Pearl
zaczęła dzielić życie między Gandalfem i Jeremym. Ten pierwszy
nadal zachowywał się agresywnie; kopał, rżał i próbował gryźć
każdego kto tylko znalazł się w pobliżu jego zębów. Jego
zachowanie nie poprawiło się ani trochę. Wizyty w stajni odciskały
swe piętno na dziewczynie, która robiła wszystko, aby ogier zaufał
ludziom. Z każdym mijającym dniem popadała w coraz większy
smutek, który czasami był tak duży, iż nie była w stanie
powstrzymać łez. Zazwyczaj do stajni chodziła po obiedzie i
kolacji. Po powrocie rzucała się na łóżko i płakała głośno,
gdyż była pewna, że nikt jej nie usłyszy. Nawet Jeremy zaczął
się niepokoić, ponieważ w kamerze dostrzegł jej smutną
minę. Wielokrotnie prosił ją, aby przestała się zadręczyć, ale
ona nie potrafiła tak po prostu przestać martwić się sytuacją
Gandalfa.
Natomiast
jeśli chodziło Jeremy'ego i jego "pomyślę nad tym", to
Pearl traciła nadzieję, że kiedyś jeszcze go zobaczy. Wciąż
prosił o trochę czasu, bo dla nie było to bardzo trudne. Rozumiała
to i nie chciała go popędzać, jednak jej pobyt tutaj niedługo się
skończy i nie wiedziała, co wtedy zrobi, gdy okażę się, że
Jeremy ją tylko zwodził, a ona jak ostatnia idiotka dała się
wodzić za nos. Nie wybaczyłaby tego jemu i sobie, że łudziła się
czymś, co nigdy nie znalazło pokrycia w rzeczywistości. Jednak
wciąż miała nadzieję, że Jeremy w końcu się przełamie. Nie opuszczało ją wrażenie, że miała coś na wyciągnięcie ręki, a jednocześnie
nie miała nic. Jakby jedno dotknięcie pozbawiło ją tego. Czasami
frustracja i złość zżerała ją od środka, ale zaciskała mocno
wargi i nic nie mówiła, aby nie zepsuć tej nici, która nagle
pojawiła się między nimi.
Wyczuwała,
że, choć tylko trzy razy znalazła się w jego pobliżu, fizyczne napięcie. Naprawdę nie wiedziała skąd to się wzięło,
ale przypuszczała, że niewiele potrzebowała, aby zapragnąć
Jeremy'ego. W końcu spotkali się trzy raz: pierwszy raz, gdy
pierwszej nocy nie mogła zasnąć i śledziła go korytarzem. Wtedy
złapał ją za ramiona, gdy się nagle z nim zderzyła. Drugi raz
zaskoczył ją w ogrodzie, a trzeci był tak niedawno. Wtedy to
zrobiła z siebie kompletną idiotkę i zapytała go, czy może go
pocałować. Do dziś nie mogła sobie tego zapomnieć, ale po raz
kolejny miała cichą nadzieję, że mówiąc to obudziła w nim coś
więcej niż tylko zwykłe zainteresowała. Chciała, aby... Aby...
Sama nie wiedziała co. Nie chciała prosić go o to, by ją
pokochał, bo to zbyt wiele, ale żeby przynajmniej przez chwilę
zapomniał o swej domniemanej brzydocie i zaufał jej. Bardzo tego
chciała, choć jednocześnie nie liczyła na zbyt wiele.
Rozterki
sprawiły, że kolejne dni spędzała jakby w pół śnie. Straciła
na wadzę, gdyż bardzo mało jadła. Martwili się o nią wszyscy,
choć zapewniała każdego, że czuję się świetnie i nie muszą
się o nią troszczyć. Nate i Adalbert często ją odwiedzali, więc
poczucie osamotnienia nigdy jej nie groziło. Czasami też wpadał
Greg Smadley z córką. Cieszyła się z tych wizyt i bardzo
zaprzyjaźniła się z Anabell.
Któregoś
dnia, gdy powolnym krokiem wracała do zamku, dopadł ją Nate.
Szarpnął ją za ramię i odwrócił twarzą do siebie. Pearl
zaskoczona jego zachowaniem próbowała się wyrwać ale ten tylko
zacisnął mocniej ręce.
-
Co się z tobą dzieje? - warknął przez zaciśnięte zęby.
