25.11.13

21. Niepotrzebna brawura

Pearl zaczęła dzielić życie między Gandalfem i Jeremym. Ten pierwszy nadal zachowywał się agresywnie; kopał, rżał i próbował gryźć każdego kto tylko znalazł się w pobliżu jego zębów. Jego zachowanie nie poprawiło się ani trochę. Wizyty w stajni odciskały swe piętno na dziewczynie, która robiła wszystko, aby ogier zaufał ludziom. Z każdym mijającym dniem popadała w coraz większy smutek, który czasami był tak duży, iż nie była w stanie powstrzymać łez. Zazwyczaj do stajni chodziła po obiedzie i kolacji. Po powrocie rzucała się na łóżko i płakała głośno, gdyż była pewna, że nikt jej nie usłyszy. Nawet Jeremy zaczął się niepokoić, ponieważ w kamerze dostrzegł jej smutną minę. Wielokrotnie prosił ją, aby przestała się zadręczyć, ale ona nie potrafiła tak po prostu przestać martwić się sytuacją Gandalfa.
Natomiast jeśli chodziło Jeremy'ego i jego "pomyślę nad tym", to Pearl traciła nadzieję, że kiedyś jeszcze go zobaczy. Wciąż prosił o trochę czasu, bo dla nie było to bardzo trudne. Rozumiała to i nie chciała go popędzać, jednak jej pobyt tutaj niedługo się skończy i nie wiedziała, co wtedy zrobi, gdy okażę się, że Jeremy ją tylko zwodził, a ona jak ostatnia idiotka dała się wodzić za nos. Nie wybaczyłaby tego jemu i sobie, że łudziła się czymś, co nigdy nie znalazło pokrycia w rzeczywistości. Jednak wciąż miała nadzieję, że Jeremy w końcu się przełamie. Nie opuszczało ją wrażenie, że miała coś na wyciągnięcie ręki, a jednocześnie nie miała nic. Jakby jedno dotknięcie pozbawiło ją tego. Czasami frustracja i złość zżerała ją od środka, ale zaciskała mocno wargi i nic nie mówiła, aby nie zepsuć tej nici, która nagle pojawiła się między nimi.
Wyczuwała, że, choć tylko trzy razy znalazła się w jego pobliżu, fizyczne napięcie. Naprawdę nie wiedziała skąd to się wzięło, ale przypuszczała, że niewiele potrzebowała, aby zapragnąć Jeremy'ego. W końcu spotkali się trzy raz: pierwszy raz, gdy pierwszej nocy nie mogła zasnąć i śledziła go korytarzem. Wtedy złapał ją za ramiona, gdy się nagle z nim zderzyła. Drugi raz zaskoczył ją w ogrodzie, a trzeci był tak niedawno. Wtedy to zrobiła z siebie kompletną idiotkę i zapytała go, czy może go pocałować. Do dziś nie mogła sobie tego zapomnieć, ale po raz kolejny miała cichą nadzieję, że mówiąc to obudziła w nim coś więcej niż tylko zwykłe zainteresowała. Chciała, aby... Aby... Sama nie wiedziała co. Nie chciała prosić go o to, by ją pokochał, bo to zbyt wiele, ale żeby przynajmniej przez chwilę zapomniał o swej domniemanej brzydocie i zaufał jej. Bardzo tego chciała, choć jednocześnie nie liczyła na zbyt wiele.
Rozterki sprawiły, że kolejne dni spędzała jakby w pół śnie. Straciła na wadzę, gdyż bardzo mało jadła. Martwili się o nią wszyscy, choć zapewniała każdego, że czuję się świetnie i nie muszą się o nią troszczyć. Nate i Adalbert często ją odwiedzali, więc poczucie osamotnienia nigdy jej nie groziło. Czasami też wpadał Greg Smadley z córką. Cieszyła się z tych wizyt i bardzo zaprzyjaźniła się z Anabell. 
Któregoś dnia, gdy powolnym krokiem wracała do zamku, dopadł ją Nate. Szarpnął ją za ramię i odwrócił twarzą do siebie. Pearl zaskoczona jego zachowaniem próbowała się wyrwać ale ten tylko zacisnął mocniej ręce.
- Co się z tobą dzieje? - warknął przez zaciśnięte zęby.
- Nic - odpowiedziała i na potwierdzenie próbowała się uśmiechnąć. Nie bardzo jej to jednak wyszło, a Nathaniel wkurzył się jeszcze bardziej. Odsunął się od niej i nerwowo przeczesał dłonią włosy.
