wzięła się w garść.
- Dzień dobry, Jeremy. Jak ci się spało?
- Fatalnie. Całą noc myślałem o naszej wczorajszej rozmowie.
- I co? Wymyśliłeś coś? - zapytała drżącym głosem. Bała się mieć nadzieję. Nie chciała tego, ale po prostu nie mogła się powstrzymać, zbyt jej zależało, aby wyciągnąć go z tego cienia.
- Nie, niestety. Najwidoczniej jedna noc to za mało, Pearl.
- Dobrze, nie spiesz się. Mamy czas, prawda?

Jednak zastanawiała się, czy rzeczywiście go mieli. Przecież będzie tu tylko do września, więc zostało mu jeszcze kilka tygodni. Nie mogła czekać.

4 komentarze:

  1. ale nie niespodzianka ! jestem twoja fanka i uwielbiam twoje opowiadanie poprawiłaś mi humor ponieważ jestem przeziębiona:P
    dziękuje za dodanie odcinka

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeremy z tym swoim strachem był słodki tylko do pewnego momentu. Teraz naprawdę mnie irytuje. Mogłabym powiedzieć, że to jest męska wersja mojej Sandry xD Podziwiam Pearl za cierpliwość, bo jeśli facet nie potrafiłby wykrzesać z siebie odrobiny odwagi, to dałabym sobie z nim spokój, szczególnie, że gdzieś czai się przecież Nate :) Błagam, niech Jeremy się ogarnie i pokaże, że naprawdę ma jaja ;D
    Pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Mamciu, Jeremy, mój biedaczek. Jeny, ma na pewno teraz taki mętlik w głowie, tyle czasu nie spotykał się z ludźmi, a tutaj taka Pearl...jeny, niech zejdzie do niej, na serio, bo może naprawdę się trochę ogarnie psychicznie. Dziewczyna na pewno mu w tym pomoże. Czekam na dalej. <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowne! Uwielbiam to opowiadanie i ogromnie się cieszę, że w końcu sprawy między Pearl a Jeremim postępują!:D wręcz nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału^^

    OdpowiedzUsuń

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Breatherain, Terriblecrash, KrypteriaHG oraz Rose Perdu. Lily James oraz Beneath You Beautiful.