-
Nic - odpowiedziała i na potwierdzenie próbowała się uśmiechnąć.
Nie bardzo jej to jednak wyszło, a Nathaniel wkurzył się jeszcze
bardziej. Odsunął się od niej i nerwowo przeczesał dłonią
włosy.
-
Przecież widzę, że coś jest nie tak! Nie próbuj mnie zbyć
głupim uśmieszkiem, bo ja nie dam się nabrać. Nawet Marcus
zastanawia się, co jest z tobą nie tak. No więc pytam, w imieniu
wszystkich, co jest? Nie mów, że nic, bo nie uwierzę. -
Skrzyżował ramiona na piersi i mierzył ją surowym wzrokiem. Po
raz kolejny miała ochotę wzruszyć ramionami, ale wiedziała, że
to byłby głupi pomysł. Nie chciała jeszcze bardziej zdenerwować Natahniela, więc tylko westchnęła ciężko.
-
Po prostu martwię się sytuacją Gandalfa. To wszystko. Ciężko
jest mi patrzeć na niego i mieć świadomość, iż możliwe, że
nie jest już do uratowania. Nie sądzisz, że powinnam się tym
przejmować, skoro uratowałam mu życie?
-
Ale przecież jeszcze nic nie rozstrzygnęło się w jego sprawie.
-
Może nie, ale mam wątpliwości, czy dobrze zrobiłam wtedy... -
zamilkła i pustym wzrokiem powiodła po okolicy. Powoli nad zamkiem
i jego okolicami zapadał ciepły wieczór. Psy leżały pod drzewem
i w końcu znalazły ukojenie po upalnych godzinach, konie i krowy wracały
po całym dniu skubania trawy na łąkach, za nimi szli i głośno
rozmawiali zatrudnieni tymczasowo pracownicy, wszelki drób już
powoli schodził się do kurników i wskakiwał na grzędy. W
powietrzu czuć było zapach czarnego bzu, a lekki wiaterek roznosił
go po całej okolicy. Było tak cudownie.
-
Zrobiłaś to, co uważałaś za słuszne. Nikt nie może cię za to
winić, skarbie. Podziwiam cię za to, że odważyłaś stanąć w
jego obronie i uratować mu życie. To się liczy. - Wyciągnął do
niej ramiona i objął ją mocno. Przytuliła się do niego i cicho
zapłakała. Naprawdę czuła się coraz gorzej i nie była w stanie
nad tym zapanować. Zbyt dużo myślała, zbyt wiele się
zastanawiała.
-
Ale co to za życie w ciągłym gniewie? On cierpi - załkała prosto
w jego znoszoną koszulkę. Nie przeszkadzało jej to, że był
brudny i spocony. Nie zwróciła na to wielkiej uwagi, gdyż w
tej chwili zbyt mocno przeżywała, aby zaprzątać sobie głowę
bzdurami.
-
Wiem, ale Blackbourn na pewno coś wymyśli. To on ma tu kasę i może
wszystko - powiedział nieco pogardliwie Nathaniel. Pearl na chwilę
przestała płakać i spojrzała na niego zaskoczona.
-
Dlaczego ty go tak nie lubisz? - zapytała szeptem. Głos łamał jej
się, ale dzielnie patrzyła mu w oczy, nie bacząc, że jest
zapłakana.
-
Nie to, że go nie lubię, ale... Denerwuje mnie to, że siedzi tam w
tym zamku, jak jakiś tchórz i nie interesuje go to, co dzieję się
wokół. Nigdy nie wchodzi z zamku, boj się ludzi jak zaszczute
zwierzę.
-
A ty byś chciał wyjść z twarzą poznaczoną bliznami? Nie bałbyś
się odrzucenia? - Odsunęła się od niego i teraz już nieco
wzburzona mierzyła go płonącym wzrokiem. Nate wzruszył ramionami,
choć sądząc po jego nerwowym spojrzeniu, wydawało się, że
bardzo drażni go ten temat.
-
Nie wiem, nigdy nie znalazłem się w takiej sytuacji. Czy możemy
zmienić temat? Rozmawialiśmy o tobie.
-
No jasne, najprościej pominąć takie tematy... - warknęła
wściekła na jego ignorancję. - Nie mam ochoty już rozmawiać. Do
zobaczenia.