- Przecież widzę, że coś jest nie tak! Nie próbuj mnie zbyć głupim uśmieszkiem, bo ja nie dam się nabrać. Nawet Marcus zastanawia się, co jest z tobą nie tak. No więc pytam, w imieniu wszystkich, co jest? Nie mów, że nic, bo nie uwierzę. - Skrzyżował ramiona na piersi i mierzył ją surowym wzrokiem. Po raz kolejny miała ochotę wzruszyć ramionami, ale wiedziała, że to byłby głupi pomysł. Nie chciała jeszcze bardziej zdenerwować Natahniela, więc tylko westchnęła ciężko.
- Po prostu martwię się sytuacją Gandalfa. To wszystko. Ciężko jest mi patrzeć na niego i mieć świadomość, iż możliwe, że nie jest już do uratowania. Nie sądzisz, że powinnam się tym przejmować, skoro uratowałam mu życie?
- Ale przecież jeszcze nic nie rozstrzygnęło się w jego sprawie.
- Może nie, ale mam wątpliwości, czy dobrze zrobiłam wtedy... - zamilkła i pustym wzrokiem powiodła po okolicy. Powoli nad zamkiem i jego okolicami zapadał ciepły wieczór. Psy leżały pod drzewem i w końcu znalazły ukojenie po upalnych godzinach, konie i krowy wracały po całym dniu skubania trawy na łąkach, za nimi szli i głośno rozmawiali zatrudnieni tymczasowo pracownicy, wszelki drób już powoli schodził się do kurników i wskakiwał na grzędy. W powietrzu czuć było zapach czarnego bzu, a lekki wiaterek roznosił go po całej okolicy. Było tak cudownie.
- Zrobiłaś to, co uważałaś za słuszne. Nikt nie może cię za to winić, skarbie. Podziwiam cię za to, że odważyłaś stanąć w jego obronie i uratować mu życie. To się liczy. - Wyciągnął do niej ramiona i objął ją mocno. Przytuliła się do niego i cicho zapłakała. Naprawdę czuła się coraz gorzej i nie była w stanie nad tym zapanować. Zbyt dużo myślała, zbyt wiele się zastanawiała.
- Ale co to za życie w ciągłym gniewie? On cierpi - załkała prosto w jego znoszoną koszulkę. Nie przeszkadzało jej to, że był brudny i spocony. Nie zwróciła na to wielkiej uwagi, gdyż w tej chwili zbyt mocno przeżywała, aby zaprzątać sobie głowę bzdurami.
- Wiem, ale Blackbourn na pewno coś wymyśli. To on ma tu kasę i może wszystko - powiedział nieco pogardliwie Nathaniel. Pearl na chwilę przestała płakać i spojrzała na niego zaskoczona.
- Dlaczego ty go tak nie lubisz? - zapytała szeptem. Głos łamał jej się, ale dzielnie patrzyła mu w oczy, nie bacząc, że jest zapłakana.
- Nie to, że go nie lubię, ale... Denerwuje mnie to, że siedzi tam w tym zamku, jak jakiś tchórz i nie interesuje go to, co dzieję się wokół. Nigdy nie wchodzi z zamku, boj się ludzi jak zaszczute zwierzę.
- A ty byś chciał wyjść z twarzą poznaczoną bliznami? Nie bałbyś się odrzucenia? - Odsunęła się od niego i teraz już nieco wzburzona mierzyła go płonącym wzrokiem. Nate wzruszył ramionami, choć sądząc po jego nerwowym spojrzeniu, wydawało się, że bardzo drażni go ten temat.
- Nie wiem, nigdy nie znalazłem się w takiej sytuacji. Czy możemy zmienić temat? Rozmawialiśmy o tobie.
- No jasne, najprościej pominąć takie tematy... - warknęła wściekła na jego ignorancję. - Nie mam ochoty już rozmawiać. Do zobaczenia.
- Dobranoc, gwiazdo. Śpij dobrze - powiedział Nate i odszedł w swoją stronę. Pearl zamaszystym krokiem skierowała się do zamku. Szybko zamknęła drzwi, aby nikt się nie dostał do środka i pobiegła na górę. Przygotowała się do snu i włączyła laptopa. Jeremy natychmiast się odezwał, pytając o dzień i wizytę u Gandalfa. 
Pearl jak zawsze nadrabiała miną a dziś wyjątkowo nie miała ochoty z nim rozmawiać. Nawet jeśli Jeremy bardzo się starał ją rozbawić, opowiadając anegdoty ze swojego dzieciństwa.