-
Dobranoc, gwiazdo. Śpij dobrze - powiedział Nate i odszedł w swoją
stronę. Pearl zamaszystym krokiem skierowała się do zamku. Szybko
zamknęła drzwi, aby nikt się nie dostał do środka i pobiegła na
górę. Przygotowała się do snu i włączyła laptopa. Jeremy
natychmiast się odezwał, pytając o dzień i wizytę u Gandalfa.
Pearl
jak zawsze nadrabiała miną a dziś wyjątkowo nie miała ochoty z
nim rozmawiać. Nawet jeśli Jeremy bardzo się starał ją rozbawić,
opowiadając anegdoty ze swojego dzieciństwa.
Pearl:
Musiałeś być uroczy mając sześć lat. Dzieci są słodkie w tym
wieku i rozbrajająco szczere.
Jeremy:
Lubisz dzieci?
Pearl:
A kto ich nie lubi?
Jeremy:
Moja była dziewczyna. Amber. Nie przepadała za nimi, a ja tak,
uwielbiałem rozpieszczać maluchy kuzynostwa.
Pearl:
Nigdy nie zrozumiem takich ludzi. Dzieci dają człowiekowi tyle
radości! I są przede wszystkim dumą rodziców. Moja mama często
powtarza mi, że ja i Can jesteśmy jej życiem i cieszy się, że
nas ma. Wiesz, gdy nasz ojciec odszedł od nas, my byłyśmy dla niej
powodem, dla którego warto walczyć. Ciągle nam przypomina, że to
właśni my sprawiłyśmy, że się nie załamała po odejściu męża.
Jeremy:
Mogę Cię o coś zapytać?
Pearl:
No jasne.
Jeremy:
Dlaczego Wasz ojciec odszedł? Nie kochał już Waszej matki?
Pearl:
Trudno powiedzieć. Odszedł, bo kochanka okazała się być
ładniejsza? Bardziej pociągająca? Nie wiem. Po prostu, mama
znudziła się mu i nie bacząc, że ma małe córki pewnego dnia
spakował się i wyszedł bez słowa. Potem spotkałam go trzy razy,
raz nawet będąc nastolatką wyklęłam go i obrzuciłam takimi
oszczerstwami, że nawet sam Bobbie byłby zaskoczony moim
zachowaniem. A przecież sam doświadczył mojego ciętego języka.
Jeremy:
Musiałaś to przeżyć, skoro tak zareagowałaś na mężczyznę,
którego powinnaś uważać za najważniejszego na świecie.
Pearl:
Nie tak bardzo, bo miałam wtedy zaledwie cztery lata, gorzej było z
Candice, która była do niego przywiązana. Facet, który nas
spłodził był egoistycznym dupkiem, który nauczył mnie jednego:
nigdy nie jesteś w stanie poznać na tyle drugiego człowieka, aby
być pewnym jego uczuć. Can dopóki nie spotkała Bobbie'go nie
zaufała żadnemu mężczyźnie, a gdy tylko pojawił się nasz
ojciec robiła się agresywna. Dlatego między nią, a Robertem było
jak było, przynajmniej na początku ich znajomości.
Jeremy:
Bobbie był zachwycony Twoją siostrą, ale powtarzał mi, że jest
bardzo irytująca, bo była zbyt pewna siebie i dążyła do celu,
nie potrzebując wsparcia ani pomocy.
Pearl:
Can zawsze była niezależna. Opiekowała się mną i wspierała
mamę. Myślała nawet o rzuceniu szkoły, aby zacząć pracę, ale
wtedy zmarł dziadek Jack i całą niewielką GrandPic zapisał w
testamencie nam. Ponieważ mama miała już swoją pracę, Candice
wzięła na siebie obowiązek prowadzenia firmy, dlatego też
rozpoczęła studia pod kątem grafiki komputerowej.
Jeremy:
Zawsze ją podziwiałem. Obie jesteście bardzo dzielne.
Westchnęła
ciężko. Czy musieli o tym rozmawiać? Nie miała nawet na to
ochoty, bo to przypominało jej czasy w szkole, gdy dzieci ciągle
pytały ją gdzie jest jej tata. Teraz nie chciała do tego wracać.
Epizod z ojcem należał do przeszłości. Więcej już go nie
widziała, więc za nim nie tęskniła. Miała obojętny stosunek do
człowieka, który tak łatwo o niej zapomniał.