Pearl: Musiałeś być uroczy mając sześć lat. Dzieci są słodkie w tym wieku i rozbrajająco szczere.
Jeremy: Lubisz dzieci?
Pearl: A kto ich nie lubi?
Jeremy: Moja była dziewczyna. Amber. Nie przepadała za nimi, a ja tak, uwielbiałem rozpieszczać maluchy kuzynostwa.
Pearl: Nigdy nie zrozumiem takich ludzi. Dzieci dają człowiekowi tyle radości! I są przede wszystkim dumą rodziców. Moja mama często powtarza mi, że ja i Can jesteśmy jej życiem i cieszy się, że nas ma. Wiesz, gdy nasz ojciec odszedł od nas, my byłyśmy dla niej powodem, dla którego warto walczyć. Ciągle nam przypomina, że to właśni my sprawiłyśmy, że się nie załamała po odejściu męża.
Jeremy: Mogę Cię o coś zapytać?
Pearl: No jasne.
Jeremy: Dlaczego Wasz ojciec odszedł? Nie kochał już Waszej matki?
Pearl: Trudno powiedzieć. Odszedł, bo kochanka okazała się być ładniejsza? Bardziej pociągająca? Nie wiem. Po prostu, mama znudziła się mu i nie bacząc, że ma małe córki pewnego dnia spakował się i wyszedł bez słowa. Potem spotkałam go trzy razy, raz nawet będąc nastolatką wyklęłam go i obrzuciłam takimi oszczerstwami, że nawet sam Bobbie byłby zaskoczony moim zachowaniem. A przecież sam doświadczył mojego ciętego języka.
Jeremy: Musiałaś to przeżyć, skoro tak zareagowałaś na mężczyznę, którego powinnaś uważać za najważniejszego na świecie.
Pearl: Nie tak bardzo, bo miałam wtedy zaledwie cztery lata, gorzej było z Candice, która była do niego przywiązana. Facet, który nas spłodził był egoistycznym dupkiem, który nauczył mnie jednego: nigdy nie jesteś w stanie poznać na tyle drugiego człowieka, aby być pewnym jego uczuć. Can dopóki nie spotkała Bobbie'go nie zaufała żadnemu mężczyźnie, a gdy tylko pojawił się nasz ojciec robiła się agresywna. Dlatego między nią, a Robertem było jak było, przynajmniej na początku ich znajomości.
Jeremy: Bobbie był zachwycony Twoją siostrą, ale powtarzał mi, że jest bardzo irytująca, bo była zbyt pewna siebie i dążyła do celu, nie potrzebując wsparcia ani pomocy.
Pearl: Can zawsze była niezależna. Opiekowała się mną i wspierała mamę. Myślała nawet o rzuceniu szkoły, aby zacząć pracę, ale wtedy zmarł dziadek Jack i całą niewielką GrandPic zapisał w testamencie nam. Ponieważ mama miała już swoją pracę, Candice wzięła na siebie obowiązek prowadzenia firmy, dlatego też rozpoczęła studia pod kątem grafiki komputerowej.
Jeremy: Zawsze ją podziwiałem. Obie jesteście bardzo dzielne.

Westchnęła ciężko. Czy musieli o tym rozmawiać? Nie miała nawet na to ochoty, bo to przypominało jej czasy w szkole, gdy dzieci ciągle pytały ją gdzie jest jej tata. Teraz nie chciała do tego wracać. Epizod z ojcem należał do przeszłości. Więcej już go nie widziała, więc za nim nie tęskniła. Miała obojętny stosunek do człowieka, który tak łatwo o niej zapomniał.

Pearl: Może zamiast rozmawiać o mnie, porozmawiamy o czymś innym?
Jeremy: Coś proponujesz?

Długo myślała nad tematem, ale w końcu westchnęła i stwierdziła, że neutralna rozmowa o niczym będzie lepsza niż ciągłe przekonywanie Jeremy'ego, żeby w końcu się jej pokazał.

Pearl: Książki. Może być?

Pomimo początkowej niechęci do rozmowy, Pearl szybko się rozkręciła i nie potrafiła się pożegnać, choć pora była już późna. A oni wciąż rozmawiali. W końcu jej zły humor ulotnił się gdzieś daleko, a ona sama nie potrafiła się nacieszyć tym, że Jeremy tak chętnie odpowiada na jej pytania.
W końcu rzeczywiście musiała się z nim pożegnać. Robiła to dość niechętnie, ale była bardzo śpiąca.

Pearl: Dobranoc, Jeremy. Śnij o mnie.

Wyłączyła czat i wylogowała się z systemu. Tak naprawdę nie chciała tego napisać, ale gdzieś włączyła się jej przekora i stwierdziła, że takie pożegnanie bardzo mu się przyda.
Kolejne dni minęły spokojnie, poza tym jednym porankiem, gdy Jeremy z rozbawieniem w głosie oznajmił jej, że posłuchał jej słów i śnił o niej. Zaczerwieniła się wtedy i szybko wyszła z pokoju. Nie sądziła, że jej słowa przyjmie tak dobrze. Prędzej spodziewała się jakiegoś ataku z jego strony, ale skoro zareagował w ten sposób jeszcze istniała szansa, że Jeremy jej zaufa i zejdzie do niej. Nie łudziła się jednak, że nadejdzie to tak szybko.