Pearl:
Może zamiast rozmawiać o mnie, porozmawiamy o czymś innym?
Jeremy:
Coś proponujesz?
Długo
myślała nad tematem, ale w końcu westchnęła i stwierdziła, że
neutralna rozmowa o niczym będzie lepsza niż ciągłe przekonywanie
Jeremy'ego, żeby w końcu się jej pokazał.
Pearl:
Książki. Może być?
Pomimo
początkowej niechęci do rozmowy, Pearl szybko się rozkręciła i
nie potrafiła się pożegnać, choć pora była już późna. A oni
wciąż rozmawiali. W końcu jej zły humor ulotnił się gdzieś
daleko, a ona sama nie potrafiła się nacieszyć tym, że Jeremy tak
chętnie odpowiada na jej pytania.
W
końcu rzeczywiście musiała się z nim pożegnać. Robiła to dość
niechętnie, ale była bardzo śpiąca.
Pearl:
Dobranoc, Jeremy. Śnij o mnie.
Wyłączyła
czat i wylogowała się z systemu. Tak naprawdę nie chciała tego
napisać, ale gdzieś włączyła się jej przekora i stwierdziła,
że takie pożegnanie bardzo mu się przyda.
Kolejne
dni minęły spokojnie, poza tym jednym porankiem, gdy Jeremy z
rozbawieniem w głosie oznajmił jej, że posłuchał jej słów i
śnił o niej. Zaczerwieniła się wtedy i szybko wyszła z pokoju.
Nie sądziła, że jej słowa przyjmie tak dobrze. Prędzej
spodziewała się jakiegoś ataku z jego strony, ale skoro zareagował
w ten sposób jeszcze istniała szansa, że Jeremy jej zaufa i
zejdzie do niej. Nie łudziła się jednak, że nadejdzie to tak
szybko.
*
Gandalf
ani trochę nie poprawił swojego zachowania. Pracownicy stajni
musieli zbudować nowy boks, specjalnie dla niego, gdyż ten, w
którym przebywał przypominał raczej pobojowisko wściekłej armii.
Nie nadawał się już do użytkowania. Wszyscy zastanawiali się,
jak to zrobił z nogą w gipsie. Jednak ogierowi nie potrzebne były
cztery nogi, miał jeszcze trzy, które użytkował w dość
niebezpieczny sposób. Pearl codziennie przynosiła mu dwa jabłka i
marchewkę naiwnie wierząc, że jej gest przywróci w ogierze wiarę
w człowieka i zaufanie. Mimo chwilowej załamki, nadal sądziła, że
kiedyś Gandalf wyjdzie z tego. Może za rok? W internecie znalazła
człowieka, który zajmuje się naturalnym treningiem koni i ogłosił
się samozwańczym zaklinaczem koni. Jeździ po całym świecie i
prostuje skrzywioną psychikę koni. Widziała na jego stronie
filmiki z tych wizyt i zaimponował jej cierpliwością, wiedzą, a
także umiejętnościami jeździeckimi. Dlatego sytuację Gandalfa
widziała nieco inaczej, w lepszym świetle.
"Cierpliwość
jest podstawą w relacji z agresywnym zwierzęciem: cierpliwość i
zrozumienie, a także odwaga. Człowiek nie może pozwolić sobie na
strach, który wykorzysta zwierzak. Obróci w niwecz dotychczasowe
rezultaty, jeśli dana osoba się przestraszy" - tak wyczytała
ostatnio na stronie zaklinacza. Uznała to za myśl przewodnią
własnego zachowania.
Poszła
do ogiera z mocnym postanowieniem, że się nie przestraszy. Nie
pokaże po sobie ani odrobiny lęku, który wykorzysta przeciwko niej
siwek. Musi być odważna i konsekwentna. Co prawda nie wiedziała,
co uczyni po przyjściu do stajni, ale jedno było pewne: nie podda
się tak łatwo. Skoro z Jeremym nieco się udało, a przecież był
on strasznym dzikusem i odludkiem, to dlaczego ma się nie udać z
Gandalfem? Obaj byli do siebie podobni i wystarczyło kilka dni, może
tygodni, aby w końcu zdobyć ich zaufanie.
Stajnia
tonęła w cichych dźwiękach wydawanych przez konie. Chrapanie,
parskanie, pogryzanie i tupanie kopytami. Rozejrzała się po
wnętrzu. Słońce wpadało przez szeroko otwarte drzwi i okna.
Wszystkie konie odpoczywały w boksach, ukryte w cieniu. Gandalf
znajdował się w najdalszym jego zakątku. Rozejrzała się wokół.
Nikogo nie było, więc śmiało ruszyła przed siebie, jednocześnie
będąc czujną. Nie chciała, aby Nate znów się do niej
przyczepił. Wolała w spokoju iść do ogiera, a obecność
Nathaniela na pewno nieco wytrąciłaby ją z równowagi. Musiała
skupić się na zadaniu, które sobie narzuciła i nic jej od tego
nie odwiedziecie. Spodziewała się, że to, co zrobi zakrawało na
skrają głupotę i idiotyzm, ale istniała szansa, że jej plan może
przynajmniej w połowie się spełnić.
W
końcu stanęła przed boksem Gandalfa. Ogier dopóki jej nie widział,
stał spokojnie, żując siano. W chwili, gdy zastrzygł uszami
zwrócił swój kształtny łeb w jej stronę, natychmiast przystąpił
do tradycyjnego ataku. Nie odsunęła się od niego, jak to robiła
wcześniej i jak postępowali inni. Stała, w głowie wyobrażając
sobie, że go siodła i rusza na długą przejażdżkę. Stała tak,
dopóki koń nie odszedł od drzwiczek i nie zaczął kopać po ścianie,
wtedy podeszła bliżej. W dłoni trzymała dla niego smakołyki,
które miała nadzieje zje, że z ręki. Oczywiście chciała też
zachować przy tym wszystkie palce. Ogier, który mimo szaleństwa
widocznego w jego oczach wydał się być Pearl również
zainteresowany tym, co robiła. Uśmiechnęła się, choć sądziła,
że ten gest będzie zwierzęciu obojętny i całkiem niezrozumiały.
-
Cześć - przywitała się cichym, łagodnym głosem. Koń łypnął
na nią czekoladowym okiem, ale nie zaprzestał swego agresywnego
tańca. - Jak się dziś czujesz? - zapytała ponownie. Koń jednak
nadal wierzgał. - Widzę, że niezbyt dobrze. Chyba wiem, co
czujesz. Masz ochotę na jabłko? Są pyszne - dodała jeszcze i
powoli wyciągnęła do siwka rękę. Gandalf uspokoił się nagle i
przyjrzał się uważnie jej dłoni, na której spoczywało jabłko.
Pearl nie sądziła, aby przyjął od niej owoc, ale już samo
to, że przestał kopać, świadczyło, że choć trochę wykazuje
dobrej woli i coś może jeszcze z niego być.
-
No, proszę, weź je - szepnęła, wysuwając rękę do przodu.
Starała się nie okazywać strachu, choć w środku cała się
trzęsła. Jabłko zatańczyło na jej ręce i spadło na ziemie.
Gandalf pochylił łeb i obwąchał je, jakby było dziwnym,
nieznanym przedmiotem. Potem jednak spojrzał na Pearl i złapał w
zęby owoc. Szybko go rozgryzł. Dziewczyna ucieszyła się i
położyła na dłoni kolejne jabłko. Tym razem koń wycofał się
pod samą ścianę i stał zapatrzony w jej dłoń. Sama nie
wiedziała, co ją skusiło w tamtej chwili, ale powoli, aby go nie
wystraszyć zaczęła otwierać boks. Uchyliła drzwi i wślizgnęła
się do środka, nie spuszczając z konia oka. Serce dudniło jej w
piersi, a krew pulsowała w żyłach strachem i niepewnością. Stała
na wprost siwka, który w każdej chwili mógł wyrządzić jej
krzywdę, wystarczyłoby tylko jedno kopnięcie, aby pożegnała się
z tym światem. Zimny dreszcz, który przebiegł po plecach zmroził
ją po korzonki włosów. Opanowała się jednak, nim ogier wyczuł
jej zmianę nastroju. Zrobiła jeszcze krok z wyciągniętą ręką.
Jabłko leżało nieruchomo. Gandalf uniósł łeb i spojrzał nią
nią, przebijając ją wzrokiem na skroś. Jego głębokie, pełne
cierpienia oczy sprawiły, że w jej piwnych pojawiły się łzy. Nie
chciała, żeby cierpiał. Pragnęła go widzieć brykającego z
innymi końmi, skubiącego trawę, czy kłusującego po lesie pod
siodłem.