*
Gandalf ani trochę nie poprawił swojego zachowania. Pracownicy stajni musieli zbudować nowy boks, specjalnie dla niego, gdyż ten, w którym przebywał przypominał raczej pobojowisko wściekłej armii. Nie nadawał się już do użytkowania. Wszyscy zastanawiali się, jak to zrobił z nogą w gipsie. Jednak ogierowi nie potrzebne były cztery nogi, miał jeszcze trzy, które użytkował w dość niebezpieczny sposób. Pearl codziennie przynosiła mu dwa jabłka i marchewkę naiwnie wierząc, że jej gest przywróci w ogierze wiarę w człowieka i zaufanie. Mimo chwilowej załamki, nadal sądziła, że kiedyś Gandalf wyjdzie z tego. Może za rok? W internecie znalazła człowieka, który zajmuje się naturalnym treningiem koni i ogłosił się samozwańczym zaklinaczem koni. Jeździ po całym świecie i prostuje skrzywioną psychikę koni. Widziała na jego stronie filmiki z tych wizyt i zaimponował jej cierpliwością, wiedzą, a także umiejętnościami jeździeckimi. Dlatego sytuację Gandalfa widziała nieco inaczej, w lepszym świetle.
"Cierpliwość jest podstawą w relacji z agresywnym zwierzęciem: cierpliwość i zrozumienie, a także odwaga. Człowiek nie może pozwolić sobie na strach, który wykorzysta zwierzak. Obróci w niwecz dotychczasowe rezultaty, jeśli dana osoba się przestraszy" - tak wyczytała ostatnio na stronie zaklinacza. Uznała to za myśl przewodnią własnego zachowania.
Poszła do ogiera z mocnym postanowieniem, że się nie przestraszy. Nie pokaże po sobie ani odrobiny lęku, który wykorzysta przeciwko niej siwek. Musi być odważna i konsekwentna. Co prawda nie wiedziała, co uczyni po przyjściu do stajni, ale jedno było pewne: nie podda się tak łatwo. Skoro z Jeremym nieco się udało, a przecież był on strasznym dzikusem i odludkiem, to dlaczego ma się nie udać z Gandalfem? Obaj byli do siebie podobni i wystarczyło kilka dni, może tygodni, aby w końcu zdobyć ich zaufanie.
Stajnia tonęła w cichych dźwiękach wydawanych przez konie. Chrapanie, parskanie, pogryzanie i tupanie kopytami. Rozejrzała się po wnętrzu. Słońce wpadało przez szeroko otwarte drzwi i okna. Wszystkie konie odpoczywały w boksach, ukryte w cieniu. Gandalf znajdował się w najdalszym jego zakątku. Rozejrzała się wokół. Nikogo nie było, więc śmiało ruszyła przed siebie, jednocześnie będąc czujną. Nie chciała, aby Nate znów się do niej przyczepił. Wolała w spokoju iść do ogiera, a obecność Nathaniela na pewno nieco wytrąciłaby ją z równowagi. Musiała skupić się na zadaniu, które sobie narzuciła i nic jej od tego nie odwiedziecie. Spodziewała się, że to, co zrobi zakrawało na skrają głupotę i idiotyzm, ale istniała szansa, że jej plan może przynajmniej w połowie się spełnić.
W końcu stanęła przed boksem Gandalfa. Ogier dopóki jej nie widział, stał spokojnie, żując siano. W chwili, gdy zastrzygł uszami zwrócił swój kształtny łeb w jej stronę, natychmiast przystąpił do tradycyjnego ataku. Nie odsunęła się od niego, jak to robiła wcześniej i jak postępowali inni. Stała, w głowie wyobrażając sobie, że go siodła i rusza na długą przejażdżkę. Stała tak, dopóki koń nie odszedł od drzwiczek i nie zaczął kopać po ścianie, wtedy podeszła bliżej. W dłoni trzymała dla niego smakołyki, które miała nadzieje zje, że z ręki. Oczywiście chciała też zachować przy tym wszystkie palce. Ogier, który mimo szaleństwa widocznego w jego oczach wydał się być Pearl również zainteresowany tym, co robiła. Uśmiechnęła się, choć sądziła, że ten gest będzie zwierzęciu obojętny i całkiem niezrozumiały.
- Cześć - przywitała się cichym, łagodnym głosem. Koń łypnął na nią czekoladowym okiem, ale nie zaprzestał swego agresywnego tańca. - Jak się dziś czujesz? - zapytała ponownie. Koń jednak nadal wierzgał. - Widzę, że niezbyt dobrze. Chyba wiem, co czujesz. Masz ochotę na jabłko? Są pyszne - dodała jeszcze i powoli wyciągnęła do siwka rękę. Gandalf uspokoił się nagle i przyjrzał się uważnie jej dłoni, na której spoczywało jabłko. Pearl nie sądziła, aby przyjął od niej owoc, ale już samo to, że przestał kopać, świadczyło, że choć trochę wykazuje dobrej woli i coś może jeszcze z niego być.
- No, proszę, weź je - szepnęła, wysuwając rękę do przodu. Starała się nie okazywać strachu, choć w środku cała się trzęsła. Jabłko zatańczyło na jej ręce i spadło na ziemie. Gandalf pochylił łeb i obwąchał je, jakby było dziwnym, nieznanym przedmiotem. Potem jednak spojrzał na Pearl i złapał w zęby owoc. Szybko go rozgryzł. Dziewczyna ucieszyła się i położyła na dłoni kolejne jabłko. Tym razem koń wycofał się pod samą ścianę i stał zapatrzony w jej dłoń. Sama nie wiedziała, co ją skusiło w tamtej chwili, ale powoli, aby go nie wystraszyć zaczęła otwierać boks. Uchyliła drzwi i wślizgnęła się do środka, nie spuszczając z konia oka. Serce dudniło jej w piersi, a krew pulsowała w żyłach strachem i niepewnością. Stała na wprost siwka, który w każdej chwili mógł wyrządzić jej krzywdę, wystarczyłoby tylko jedno kopnięcie, aby pożegnała się z tym światem. Zimny dreszcz, który przebiegł po plecach zmroził ją po korzonki włosów. Opanowała się jednak, nim ogier wyczuł jej zmianę nastroju. Zrobiła jeszcze krok z wyciągniętą ręką. Jabłko leżało nieruchomo. Gandalf uniósł łeb i spojrzał nią nią, przebijając ją wzrokiem na skroś. Jego głębokie, pełne cierpienia oczy sprawiły, że w jej piwnych pojawiły się łzy. Nie chciała, żeby cierpiał. Pragnęła go widzieć brykającego z innymi końmi, skubiącego trawę, czy kłusującego po lesie pod siodłem.
Gandalf nadal patrzył na nią, ale w pewnym momencie trącił ją gwałtownie pyskiem, aż jabłko upadło i potoczyło się w kąt. Pearl zerknęła w tamtą stronę, ale po chwili spojrzeniem wróciła do ogiera. Musiała go obserwować, aby nie przegapić momentu, w którym koń nagle przeistoczy się w agresywne stworzenie. Kiedy jednak nadal pozostawał w tej samej pozycji, nie wykazując żadnych oznak poprzedniego zachowania. Stał i patrzył, jakby chciał zbadać jej intencję wobec niego.
- Obiecuję ci, że jeszcze kiedyś będziemy galopować po lesie - powiedziała cicho. Koń postawił uszy, chłonąc każdy dźwięk wydobywający się z jej ust. Był zaciekawiony, nadal ostrożny, ale wciąż zainteresowany jej osobą. Nie widziała złości w jego spojrzeniu, więc postąpiła krok do przodu. Wyciągnęła wolno rękę i niemal dotykała opuszkami palców jego chrapy. Prawie muskała jego pysk, gdy nagle z tyłu dobiegł ją przeraźliwy krzyk.
- Pearl! - Dziewczyna automatycznie odwróciła się w stronę męskiego głosu, który dobiegł ją od strony drzwi boksu. Nate stał w nich przerażony. Chciała coś odpowiedzieć, gdy nagle usłyszała głośne rżenie konia, a potem poczuła jak głowę rozrywa jej ból.
Upadła na ziemię, tracąc przytomność od kopnięcia Gandalfa.