Gandalf
nadal patrzył na nią, ale w pewnym momencie trącił ją gwałtownie
pyskiem, aż jabłko upadło i potoczyło się w kąt. Pearl zerknęła
w tamtą stronę, ale po chwili spojrzeniem wróciła do ogiera.
Musiała go obserwować, aby nie przegapić momentu, w którym koń
nagle przeistoczy się w agresywne stworzenie. Kiedy jednak nadal
pozostawał w tej samej pozycji, nie wykazując żadnych oznak
poprzedniego zachowania. Stał i patrzył, jakby chciał zbadać jej
intencję wobec niego.
-
Obiecuję ci, że jeszcze kiedyś będziemy galopować po lesie -
powiedziała cicho. Koń postawił uszy, chłonąc każdy dźwięk
wydobywający się z jej ust. Był zaciekawiony, nadal ostrożny, ale
wciąż zainteresowany jej osobą. Nie widziała złości w jego
spojrzeniu, więc postąpiła krok do przodu. Wyciągnęła wolno
rękę i niemal dotykała opuszkami palców jego chrapy. Prawie muskała jego pysk, gdy nagle z tyłu
dobiegł ją przeraźliwy krzyk.
-
Pearl! - Dziewczyna automatycznie odwróciła się w stronę męskiego
głosu, który dobiegł ją od strony drzwi boksu. Nate stał w nich
przerażony. Chciała coś odpowiedzieć, gdy nagle usłyszała
głośne rżenie konia, a potem poczuła jak głowę rozrywa jej ból.
Upadła
na ziemię, tracąc przytomność od kopnięcia Gandalfa.
biedna peral ! chciala dobrze a nate wszystko zniszczył !
OdpowiedzUsuńpo za tym dziękuje że dodałaś post dzisiaj bo jest Katarzyny i moje imieniny życzę wszystkim Kasią wszystkiego naj !
A, to w takim razie się cieszę i życzę wszystkiego dobrego! :)
UsuńJuż chciałam napisać, że Nate powinien dać sobie spokój z Pearl, bo ta jest równie uparta jak Jeremy i powinni sobie ręce podać. Już chciałam napisać, żeby Nate dał sobie spokój, bo Pearl czeka na swojego księcia i umrze w samotności, tak samo jak jej książę (czekający w wieży). Naprawdę sądziłam, że znajomość Pearl i Jeremiego zmierza donikąd, tak samo zresztą jak znajomość Pearl i Nate'a. A Ty boom, zwrot akcji robisz, w dodatku wykorzystujesz do tego Gandalfa. Więc nawołuję: Jeremy, ogarnij się! xD
OdpowiedzUsuńW zasadzie wszystkie moje przypuszczenia się sprawdziły - jeśli chodzi o Gandalfa, w jakiś sposób Pearl wyrządziła sama sobie krzywdę. Co potwierdza moim zdaniem, że Pearl jest naiwna i uparta, te cechy właśnie doprowadziły do wypadku.
Pozdrawiam! Czekam na kolejny:)
Ha! Czasem bywam nieprzewidywalna, ale tylko czasem. No cóż, teraz pole do popisu ma Jeremy, a co zrobi, to się okaże.
UsuńMoże przesadnie wierzyła w swoje "cudotwórcze" możliwości. Masz rację, jest naiwna, skoro sądziła, że pomimo braku doświadczenia z końmi uda jej się obłaskawić narowistego ogiera.
Już piszę, skrobię na szybkiego kolejny rozdział:)
O kurczę, a prawie się jej udało! Co za Nate... Mam nadzieję, że po tym wypadku Pearl Jeremy się ogarnie i w końcu będą razem:D z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział!^^
OdpowiedzUsuńPrawie, choć nie wiadomo, co by się stało, gdyby Nate nie wkroczył do boksu. Pewnie i tak by Gandalf stał się agresywny.
UsuńDziękuję i pozdrawiam! <3
Neco kiedy będzie następny rozdział bo już doczekać się nie mogę
OdpowiedzUsuń!
Łot, głupi Nate. Po co się darł?! Wystraszył tylko konia, a ona ucierpiała, jeeeeny, co za żal. I jak zwykle big lovki do Jeremiego. <3
OdpowiedzUsuń