8 komentarzy:

  1. biedna peral ! chciala dobrze a nate wszystko zniszczył !
    po za tym dziękuje że dodałaś post dzisiaj bo jest Katarzyny i moje imieniny życzę wszystkim Kasią wszystkiego naj !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, to w takim razie się cieszę i życzę wszystkiego dobrego! :)

      Usuń
  2. Już chciałam napisać, że Nate powinien dać sobie spokój z Pearl, bo ta jest równie uparta jak Jeremy i powinni sobie ręce podać. Już chciałam napisać, żeby Nate dał sobie spokój, bo Pearl czeka na swojego księcia i umrze w samotności, tak samo jak jej książę (czekający w wieży). Naprawdę sądziłam, że znajomość Pearl i Jeremiego zmierza donikąd, tak samo zresztą jak znajomość Pearl i Nate'a. A Ty boom, zwrot akcji robisz, w dodatku wykorzystujesz do tego Gandalfa. Więc nawołuję: Jeremy, ogarnij się! xD
    W zasadzie wszystkie moje przypuszczenia się sprawdziły - jeśli chodzi o Gandalfa, w jakiś sposób Pearl wyrządziła sama sobie krzywdę. Co potwierdza moim zdaniem, że Pearl jest naiwna i uparta, te cechy właśnie doprowadziły do wypadku.
    Pozdrawiam! Czekam na kolejny:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! Czasem bywam nieprzewidywalna, ale tylko czasem. No cóż, teraz pole do popisu ma Jeremy, a co zrobi, to się okaże.
      Może przesadnie wierzyła w swoje "cudotwórcze" możliwości. Masz rację, jest naiwna, skoro sądziła, że pomimo braku doświadczenia z końmi uda jej się obłaskawić narowistego ogiera.

      Już piszę, skrobię na szybkiego kolejny rozdział:)

      Usuń
  3. O kurczę, a prawie się jej udało! Co za Nate... Mam nadzieję, że po tym wypadku Pearl Jeremy się ogarnie i w końcu będą razem:D z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział!^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawie, choć nie wiadomo, co by się stało, gdyby Nate nie wkroczył do boksu. Pewnie i tak by Gandalf stał się agresywny.

      Dziękuję i pozdrawiam! <3

      Usuń
  4. Neco kiedy będzie następny rozdział bo już doczekać się nie mogę
    !

    OdpowiedzUsuń
  5. Łot, głupi Nate. Po co się darł?! Wystraszył tylko konia, a ona ucierpiała, jeeeeny, co za żal. I jak zwykle big lovki do Jeremiego. <3

    OdpowiedzUsuń

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Breatherain, Terriblecrash, KrypteriaHG oraz Rose Perdu. Lily James oraz Beneath You Beautiful.